Złamana kariera Salvadora Cabañasa

2015-02-04 17:30:19; Aktualizacja: 9 lat temu
Złamana kariera Salvadora Cabañasa Fot. Transfery.info
Paweł Machitko
Paweł Machitko Źródło: Transfery.info

O godzinie piątej nad ranem w klubie nocnym „Bar Bar” rozległ się strzał. Salvador Cabañas leżał we krwi.

Czy gdyby reprezentant i lider Paragwaju wiedział,że na sześć miesięcy przed mundialem zostanie postrzelony,unikałby lokalu niczym ognia? Czy gdyby wiedział, że ta feralnanoc na zawsze odmieni jego życie, nie wdałby się w wyglądającąpoczątkowo na niewinną sprzeczkę?


„Pomyślostatnie życzenie, ponieważ za chwilę umrzesz” – powiedział iprzystawił piłkarzowi pistolet do głowy. Cabañas stwierdził, żenie zamierza zginąć, a jemu w dodatku trzęsą się ręce.Napastnik odpowiedział, że wcale tak nie jest i rzucił:„Wyobrażasz sobie różne rzeczy, bo zaraz umrzesz”.Paragwajczyk zdążył tylko odrzec – „Na co czekasz” – gdypadł strzał.


Piętnośmierci


„Całyczas żałuję, że poszedłem do tamtego klubu” – mówił kilkalat później w wywiadzie dla BBC Sport. W rozmowach z dziennikarzamiwracał wielokrotnie do wydarzeń, które można by wziąć za scenyrodem z jakiegoś filmu gangsterskiego, a nie za zwykłąrzeczywistość.


Pięćlat temu, 25 stycznia 2010 roku, Cabañas przebywał wraz z żoną wznanym w mieście Meksyk lokalu „Bar Bar”. Odwiedzali go słynniludzie – gwiazdy kina, telewizji i estrady. Tym razem jednakpojawił się w nim handlarz narkotyków JoseJorge Balderas, zwany „JJ”. Zaglądał tam od dawna. Tegowieczoru siedział przy stoliku obok ofiary. Kamery zarejestrowały,a pracownicy zauważyli, jak przyjechał do baru swoim czarnym Dodgemwraz z eskortującymi go srebrnym Seatem i beżowym Nissanem.Zaobserwowano również, jak Balderas wchodzi do toalety tuż zaparagwajskimzawodnikiem, a po paru minutach wychodzi z niej w pośpiechu iodjeżdża.


Powody,dla których chciał zastrzelić Bogu ducha winnego gracza, nie sądo końca jasne. Cabañas relacjonował potem, że od samego początkuwrogo do niego nastawiony mężczyzna wytykał mu, że okradaMeksykanów i uważa się za nie wiadomo kogo, że trzymałwymierzoną w niego broń przez blisko dziesięć minut. Mającypowiązania z najgroźniejszymi meksykańskimi gangami przestępca,został aresztowany następnego roku.


GwiazdorClub Américatymczasem do szpitala jechał w stanie krytycznym, zawieszony gdzieśpomiędzy życiem a śmiercią. Utrzymywał, że rozmawiał z samymBogiem. Kiedy dojechali, był już świadomy. Nic nie pamiętał ipytał wciąż, gdzie się znalazł, dlaczego go tutaj przywieźli ico się z nim stało.


Zkulą w głowie


„Doznałtak ciężkiego urazu, że większość by go nie przeżyła” –miał potem powiedzieć agencji informacyjnej AFP jeden z medyków,Augustin Cassacia. Lekarze przeprowadzili niezwykle skomplikowanąoperację. Musieli najpierw wyciąć część czaszki, aby zmniejszyćciśnienie spowodowane obrzękiem mózgu, a następnie wyjąć kulę.


„Niewyciągnęliśmy pocisku z głowy pacjenta, gdyż znajduje się on wmiejscu, z którego wydobycie mogłoby wyrządzić znaczne szkody.Zatrzymaliśmy krwawienie i usunęliśmy skrzepy. Stan SalvadoraCabañasajest ciężki, lecz stabilny” – objaśniał mediom doktorFrancesco Martinez, nadzorujący cały zabieg. Po czym dodał:„Piłkarz cierpi na niebezpieczny uraz głowy. Nie możemyzagwarantować, że jego życie nie jest zagrożone. Pozostajeświadomy, ma natomiast problemy z sercem, które staramy sięustabilizować”.


