Dwukrotny reprezentant Togo jest doprawdy niesamowitą postacią. Czarnoskóry zawodnik w tracie przygody z piłką już czterokrotnie ratował komuś życie na murawie. Raz zrobił to grając w Tajlandii, dwukrotnie w Afryce, a kilka miesięcy temu uczynił to po raz kolejny w Czechach.
Napastnik grał w zespole Slovácko, który mierzył się wtedy z Bohemiansem. Jego bramkarz, Martin Berkovec zderzył się w trakcie meczu z kolegą z drużyny, Danielem Krchem. Po kolizycji golkiper zaczął dławić się własnym językiem. Koné, który momentalnie to dostrzegł, ruszył rywalowi z pomocą, ratując mu życie. Warto dodać, że od początku tamtego meczu Afrykanin był obrażany przez kibiców.
- Tak, wyzywali mnie, naśladowali małpy (…) Ci sami kibice, którzy mnie obrażali, nagle byli jednak świadkami niecodziennej sceny. Czarny uratował jednego z nich, ich piłkarza. Podobno tej samej nocy do działaczy tego klubu dzwonili ci, którzy naśladowali małpy i prosili, żeby mnie przeprosić - zdradził 26-letni zawodnik.
- Najtrudniejszy był
ten drugi przypadek. Chłopak był już w „połowie” martwy. Po
tym, jak udało się go uratować, przypadek trzeci był już
łatwiejszy, a ten ostatni - najłatwiejszy. Chwyciłem język
bramkarza, wyciągnąłem go i choć mnie ugryzł, to ostatecznie nic
złego mu się nie stało.
- U mnie to jest instynkt. Jestem
głęboko wierzący, uważam, że to Bóg ratuje, ja jestem tylko
narzędziem - zdradził piłkarz.