ANALIZA TAKTYCZNA: Arsenal zdobywa Tarczę Wspólnoty
2014-08-11 19:59:18; Aktualizacja: 10 lat temu Fot. Transfery.info
Już tradycyjnie na tydzień przed startem rozgrywek Premier League, na Wembley odbyła się potyczka o Tarczę Wspólnoty. Zdobywca FA Cup, Arsenal, pokonał 3:0 triumfatora Premier League, Manchesteru City.
Formacje
Arsene Wenger zdecydował się na ustawienie 4-5-1 (lub 4-4-1-1, w zależności od tego, w którym sektorze boiska operował Sanchez). Gibbs i Debuchy grali wysoko, chętnie podłączając się do akcji ofensywnych. Obiegali odpowiednio Cazorlę i Sancheza, tworząc przewagę na skrzydłach lub wykorzystując powstałą tam wolną przestrzeń, gdy obaj schodzili do środka. Ramsey, choć nominalnie ustawiony w poziomie z Wilsherem, operował znacznie wyżej, będąc najbardziej wysuniętym z trójki środkowych pomocników. Sanogo, jako odgrywający, zarówno cofał się po piłkę, wyciągając stoperów City, jak i szukał miejsca za ich plecami w oczekiwaniu na otrzymanie prostopadłego podania.
Manuel Pellegrini postawił na 4-4-2 z dwoma nominalnymi lewymi obrońcami – Clichym i Kolarovem. Francuz, jak zdążył do tego przyzwyczaić, w większym stopniu koncentrował się na destrukcji, Serb natomiast znacznie częściej przebywał na połowie rywali. Rolę rygla defensywy pełnił Fernando, a tylko nieco przed nim operował Toure. Na skrzydłach – trzymający się linii bocznej Navas i „fałszywy skrzydłowy” Nasri, częściej schodzący jednak do linii, niż zajmujący miejsce w środku pola. W linii ataku ustawieni w poziomie (lub pod lekkim skosem) Dżeko i Jovetić. Ten ostatni wprawdzie ciut głębiej, a momentami wracał po piłkę aż do drugiej linii.
Początek Arsenalu
Pierwsze dziesięć minut to absolutna dominacja Arsenalu – podopieczni Wengera mieli miażdżącą przewagę w posiadaniu piłki, ich akcje – budowane począwszy od duetu środkowych obrońców – były płynne i pełne polotu. Centralnymi postaciami w tym okresie byli Ramsey, Wilshere i Sanchez. Dwaj pierwsi przejęli środek pola: rozdzielali piłki ze strefy obrony do strefy ataku, a także brali bezpośredni udział w atakach na bramkę Cabellero, wchodząc i w pierwsze, i w drugie tempo. Co do Sancheza, jego „bazą wypadową” była strefa pomiędzy środkiem pola a prawym skrzydłem. Stamtąd Chilijczyk bądź to schodził do skrzydła, gdzie wraz z Debuchym starali się stworzyć sytuacje bramkowe po dośrodkowaniach, bądź ścinał do środka zajmując miejsce cofniętego napastnika (za Sanogo) lub fałszywej dziewiątki, gdy Francuz akurat cofał się po podania z głębi pola. Warto zauważyć, że po zejściu do środka i otwarciu lewego korytarza Gibbsowi, bramkę na 1:0 zdobył Cazorla.
W destrukcji londyńczycy również imponowali. Wysoka linia obrona, tak charakterystyczna dla Arsenalu, powodowała, że pomocnicy ustawiali drugi blok defensywny – Sanogo stanowił blok jednoosobowy – już na połowie City.
Po stracie piłki – natychmiastowy pressing i odbiór. City miało w tym okresie poważne problemy nie tylko z wymieniem 3 podań, ale również z opuszczeniem własnej połowy.
Co ciekawe, w okresie swej najlepszej gry Arsenal nie zdobył bramki. Cazorla dał prowadzenie, gdy City powoi (!) dochodziło do siebie po beznadziejnym początku, Ramsey podwyższył na 2:0 po kontrataku („The Gunners” zostali przymknięci przez City), Giroud... No cóż, trzy podania, w tym wykop Szczęsnego z autu bramkowego, przepchnięcie żółtodzioba Zuciliniego i rykoszet. Niemniej, fantastyczne uderzenie. Arsenal, co oczywiste, nie był w stanie utrzymać tej intensywności przez całe spotkanie, ale miał nad nim kontrolę, skutecznie ograniczając ofensywne poczynania City, w tym poprzez solidną obroną, gdy inicjatywę przejęli rywale.
Pellegrini przegrywa środek pola
W ubiegłym sezonie Pellegrini chętnie korzystał z ustawienia 4-4-2 i w większości przypadków przynosiło ono korzystne rezultaty. Tym razem jednak, abstrahując już od rozmiarów porażki, City w pierwszej połowie poległo z kretesem w walce o środek pola. Złożyło się na to kilka czynników.