NeurochirurgCarlos Codas, uczestniczący w operacji, orzekł wkrótce, że toprawdziwy cud. Cud, że po tym co się wydarzyło, jeszcze żyje.Przeżył nieprawdopodobnym zrządzeniem losu, bo zabrakło dosłowniemilimetrów i pocisk naruszyłby istotne obszary mózgu. Nie dalibyrady wtedy go odratować.


Paragwajczykjednak, z kulą w głowie, przetrwał, ale już nigdy miał niewrócić do wyczynowego uprawiania sportu. Rokowania były gorsze niżponure. Lekarze powtarzali ciągle, że ich celem było utrzymaniepacjenta przy życiu. Czekała go ponadto trudna, mozolna,prawdopodobnie ciągnąca się latami rehabilitacja, która mogłanie przynieść żadnych rezultatów.


Wyścigz czasem


Kiedyleżał w szpitalu, opowiadał przyjaciołom z Club América,którzy go odwiedzali, że musi zdążyć na obóz przygotowawczy isparing Paragwaju przed mundialem. Rodrigo Iñigomówił wówczas: „Byłem smutny. Cabañasnie zdawał sobie sprawy z tego, jak poważna jest jego kontuzja”.


Tenjednak robił błyskawiczne postępy. Zaskakiwał wszystkich, gdy potygodniu od zdarzenia potrafił wysławiać się w miarę normalnie.Kilkanaście dni później mógł chodzić, jeździć na rowerze iwykonywać pierwsze ćwiczenia. Został przeniesiony z oddziałuintensywnej terapii do centrum neurorehabilitacji. Po cichu wciążmarzył o zwykłych treningach, obsesją stał się wyjazd z kadrąna mistrzostwa do RPA.


Tymczasempo kolejnych parunastu tygodniach jego forma ciągle była daleka odideału. „On wie, że nazywa się Salvador Cabañas.Wie, że jest piłkarzem i ma dwóch synów. Choć rozpoznajerodziców i nazywa ich po imieniu, to w dalszym ciągu pozostajezdezorientowany. Nie umie wyjaśnić, co się z nim dokładnie stało.Nie potrafi zapamiętać, co robił wczoraj lub jadł na śniadanie.Jego neurologiczny powrót do pełnej sprawności może potrwać rok,dwa, a nawet trzy lata” – lekarze nie pozostawiali mu złudzeń,tłumacząc prasie, że zawodnik cierpi na niepokojące zanikipamięci.


Niecałecztery miesiące po zabiegu zaczął kopać futbolówkę wargentyńskiej klinice w Buenos Aires. Poczynił gigantyczne postępy,lecz umiejętności motoryczne nadal wymagały poprawy: „Naprawdęwidać ogromny progres. Na przykład - teraz jest w stanie podać nalewo i prawo, a w początkowej fazie ćwiczeń okazywało się to dlaniego zbyt trudne” – zauważał wtedy i podkreślał doktorLisandro Olmos. Aż przyszedł cios – dla Cabañasazabrakło miejsca w kadrze na turniej w Afryce.


Niezłomny


Niezałamał się, nie zaczął rozczulać nad swoją sytuacją i użalaćna perfidny los. Nieustannie trenował. Ćwiczył z paragwajskimmistrzem Libertad i reprezentacją. Nagroda przyszła 14 kwietnia2012 roku, dwa lata, dwa miesiące i dwadzieścia dni po tymstraszliwym wypadku. Piłkarskie zmartwychwstanie – w końcuwybiegł na murawę w oficjalnym spotkaniu. Z kulą w głowie, naprzekór wszystkim i wszystkiemu, wrócił.


Pierwszekroki na boisku i sprint, walka o piłkę, pierwsze przyjęcie,podanie i strzał, każdy cenny oddech, jedno uderzenia serca zadrugim, błogie uczucie zmęczenia – to wszystko musiało być dlaniego na wagę złota. Podczas wywiadu z BBC Sport mówił wówczas:„Biorąc pod uwagę to, co się ze mną stało i mój powrót?Przecież nikt sobie tego nie wyobrażał”.


Zdobyłnagłówki lokalnych gazet, media zachwycały się jego drogą wprostz objęć śmierci na boisko. Artykuły wypełniały słowauderzające w optymistyczne i motywujące tony. Jednemu z miejscowychdzienników wyjaśniał: „Jestem piłkarzem. Muszę więc grać wpiłkę. Na pewno nie rozważałem rezygnacji z futbolu, ponieważ tomoja praca. Zawsze myślałem o powrocie i nie przestałem w towierzyć”. Kiedy został postrzelony, lekarze uznali, że niezałoży ponownie klubowej koszulki: „Powiedzieli mi, że to poprostu niemożliwe. Odpowiedziałem, że się mylą. Stwierdziłem,że wrócę. Nigdy w siebie nie zwątpiłem”.


