Szturmy stepowych no-name’ów należą już do przeszłości. Przynajmniej, na to wskazuje obecna polityka klubu. W Gdańsku wykształca się jednak inne zjawisko. Były szkoleniowiec częstochowskiego Rakowa otwarcie mówi, że w młodzież wierzy i jak najbardziej chce na nią stawiać. A do juniorów biało-zielonych zbyt wielkich zastrzeżeń mieć nie można! Zupełnie inną kwestią jest to, jak te piękne i wzniosłe słowa odnoszą się do brutalnej, szarej rzeczywistości. Właśnie w niej, to Haraslin zdaje się mocniej uderzać do wyjściowej jedenastki, a nie Gierszewski, który na angaż zasłużył ciężką pracą, a swoje szanse otrzymywał jedynie w sparingach. Wciąż jednak mam nadzieję, że ten chłopak dostanie kredyt zaufania. Niewątpliwie spłaci go z nawiązką. Ale dziś nie będzie o popularnym w CLJ-otce Hieronimie (bo już o Hierze mówić nie można. To Pan Piłkarz), a o zawodniku zgoła innym, choć występującym na tej samej pozycji.
„Buksa? On ma
prowadzić zespół do zwycięstwa?”
Wielu kibiców gdańskiej Lechii słysząc nazwisko Buksa niesamowicie się wzdryga. Przeszywa ich dreszcz, dostają dziwnych tików nerwowych lub wybuchają całkowicie niekontrolowanym śmiechem. Większość z nich pamięta jeszcze, jak Adam miał ogromne problemy z przyjęciem piłki, jak jego długie nogi plątały się ze sobą tworząc coś na kształt wiązkowego systemu korzeniowego. Od tego czasu wiele się zmieniło. Młodemu napastnikowi bardzo dużo dał pobyt we włoskiej Novarze, gdzie nabrał technicznej ogłady, nieco się ustabilizował i zobaczył, jak wygląda praca z młodzieżą poza granicami naszego kraju. Wychowanek krakowskiej Wisły wrócił silniejszy i powoli stara się zyskać nie tylko sympatię kibiców, ale przede wszystkim zaufanie szkoleniowca. W obliczu telenoweli z Colakiem w roli głównej, to właśnie Buksa jest pierwszym żądłem (choć, jego boiskowe funkcje nie ograniczają się jedynie do wysuniętego ataku) gdańskiej Lechii. No, do czasu aż do składu na dobre wskoczy Grzegorz Kuświk. Wówczas, sytuacja młodzieżowca skomplikuje się w sposób zdecydowany.
Struktura podań
I POŁOWA
UDANE: 5 (czerwony)
NIEUDANE: 1 (czarny)
ODBIORY: 2/2 (udane/nieudane)
POJEDYNKI GŁÓWKOWE: 2/1
(granatowy;
udane/nieudane)
PRZEWINIENIA: 1/0 (prostokąt; na nim/popełnione)
II POŁOWA
UDANE: 8 (czerwony)
NIEUDANE: 0 (czarny)
ODBIORY: 0/2 (udane/nieudane)
POJEDYNKI GŁÓWKOWE: 2/0
(granatowy;
udane/nieudane)
PRZEWINIENIA: 0/1 (prostokąt; na nim/popełnione)
Po pierwsze, nastawienie
Od samego początku spotkania Buksa starał się grać bardzo wysoko. Nie obawiał się, że straci energię, że przebiegnie za dużo kilometrów w spotkaniu.
Doskakiwał do
defensorów i bramkarza, chcąc zmusić ich do błędu. Nie przynosiło to korzyści w
postaci jakiegoś przechwytu, ale sama determinacja dobrze wpływała na jego
obraz gry. Poruszając się bez piłki, gdy to rywal miał inicjatywę, starał się
zachowywać jak najmniej biernie. Przynajmniej, w pierwszych minutach meczu.
