Napastnik Stoke wyceniany jest przez włodarzy klubu na około trzy miliony funtów, natomiast trener Evertonu forsuje kwotę miliona jako maksymalną cenę za piłkarza. Skala rozbieżności zdaje się być stosunkowo niewielka i nie powinna decydować o transferze. Zakładając, że najważniejszym elementem niezbędnym do przeprowadzenia transferu jest zgodna wola zainteresowanych stron, to Jonesa powoli można zaczynać nazywać zawodnikiem klubu z Liverpoolu.
W tej konfiguracji przejście napastnika do „The Toffees” jest korzyścią dla wszystkich. Roberto Martinez może sprowadzić doświadczonego i co najmniej solidnego ofensywnego gracza, Stoke City ma szansę na odzyskanie choć części z ośmiu milionów funtów zapłaconych za piłkarza przed czterema laty, a sam Jones w nowym otoczeniu mógłby wrócić do gry w piłkę. Obecnie bowiem nie nie cieszy się zaufaniem trenera – w obecnym sezonie wystąpił w Premier League zaledwie siedem razy, a ostatnio na boisku pojawił się w listopadzie ubiegłego roku właśnie w meczu z Evertonem.
W niedzielę pochodzący z Trynidadu i Tobago Jones nie usiadł nawet na ławce rezerwowych w czasie meczu z Liverpoolem, w związku z czym odejście piłkarza w najbliższych dniach jest dużo bardziej prawdopodobne niż wypełnienie przez niego kontraktu obowiązującego do końca obecnych rozgrywek.