Pierwszym zagranicznym klubem w karierze polskiego napastnika był Sporting. Juskowiak trafił do niego po igrzyskach olimpijskich w 1992 roku, na których strzelił siedem goli. „Jusko” został najlepszym strzelcem turnieju piłkarskiego, walnie przyczyniając się do srebrnych medali dla polskiej kadry.
- Przychodziłem do Sportingu jako król
strzelców igrzysk olimpijskich w Barcelonie i to robiło na
Portugalczykach olbrzymie wrażenie. Sam Figo się śmiał, że byłem
bardziej ceniony od niego i był o to zazdrosny.
- Figo był
gwiazdą reprezentacji do lat 20, która rok wcześniej zdobyła
mistrzostwo świata, i opowiadał mi, jak bardzo doskwierało mu, że
darzono mnie takim szacunkiem i że moje przyjście tylko
zdopingowało go do jeszcze lepszej gry. Startowałem z bardzo
wysokiego pułapu. (…) Trudno było udźwignąć te oczekiwania.
Ktoś, kto strzela gole na igrzyskach, powinien przecież od razu
trafiać także w lidze, ale pierwszy sezon był dla mnie trudny.
Zacząłem go z marszu, to był dla mnie taki eksperymentalny okres -
przyznał Juskowiak, kontynuując po chwili wątek samego Figo:
-
Od pierwszego spotkania wiedziałem, że to bardzo utalentowany
zawodnik. Miał nieprzeciętne umiejętności, łatwość dryblingu.
Jak się zabujał, to na dwóch, trzech metrach potrafił zgubić
kilku przeciwników i robił to wiele razy. Nie że raz mu się
udało, a później trzy razy już nie - dlatego później trafił do
Barcelony i Realu Madryt. Z wiekiem możliwości jego organizmu były
jednak mniejsze, nie był już tak dynamiczny, ale jego ruchy
pozostały tak płynne jak z okresu, kiedy grałem z nim w Sportingu.
Tak, uważam, że miałem szczęście występować z nim w jednym
zespole, chociaż na początku to był problem.
Juskowiak i Portugalczyk opuścili
klub z Lizbony w tym samym okienku. Latem 1995 roku Polak przeniósł
się do Olympiakosu, a Figo - do wspomnianej Barcelony. Ze
Sportingiem obaj sięgnęli po Puchar Portugalii.