W decydującym meczu 30. edycji turnieju o mistrzostwo "Czarnego Lądu" doszło do starcia dwóch odwiecznych rywali i zdaniem wielu, najlepszych w ostatnich latach ekip na kontynencie, które już wielokrotnie stawały naprzeciwko siebie w Pucharze Narodów Afryki. Poprzednia potyczka tych zespołów miała miejsce w 2010 roku. Wtedy w fazie grupowej mocniejsze okazały się "Słonie". Nic im jednak to nie dało, ponieważ w ćwierćfinale musiały uznać wyższość Algierii. Natomiast "Czarne Gwiazdy" dotarły w tej imprezie do finału i przegrały w nim z Egiptem. Warto dodać, że był to ostatni mecz Ghany o mistrzostwo kontynentu, których w sumie ma na koncie cztery.
Reprezentacja Wybrzeża Kości Słoniowej do tej pory miała w dorobku zaledwie jedno zwycięstwo w Pucharze Narodów Afryki, które wywalczyła w 1992 roku, kiedy to po konkursie jedenastek okazała się lepsza od... "Czarnych Gwiazd" (11:10). Wielu ekspertów liczyło na to, że podobna historia może się powtórzyć i w tym spotkaniu, a to dlatego, że ostatnie cztery mecze decydujące o mistrzostwie "Czarnego Lądu", w których udział brały "Słonie", kończyły się rzutami karnymi.
Od pierwszego gwizdka sędziego było widać, że podopiecznym Hervé Renarda i Avrama Granta zależy głównie na tym, aby nie stracić głupiej bramki, która mogłaby ustawić całe spotkanie. Z tego też powodu do przerwy na boisku nie działo się zbyt wiele. Mimo wszystko mogliśmy w niej zobaczyć dwa gole, ale zarówno uderzenie André Ayewa i Christiana Atsu zatrzymało się na słupku bramki Boubacara Barry'ego, który zastępował w meczu finałowym kontuzjowanego Sylvaina Gbohouę. Warto również odnotować fakt, że Wybrzeże Kości Słoniowej powinno kończyć to spotkanie w osłabieniu, ponieważ Serey Die najpierw kopnął w krocze Mubaraka Wakaso (za to przewinienie ujrzał żółtą kartkę), a potem bez pardonu zatrzymał szarżującego piłkarza "Czarnych Gwiazd". Kłopot mogła mieć również Ghana, a to za sprawą Asamoaha Gyana, który celowo nadepnął na stopę Erica Bailly'ego. Innych prowokacji nie brakowało również w dalszej fazie rywalizacji.
W drugiej połowie nadal przy piłce dłużej utrzymywali się zawodnicy Avrama Granta, ale nic z tego nie wynikało. Z kolei ekipa Hervé Renarda dość niespodziewanie mogła zdobyć zwycięskiego gola tuż przed końcem regulaminowego czasu gry. Zabrakło im jednak szczęścia i po 90. minutach mieliśmy bezbramkowy remis. W dogrywce nikt nie spodziewał się fajerwerków w wykonaniu obu zespołów i musieliśmy wyczekiwać przeznaczonego im konkursu jedenastek, a w nim działy się rzeczy, których pozazdrościłby aktorom tego widowiska niejeden reżyser kina akcji czy komedii.
Strzelanie rzutów karnych zdecydowanie lepiej rozpoczęły "Czarne Gwiazdy", które po pudłach Wilfreda Bony'ego i rezerwowego Juniora Tallo prowadziły 2:0. W tym momencie wydawało się, że nikt, ani nic nie odbierze Ghanie zwycięstwa w Pucharze Narodów Afryki. Wtedy do ostrej roboty zabrał się popularny "Copa", który najpierw wybronił strzał Afriyie Acquaha, a potem długo deprymował swoją postawą Franka Acheamponga. Ta zabawa psychologiczna mocno wytrąciła z równowagi zawodnika Anderlechtu, ponieważ fatalnie chybił. Golkiper "Słoni"padł później za linią boczną i pokazywał, że nie jest w stanie dalej bronić w konkursie jedenastek. Po chwili jednak cudowanie ozdrowiał i próbował sprowokować André Ayewa. Ten jednak nie dał się wciągnąć w tę grę i po strzeleniu karnego dał upust swojej złości wykrzykując coś w kierunku Barry'ego. Ten szybko podbiegł do pomocnika "Czarnych Gwiazd" i przeprosił za swoje zachowanie.
Od tego momentu wszyscy piłkarze z większym lub mniejszymi szczęściem umieszczali futbolówkę w siatce. W międzyczasie realizator pokazał nam siedzącego z boku ławki rezerwowych Gervinho, który odciął się kompletnie od reszty swojej reprezentacji i nie chciał oglądać rzutów karnych.
Chwilę później do jedenastej serii podeszli bramkarze. Pierwszym był Razak Braimah. Jego uderzenie... wybronił "Copa", a potem sam po kolejnej "symulce", za którą ujrzał żółtą kartkę podszedł w końcu do futbolówki i pewnym strzałem pokonał bramkarza Ghany, dając Wybrzeżu Koścu Słoniowej drugi w historii tytuł mistrzowski i to zdobyty ponownie po zwycięskim meczu z "Czarnymi Gwiazdami". Radość z tego trafienia nie krył wielki nieobecny na tym turnieju - Didier Drogba, który po Mistrzostwach Świata zakończył reprezentacyjną karierę.
Zdecydowanie smutniejszy był za to Samuel Kuffour. Były piłkarz Bayernu Monachium obiecał w stacji SuperSportTV, że jeśli Ghana przegra z "Słoniami" to ogoli się w studiu pomeczowym na łyso. Niestety, 38-latek z małym przekąsem musiał wypełnić swoje przyrzeczenie i pozbył się włosów.
Podopieczni Avrama Granta, widząc radość piłkarzy Wybrzeże Kości Słoniowej, nie mogli powstrzymać łez. Najbardziej zrozpaczony był André Ayew, którego pocieszał Hervé Renard.
Przypominamy również, że w spotkaniu o brązowy medal, także o końcowym rezultacie musiały decydować rzuty karne, a te wykonywali lepiej zawodnicy Demokratycznej Republiki Konga.