Historia lubi się powtarzać

Historia lubi się powtarzać fot. Transfery.info
Dawid Michalski
Dawid Michalski
Źródło: Transfery.info

Hiszpanie mieli zmazać plamę po porażce z Holandią i wrócić do gry. Tymczasem jedyny powrót jaki ich czeka, to wylot na Półwysep Iberyjski po spotkaniu z Australią.

Spotkanie Hiszpania - Chile to był arcyważny mecz dla układu tabeli grupy B, szczególnie dla Hiszpanów, gdyż ich porażka oznaczała koniec turnieju. Historia i statystyki przemawiały za "La Furia Roja", gdyż obie reprezentacje zagrały ze sobą dziesięć razy i w ośmiu z tych spotkań Chile musiało uznać wyższość przeciwnika z Europy, natomiast dwa spotkania zakończyły się remisem. Chilijczycy to jednak waleczny naród, o czym przekonaliśmy się na godzinę przed rozpoczęciem meczu, kiedy to około 100-osobowa grupa kibiców wtargnęła na stadion, demolując po drodze biuro prasowe. Czy jednak piłkarze mieli w sobie tyle samo werwy?

Piłkarzom Chile wielkiej motywacji nie trzeba. Oni wychodzą na boisko z myślą, żeby jak najwięcej piłek wylądowało w bramce rywala. To taki styl życia. Zapewne będą próbowali podporządkować się taktyce, ale natury nie są w stanie powstrzymać. Gdy tylko poczują swoją szansę, rzucą się Hiszpanom do gardeł. Tym bardziej, że mistrzowie świata po pierwszym meczu przypominają raczej padlinę, niż hiszpańskiego byka gotowego do walki.

 

Już po hymnach widać komu bardziej dzisiaj zależy. Hiszpanie spokojni i stonowani, a Chilijczycy pełni energii i wigoru. Chyba wszyscy poczuliśmy dreszcz emocji, kiedy to stadion drżał od głosów kibiców "La Roja". Początek zdecydowanie dla piłkarzy z Ameryki Południowej.

I myślę, że pierwszy kwadrans będzie mocny. Tym bardziej, że Hiszpanie grają dzisiaj o życie i Chile będzie miało przestrzeń do swoich ofensywnych popisów.

Chwila moment i Jorge Sampaoli mógł łapać się za swoją głowę. Na szczęście łysą, bo w innym przypadku powyrywałby swoje włosy. Pierwsza minuta i dwie okazje dla Chile.

I nie dziwi smutny wyraz twarzy Del Bosque. Wydaje się, że jest świadomy słabości swojej drużyny i nie potrafi zapanować nad nerwami piłkarzy. Tylko stres może sprawiać, że tak doskonali obrońcy na widok rywala w okolicy własnego pola karnego panikują, jakby pierwszy raz w swojej karierze grali mecz o taką stawkę.

Panika rozsiewa się na kolejne formacje, bo Chilijczycy wręcz mnożą się na boisku. Wszyscy bronią, atakują i grają agresywnym pressingiem. Tiki-takę czeka dzisiaj bolesne doświadczenie.

Tiki-taka odeszła w piłkarski niebyt, choć Hiszpanie za wszelką cenę starają się ją reanimować. I to ich właśnie gubi.

Oglądając Hiszpanów, którzy nie potrafią nawet celnie kopnąć piłkę z rzutu wolnego, przychodzą na myśl obrazki z Bielska-Białej bądź innych ekstraklasowych stadionów. Znów zawodzi Diego Costa. Okrzyknięto go wybawicielem "La Furia Roja", a na razie oprócz pokazania sprytu i aktorskich umiejętności, wiele nie zrobił.

Nie ma co się dziwić. Costa jest zaprzeczeniem tiki-taki, a mimo to ma ją ratować. Taktyczny samobój.

Samobójem okazało się również wystawienie Javiego Martineza. Piłkarz Bayernu zapomniał o kryciu i po wspaniałej akcji i po popisowej kontroli nad piłką Eduardo Vargas wyprowadził Chile na prowadzenie. Hiszpanom powoli zaczynały się nogi uginać.

 

I to mój wymarzony scenariusz. Jeśli mistrz ma się odrodzić, to tylko w mękach. To będzie ogromny test psychologiczny. Choć myślę, że w głowach piłkarzy rodzi się już świadomość, że za nieco ponad godzinę trzeba będzie wrócić do hotelu i pakować walizki.

A tego właśnie domagali się niektórzy kibice z kraju, twierdząc, że wyjazd kadry do Hiszpanii jest zbyt kosztowny, podczas gdy Hiszpania znajduje się w czasach kryzysu ekonomicznego. Piłkarze najprawdopodobniej wzięli sobie to do serca, gdyż oprócz chwilowego ataku i niecelnego strzału Diego Costy, to wciąż Chilijczycy przeważają i to oni walcza i nie odpuszczają. Szybkość i agresywny pressing - tyle wystarczy na "La Furia Roję".