Już w jednej z pierwszych akcji pokazał, że obrona Cracovii może mieć z nim naprawdę ciężkie życie. W 3. minucie starcia dobrze zastawił się z piłką i nie dał jej sobie odebrać. Jak się później okazało, rzadko kiedy udawało mu się wyjść zwycięsko z takiego pojedynku bark w bark. Buksa nie bał się także angażować w pojedynki 1 na 1. Szczególnie często ścierał się ze Sretenoviciem, który przewyższał go pod każdym względem: począwszy od doświadczenia aż po gabaryty. Z takich pojedynków zwykle zwycięsko wychodził zawodnik Pasów, ale to wcale nie zrażało Buksy. Wręcz przeciwnie, starał się jeszcze bardziej przeć do przodu. Tym bardziej, że w 5. minucie pomimo, iż był przytrzymywany właśnie przez obrońcę gości, zdołał jeszcze odegrać piłkę. Jasne, sytuacja wyglądałaby o niebo lepiej, gdyby wziął go sobie na plecy i w ten sposób wypracował pozycję, ale liczy się efekt. Akcja trochę zwolniła, ale lechiści utrzymali się przy piłce.
Również na flance
zdarzało mu się walczyć ze Sretenoviciem. Akurat w tej sytuacji nie wyszedł zwycięsko
ze starcia, ale podjął próbę i postarał się o wyłuskanie piłki dla swojego
zespołu.
Po drugie, stałe
fragmenty gry
Niezależnie od tego, czy to przeciwnik, czy jego drużyna akurat zdołała wywalczyć stały fragment gry, Buksa znajdował się w centrum wydarzeń. Ze względu na swój wzrost mógł zachować się dwojako albo oddalić zagrożenie, albo wpakować piłkę do bramki.
Choć Buksa nie odpowiada za stratę gola, to w tej sytuacji mógł zachować się znacznie lepiej. Na dobrą sprawę nie krył żadnego zawodnika Cracovii, nie był także w stanie wybić piłki, która przeleciała mu ponad głową. Na pewno pokrzepiające jest to, że starał się wywalczyć pozycję w polu karnym.
Po trzecie… dostosowanie do postawy zespołu
Adam Buksa jest jeszcze zawodnikiem zbyt młodym, za mało doświadczonym, żeby pociągnąć swój zespół do ataku. Nie ma możliwości być typowym liderem, więc z chwilą, gdy siadła Lechia, siadł też wychowanek Wisły.
19-latek w pierwszych minutach meczu był naprawdę aktywny. Szczególnie wartą zaakcentowania jest jego wymienność pozycji z Makiem, która prezentowała się naprawdę dobrze. Ci dwaj piłkarze raz za razem się zmieniali tak, aby każdy z nich choć trochę zasmakował życia na flance.
Ustawiał się naprawdę nieźle, przedłużał piłki (jak w 8. minucie) do Nazario, pokazywał do gry, nie wahał się wyrwać do przodu i postraszyć przeciwnika.
To właśnie Buksa jest
odpowiedzialny za jedną z najbardziej klarownych akcji zespołu z Gdańska. Młody
piłkarz dobrze odnalazł się w rogu pola karnego, uruchomił Nazario, wywalczył
mu naprawdę wiele miejsca i tylko dzięki niemu Brazylijczyk mógł tak sprawnie
dośrodkować na głowę Mili.
Lechista w powyższej sytuacji zachował zimną krew, pokazał, że widzi naprawdę dużo i jest w stanie aktywować bodziec zapalny w swojej drużynie. Zabrakło centymetrów, żeby to spotkanie potoczyło się zupełnie inaczej, z korzyścią dla gospodarzy.
Buksa również miał okazję pokonać Pilarza. W 24. minucie po stałym fragmencie gry piłka spadła wprost na jego głowę, ale uderzenie z trudnego miejsca uniemożliwiło mu skuteczne pokonanie bramkarza gości. Nie miał przed sobą pustej przestrzeni jak Mila.
W okresie wzmożonej
aktywności całej drużyny, który przypadał na zupełnie początkowe fragmenty
spotkania, Buksa naprawdę dobrze wychodził na pozycję. Za każdym razem szedł za
akcją, nie narzekał na ciężkie warunki i starał się pokazywać.
Sytuacja skomplikowała się, gdy Lechia straciła gola. Z gdańszczan uleciało powietrze, stracili werwę i w ich poczynania wkradło się jeszcze więcej indywidualnych błędów niż to miało miejsce na początku spotkania. Wówczas owszem, brakowało dokładności, ale nadrabiali to sercem. Wydawało się, że akurat tego w zmotywowanej drużynie Brzęczka, zabraknąć nie może. A jednak.