Wszyscyrozpływali się nad historią Paragwajczyka, nad jego niezłomnościąi hartem ducha, ale w tej urzekającej opowieści nie zabrakłobardziej przyziemnych, zwyczajnie smutnych faktów. „Prawdępowiedziawszy, jest tutaj z przyczyn ludzkich, a nie piłkarskich.Chcemy, aby stale się rozwijał i poprawiał, ale nie jest już tymSalvadorem, co wcześniej. Zaczynając z nami treningi ledwo mógłporuszać lewą ręką i nogą, tracił również orientację namurawie” – opowiadał w rozmowie z reporterem BBC RolandoChilavert, trener Cabañasaw ekipie 12 de Octubre.


(Bez)przebaczenia


Powrótokazał się trudniejszy niż myślał. Gracz, który zajrzałśmierci prosto w oczy, zaliczył tylko niewiele warte epizody w nicnieznaczących zespołach z zapomnianych przez Boga mieścin. Wewspomnianym trzecioligowcu z rodzinnego miasta – 12 de Octubre –zagrał w zaledwie czternastu niepełnych spotkaniach. Potem znalazłsię w drugoligowym General Caballero, tam nie zaliczył żadnejminuty, i powtórnie w Octubre. Znowu nie wystąpił choćby w jednymmeczu. Rzecznik prasowy klubu mówił wtedy przed kamerami, żeSalvador był zupełnie bez formy fizycznej, że postanowili gowykluczyć z rozgrywek, pozwolili natomiast brać mu udział wtreningach.


Niegdyśkról strzelców ligi chilijskiej i meksykańskiej, dwukrotny królstrzelców Copa Libertadores, najlepszy gracz Paragwaju i AmerykiPołudniowej w 2007 roku, najskuteczniejszy strzelec reprezentacji weliminacjach do mundialu w RPA, który lada chwila miał posmakowaćgry w Premier League, kilka wiosen później pałętał się ponajbardziej zapchlonych futbolowych dziurach.


Dalszakariera stanęła pod dużym znakiem zapytania, a Cabañasotrzymywał ciosy zewsząd. Żona, kiedy jeszcze leżał półprzytomnyna łóżku szpitalnym, wytoczyła mu proces rozwodowy. Były agentpołożył łapę na kontach bankowych. Sam z sarkazmem na ustachkomentował, że nawet jego prawnik przeszedł do drużynyprzeciwnika.


Wciągu paru lat stracił wszystko: zawodową karierę, żonę, dzieci- nie widuje ich, nie może ich odwiedzać - pieniądze i dom. ClubAmérica nie wypłacił mu obiecanego odszkodowania, nawet ludzie, ciktórzy dawniej podawali mu rękę, o nim zapomnieli. Pozostałatylko kula w głowie. Niczym przekleństwo jednej nocy, którazmieniła całe jego życie. Hiszpańskiemu dziennikowi „Marca”powiedział jednak: „Wybaczyłemosobie, która mnie postrzeliła”.


Złamany


Dziennikarze,którzy w ostatnim czasie z nim dyskutowali, pisali o niesamowitejaurze optymizmu jaką roztacza, o zrelaksowanej postawie i uśmiechuna twarzy. Zdaniem żurnalisty „Reutersa” tylko jego oczyskrywają smutek, jakiś wewnętrzny żal po tym co miał kiedyś ico nastąpiło później.


Cabañasw styczniu 2014 roku ogłosił koniec przygody z piłką. Wróciłwiosną tego samego roku i podpisał trzymiesięczny kontrakt zbrazylijskim czwartoligowcem z São Paulo. Nie wystąpił w żadnymspotkaniu. Ponownie zawiesił buty na kołku. W czerwcu pragnąłspróbować jeszcze raz – z Independiente Caballero - lecz podkoniec sierpnia zrezygnował ostatecznie. Stwierdził,że nie jest w stanie utrzymać rytmu meczowego, odkąd cztery latatemu uległ wypadkowi.


Dziśpracuje wraz z rodzicami. Wiąże koniec z końcem, wstając każdegodnia o czwartej rano i rozwożąc chleb. O futbolu nie chce jużsłyszeć. Mecze ogląda jedynie w telewizji.


KAMIL KAŹMIERCZAK

Więcej na ten temat: Meksyk Paragwaj Salvador Cabañas