Niestety, ale mimo całej sympatii, wyszła słabość Del Bosque. Po niezwykle długim i trudnym sezonie dla hiszpańskich klubów, w których na co dzień gra najwięcej reprezentantów, zajechał ich do reszty. To wygląda tak, jakby Hiszpanów do mundialu przygotowali spece od polskiej kadry.

To ewidentnie było widać. Spóźnione wślizgi, niedokładne podania, przegrywanie pojedynków główkowych. Jeśli kondycyjnie się odstaje, to nawet najlepsza taktyka niczego nie zmieni. Chile natomiast nie odpuszcza i jeszcze przed końcem drugiej połowy podwyższa prowadzenie.

 

 

 

Gwóźdź do trumny. Już te faule pokazywały, że nie jest dobrze. Też masz wrażenie, że gdyby ściągnąć z urlopów niepowołanych piłkarzy, to wyglądałoby to dużo lepiej?

Widać to gołym okiem. Pewnie po tym turnieju powstanie nowa hybryda naszego powiedzenia - Mądry del Bosque po szkodzie. Jednak nie ogłaszajmy jeszcze zgonu, wciąż pozostało trochę nadziei dla Hiszpanów.

Nadziei? To taka nadzieja, jaka towarzyszy polskim kibicom przez ostatnie lata. Przed każdym meczem łudzą się, że nastąpi przebudzenie, a 90 minut później nie pozostaje nic innego, jak pójść do sklepu po kolejne piwa. Hiszpańscy kibice już teraz mogą iść po swoją cervezę, bo po przerwie mogą ich czekać jeszcze gorsze obrazki.

 

Jeszcze w 2012 roku styl gry Hiszpanii wystarczał, ale obrazek powyżej dokładnie oddaje to, jak zagubieni są piłkarze del Bosque. Ale jest zmiana - Koke wchodzi za Xabiego Alonso. Chyba jednak trochę już na to za późno.

Bo dwa lata temu Hiszpan podawał i wychodził na wolne pole, dziś oddaje piłkę i stoi jak polska gospodarka. Co do zmiany, to trochę tak jakbyś uczył się na egzamin, który był dzień wcześniej. Niby fajnie, bo zdobywasz wiedzę, ale właściwie dalej siedzisz z ręką w nocniku.

Z ręką w nocniku to może siedzieć Sergio Busquets po tym fatalnym pudle, do którego dopuścił się w 52. minucie. Była szansa na podniesienie na duchu współtowarzyszy i nastraszenie Chilijczyków, a pozostało tylko wciśnięcie głowy w murawę. Natomiast cieszyć się może Scolari. Wziąłby Diego Costę i atak wyglądałby jeszcze gorzej, aniżeli obecnie z Fredem.

 

Tu się nie zgodzę. Przy taktyce Brazylii atuty Costy byłyby wykorzystane. Co nie zmienia faktu, że nie ma czego żałować. A Busquets w swoim żywiole. Lubi leżeć na murawie, a dywan na Maracanie podobno wysokiej jakości.

Niesamowite obrazki - Aranguiz musiał zejść z boiska i przez chwilę obawiano się, że musi dojść do zmiany. Ale nie, Chilijczyk walczy do końca! Oni powinni wymalować sobie twarze w barwach narodowych, biegać i jednocześnie śpiewać hymn na cały regulator. Braveheart w kolorach Chile!

Gorąca krew robi swoje. I jak tu nie lubić takich reprezentacji jak Chile czy Australia, które na boisku zostawiają serce. Zasłużyli w pełni na to, by Hiszpanie po meczu ustawili im szpaler i podziękowali za skrócone męki.

Ten mundial jest tak bardzo niesamowity, gdyż wygrywają drużyny walczące i preferujące ofensywny styl gry. Nie ma miejsca na malkontenctwo i pchanie piłki do bramki. Wracając na boisko, wchodzi Torres - Hiszpanio, żegnaj.

To bez znaczenia. Akurat w kadrze tak nie irytuje, zawsze pracował na zespół. Myślę, że nawet w formie z 2008 roku wiele by nie zmienił.

Najgorsze, że nawet Koke skarlał do poziomu swoich kolegów. Nie ma już żadnego ratunku dla Hiszpanii, szczególnie jeśli widzi się kolejne sytuacje Chile, ale Isla niesamowicie się pomylił. Na stadionie już śpiewają "eliminado, eliminado".

Uwłaczające statystyki dla Diego Costy - 126 minut na mundialu i ani jednego celnego strzału.

Najgorsze jest to, że jedyną bramkę na mundialu strzelili po niesłusznym karnym. A ile zmarnowanych zagrań. Cień zawodnika z Atletico.

Wszyscy piłkarze grają tak, jakby przed mundialem podmieniono ich na wadliwe sobowtóry. Nie oszukujmy się, mało kto wróżył Hiszpanom nagłą śmierć po dwóch meczach.

Ja też nie spodziewałem się takiej katastrofy. Co jak co, ale z takimi piłkarzami, nawet pod formą, mistrzowie świata nie powinni tak odstawać.