Po pierwsze, ustawienie dosyć głęboko Toure. Dla Iworyjczyka pozycja tylko nieco wyżej od tej zajmowanej zwykle przez Fernandinho również nie jest żadną nowością. Gdy jednak na boisku nie ma Silvy, a zarazem z przodu operuje dwóch napastników, za ich plecami powstaje luka; tam zaś ustawiony głęboko Toure nie za bardzo może się zapędzać, gdyż w ten sposób sam tworzy kolejną lukę, narażając zespół na groźne kontrataki. Obecność Silvy nie tylko pozytywnie wpływa na poczynania ofensywne City – dodatkowy zawodnik w środku pola może bowiem nadto asekurować tę strefę, gdy Toure zdecyduje się szturmować defensywę rywali. Trzebe jednak przyznać, że Toure zaliczył po prostu kiepski mecz – był niemrawy, pasywny, ospały. Forma jeszcze wakacyjna.
Po drugie, zasygnalizowana już nieobecność Silvy. W pierwszych 45 minutach City nie stworzyło sobie żadnej (!!!) okazji bramkowej (w jego buty próbował wejść Jovetić, ale na tym się skończyło, Czarnogórzec zresztą najlepiej czuje się jako cofnięty napastnik, a nie ofensywny środkowy pomocnik), z kolei po wejściu Hiszpana i zanim zmieniony został Toure, mistrzowie Anglii zaliczyli najlepsze 15 minut w całym meczu.
Po trzecie, występ Nasriego. Francuz to, owszem, inny typ piłkarza niż Silva, lecz także lubiący zejść do środka i potrafiący rozdzielać piłki w tej strefie. Nie wiadomo, czy tego oczekiwał od Nasriego Pellegrini. Niezależnie od tego, Nasri – nie dość, że niewidoczny – raczej trzymał się skrzydła (którym jednak nie szarżował, jak to on) w związku z czym w środku powstała spora luka; napastnicy byli odcięci od podań, a próby ze strony cofającego się tam Joveticia nie przekładały się na sytuacje bramkowe. Gdy Nasri już pojawił się w środku, nie brał na siebie ciężaru gry i/lub partnerzy rzadko do niego zagrywali; a gdy zagrali, to albo podawał niecelnie, albo w poprzek, nie generując przy tym żadnego zagrożenia dla bramki Szczęsnego.
Silva
Jak już wspomniano, po wejściu Silvy City przejęło inicjatywę. Hiszpan z lewego skrzydła non-stop schodził do środka, czasem też na prawe skrzydło. Tak jak Cazorla Gibbsowi, Silva otworzył lewą flankę Kolarovowi, a do tego uruchamiał Navasa. Obie sytuacje strzeleckie, które w okresie dziesięciu minut po przerwie miał Jovetić, zostały stworzone poprzez zagrania z bocznych sektorów. Najpierw na głowę Czarnogórca idealnie dośrodkował Navas, później dokładnym podaniem wstecznym obsłużył go Kolarov. W obu przypadkach dobrze spisał się Szczęsny.
Środkowi obrońcy
Pozytywnym zaskoczeniem był występ Chambersa. 19-latek występował w Southampton jako prawy obrońcy, a w debiucie przeciwko mistrzowi Anglii Wenger wystawił go w środku obrony. Zarówno w duecie z Koscielnym, jak i Monrealem, spisywał się bardzo dobrze. Pewny i bezawaryjny.
Tego samego nie można powiedzieć o Boyacie i Nastasiciu. O ile pierwszy to głęboka rezerwa, nominalnie piąty stoper (a nawet szósty, jeśli liczyć Garcię), zawodnik prawdopodobnie za słaby na ekipę „The Citizens”, to Nastasić jak najbardziej aspiruje do gry w podstawowym składzie obok kapitana Kompany'ego. I na aspiracjach może się skończyć, bo przydomek „Pan Awaryjny” jakoś nie chce się od niego odczepić.
Podsumowanie
Oba zespoły nie zagrały w swoich najmocniejszych składach, przy czym to Arsenal był (chyba) bliżej tego optymalnego. Uwzględniwszy także rangę meczu – nie jest to może „Puchar Pasztetowej”, ale do najbardziej prestiżowych potyczek pucharowych Tarcza Wspólnoty nie należy – pozostaję sceptyczny co do wyciągania zeń wniosków. Niemniej jednak, jako plusy można wskazać płynność, łatwość, z jaką Arsenal konstruuje swoje akcje oraz – szerzej – potencjał ofensywny tej drużyny. Szeroka kadra – zawodników klasowych, o różnej charakterystyce – pozwoli Wengerowi zarówno na stosowanie rozmaitych konfiguracji linii ataku: grę klasycznymi skrzydłowymi (Walcott, Oxlade-Chamberlain), jak i fałszywymi (Oezil, Cazorla, Sanchez) czy fałszywą dziewiątką (Sanchez) i wieloma innymi.
City? Pozytywów raczej nie ma, no może za wyjątkiem obiecującej postawy Silvy, Kolarova i Joveticia. Do rozpoczęcia rozgrywek jeszcze tydzień i pozostaje liczyć na powrót nieobecnych oraz zwyżkę formy ważnych elementów drużyny (Toure, Dżeko, Nasri).
MATEUSZ JAWORSKI