Rekord nie zostanie jednak oficjalnie uznany, bowiem Mikronezja nie jest nie tylko członkiem FIFA, ale nawet konfederacji Oceanii. Niemniej Fidżi może chwalić się pobiciem rezultatu Australijczyków, którzy w ramach kwalifikacji do Mistrzostw Świata w 2001 roku strzelili Amerykańskiemu Samoa 31 goli. W pierwszym spotkaniu tej grupy Tahiti wygrało z outsiderem 30-0.
Mikronezji zdecydowanie daleko do profesjonalizmu. Jej piłkarze nie biorą regularnego udziału w jakichkolwiek rozgrywkach, a skład został sformowany specjalnie na Igrzyska Pacyfiku. Niektórzy zawodnicy nie rozegrali meczu od wielu tygodni, czy nawet miesięcy.
- Spisaliśmy się naprawdę nieźle w drugiej połowie. W pierwszej były problemy z kryciem, ale w drugiej poprosiłem zawodników o krycie "jeden na jednego" i zaczęło to wyglądać zdecydowanie lepiej - powiedział Stan Foster, selekcjoner przegranych.
Z pewnością na lepszą formę po przerwie mogła mieć też wpływ zmiana na bramce. Waltera Pengelbewa zastąpił Dominic Gadad, w pierwszych 45 minutach pomocnik. Mikronezja tym samym po wznowieniu gry straciła "zaledwie" 17 bramek, w porównaniu do 21 z pierwszej.
Szkoleniowiec Fidżi Juan Carlos nie krył jednak rozczarowania. - Zmarnowaliśmy masę okazji. W innym przypadku, kto wie, jaki byłby wynik? Za każdym razem, gdy zagraliśmy z pierwszej piłki, tworzyliśmy sytuacje. Czasem jednak traciliśmy czas, bo piłkarz lubi mieć piłkę przy nodze...
Przed Mikronezyjczykami jeszcze jedna trudna misja. Vanuatu, by mieć szansę na wyjście z grupy, musi liczyć na przegraną Fidżi z Tahiti, wówczas zaczną się liczyć strzelone gole. Zakładając 1-0 dla Tahiti, Vanuatu do awansu potrzebuje 38 bramek.
- Nasz cel? Strzelenie choćby jednej bramki... - zdradził po meczu z Fidżi wspomniany Gadad.