Tymczasem oni nie odstają, oni wręcz nie istnieją. Tak, kręcą się gdzieś w okolicach pola karnego, ale nic z tego nie wychodzi. Wszedł Cazorla, raz uderzył, a chwilę później potyka się przy dryblingu. To już nie tylko przewaga kondycyjna, ale również psychiczna.

Upadek Cazorli to idealny obrazek na podsumowanie występu Hiszpanów. Bo mimo świetnej postawy Chile, to oni sami przegrali ten turniej.

Wciąż jednak próbują. Fantastyczne uderzenie Iniesty wybronił Claudio Bravo. Właśnie od niego bije ogromna pewność siebie, podczas gdy po drugiej stronie znajduje się Casillas - niepewny, stremowany.

Nie poznaję Ikera. Znam jego wady i widziałem wiele słabszych występów w jego wykonaniu, ale to przechodzi wszelakie oczekiwania. Nikt, dosłownie nikt z Hiszpanów nie zasługuje na pochwały. Zawiedli i indywidualnie i zespołowo.

Sędzia chce dać jeszcze Hiszpanom jedną szansę - sześć minut doliczonego czasu gry. Prawie to wykorzystali, ale i Bravo, i obrońcy nie pozwalają na zatrzepotanie piłki w siatce. Zanosi się na powtórkę historii z 2002 i 2010 roku. Wówczas Francja i Włochy, które broniły tytułu mistrza, odpadały po fazie grupowej.

 

I w równie kiepskim stylu. Francja cztery lata później doszła jednak do finału, podobnie jak Włosi, którym udało się zmazać czarną plamę dwa lata po blamażu. Boję się, że Hiszpanie dużo dłużej poczekają na kolejny finał wielkiej imprezy.

Ja nie byłbym jednak takim pesymistą. Nie jest to śmierć "tiki-taki". Nie ma co oczekiwać, że od września Hiszpanie będą grali inny futbol. Przegrali, ponieważ zabrakło świeżości w zespole. Zabrakło młodych zawodników, którzy nie posmakowali jeszcze wielu sukcesów, którzy by wszystko oddali, by móc zwyciężyć. Zamiast tego pojechała grupa weteranów, nie potrafiących wykrzesać z siebie nic, co pozwoliłoby pokonać Holendrów czy Chilijczyków. Przegrali też pod względem fizycznym. Tymczasem dla Chile otwiera się furtka do dużego sukcesu, ale nie mogą zachwycać się po tym meczu, dalej muszą walczyć o swoje.

Hiszpania to specyficzna kadra, która stawia przede wszystkim na efektywność i to może ich zgubić jak niegdyś, kiedy mieli świetnych piłkarzy, a nie potrafili nic wygrać. Filozofia świętej pamięci Aragonesa już się wyczerpała i wszystko zależy od tego, kto zastąpi Del Bosque. Cóż, czas pokaże.

 

Na sam koniec pozostało nam zaintonować - Chi, Chi, Chi, Le, Le, Le, Viva Chile, a Hiszpanii powiedzieć - "Adios"

 

 

AUTORZY: Dawid Michalski i Marcin Żelechowski

Zobacz również

Relacje transferowe na żywo [LINK] Relacje transferowe na żywo [LINK] Wojciech Szczęsny jak Gianluigi Buffon. Juventus ma plan na przyszłość gwiazdy reprezentacji Polski Wojciech Szczęsny jak Gianluigi Buffon. Juventus ma plan na przyszłość gwiazdy reprezentacji Polski Trzeba będzie zapłacić za niego blisko 47 milionów euro. Kluby z Premier League zainteresowane Trzeba będzie zapłacić za niego blisko 47 milionów euro. Kluby z Premier League zainteresowane Agent Alphonso Daviesa oburzony. „Dostaliśmy ultimatum” Agent Alphonso Daviesa oburzony. „Dostaliśmy ultimatum” Jacek Krzynówek namaścił po latach swojego następcę w reprezentacji Polski „On to ma” Jacek Krzynówek namaścił po latach swojego następcę w reprezentacji Polski „On to ma” Manchester United zdeterminowany w walce o defensora. Jako karty przetargowej może użyć Masona Greenwooda Manchester United zdeterminowany w walce o defensora. Jako karty przetargowej może użyć Masona Greenwooda Felipe Melo nie gryzł się w język w sprawach Daniego Alvesa i Robinho. „Mam piętnastoletnią córkę...” Felipe Melo nie gryzł się w język w sprawach Daniego Alvesa i Robinho. „Mam piętnastoletnią córkę...” Górnik Zabrze czeka na Legię Warszawa. Szykuje się rekord na trybunach Górnik Zabrze czeka na Legię Warszawa. Szykuje się rekord na trybunach Bayern Monachium ustalił wysokość odszkodowania dla Thomasa Tuchela Bayern Monachium ustalił wysokość odszkodowania dla Thomasa Tuchela

Najnowsze informacje

Ekstra

Ekstra

Nasi autorzy