Bierność dopełniona
prostymi błędami
Widząc, jak poczyna sobie cała drużyna, Buksa także nie za bardzo potrafił odnaleźć się na boisku. Jeszcze po upływie pół godziny starał się doskakiwać do Wołąkiewicza, psuć krew Sretenoviciowi, ale z każdą chwilą w jego grze było widoczne coraz mniej zapału. Zaczął przegrywać więcej pojedynków, zbyt późno startował do piłek, a nawet jeśli udało mu się jakąś przechwycić, to miał ogromny problem z jej przyjęciem. Futbolówki w gruncie rzeczy nie tracił, ale musiał się nieźle nagimnastykować, żeby utrzymać ją przy nodze – zwykle takie odbiory czynił na kilka razy. Jego podaniom brakowało precyzji, a to pociągnęło za sobą gwałtowne zwalnianie akcji.
Żeby tego było mało, Buksa zwykle pozostawał w centrum pola karnego i tam czekał na piłki. Liczył na to, że któryś z jego kolegów szarpnie i pokusi się o dobre dośrodkowanie. Na próżno było tego oczekiwać. Choć oczekiwał w pełnej gotowości, to futbolówki nie pojawiały się nawet w jego bliskiej okolicy. Młody piłkarz nie starał się sam wypracowywać okazji, rzadko kiedy zdarzało mu się schodzić do boku, nie był aktywny. No, poza właściwie jedną, naprawdę klarowną sytuacją z drugiej części spotkania.
W 61. minucie Buksa
zdecydował się wziąć sprawy w swoje ręce i zszedł do boku boiska. Tam, udało mu
się wyrwać spod czujnego oka Sretenovicia, wywalczyć futbolówkę i odegrać ją na
krótko do Maka. Akcja dwójkowa lechistów mogła się podobać, bo piłka po chwili
znowu zdołała powrócić pod nogi bardzo głęboko ustawionego w polu karnym Buksy.
18-latek nie zastanawiał się zbyt długo tylko huknął pod poprzeczkę na długi
słupek. Gdyby nie przytomna interwencja Pilarza, cały stadion ryknąłby z
zachwytu.
Podsumowanie
Buksa opuścił plac gry z powodu skurczów w 71. minucie spotkania z Cracovią i choć nie rozegrał go w pełnym wymiarze czasowym, to z jego gry można wyciągnąć trochę wniosków. Zwłaszcza, że całość konfrontacji z Pasami nie należała do koncertowych występów gdańszczan. Problemy pojawiały się począwszy od linii obrony, przez środek pola zbyt często kierujący piłki do tyłu (głównie przez brak Borysiuka w tamtej części formacji) aż po atak. Nic więc dziwnego, że Buksa miał naprawdę ciężkie zadanie. Na samym początku meczu wykazywał się sporą aktywnością podczas kreowania akcji ofensywnych. Znamienna była jego wymienność pozycji z Makiem, zdobywanie terenu, czy chociażby uruchamianie bardzo zagubionego Nazario. Sytuacja skomplikowała się w momencie, gdy cała Lechia zwyczajnie siadła. Wówczas Buksa odpuścił, jego gra została pozbawiona ruchu, zabrakło mu werwy i całej ochoty. Z uwagi, iż jest młody i bardzo niedoświadczony nie był w stanie udźwignąć brzemienia odpowiedzialności i pociągnąć zespół do przodu. Oprócz kwestii stricte wynikających z naturalnego zagubienia, Buksa musi popracować nad techniką. Zbyt często piłka nie klei mu się do nogi, nie jest w stanie wygrać pojedynku z lepiej wyglądającym rywalem. Nie ma co ukrywać, że lechista jest nieco cherlawy i to odbija się na jego grze 1 na 1 (było to widać szczególnie dobrze zwłaszcza w starciach ze Sretenoviciem, który z łatwością go przepychał). Przed Buksą jeszcze długa droga, ale jeśli będzie uparcie parł do przodu, pojawią się efekty. Inna sprawa, czy w tej podróży nie zabraknie mu sił – zwłaszcza, gdy w Gdańsku na dobre zadomowi się Kuświk.