Do
meczu z Zagłębiem Legia przystąpiła w nieco okrojonym składzie. W
środku tygodnia Kuba Rzeźniczak poinformował za pomocą mediów
społecznych, że z powodu urazu jego występ będzie niemożliwy, a przez
czwartą żółtą kartkę, która tak wpieniła przed tygodniem Stanisława Czerczesowa, pauzować musiał Tomasz Jodłowiec. Najbardziej niezadowolony z tego faktu był chyba… Guilherme.
Brazylijczyk z powodu absencji byłego zawodnika Śląska Wrocław, po raz
kolejny pełnił funkcję środkowego pomocnika. W meczu z Cracovią udowodnił,
że również na tej pozycji gwarantuje drużynie jakość, jednak wynikało
to bardziej ze świetnej formy, w jakiej znajduje się ten ofensywny gracz
niż jego rzeczywistego przystosowania do bycia łącznikiem między obroną
a atakiem.
Od momentu, gdy sędzia Frankowski rozpoczął mecz, dało się wyczuć ogromny ścisk na boisku. Zagłębie imponuje w tym sezonie swoim zdyscyplinowaniem taktycznym i to właśnie od tej strony zespół Stokowca
pokazało się w pierwszej części gry. Pierwszą groźną okazję lubinianie
wypracowali sobie w szóstej minucie. Piłkę za wysoko ustawioną linię
obrony posłał Jarosław Kubicki, jednak okazała się ona minimalnie za
mocna i Arkadiusz Malarz uprzedził ścigającego futbolówkę Krzysztofa Piątka, interweniując wślizgiem przed polem karnym.
Wybicie okazało się jednak tak niefortunne, że trafiło tuż pod nogi
Arkadiusza Woźniaka, który chciał uderzeniem lobem pokonać golkipera
gości. Piłka frunęła w powietrzu chwilę, jednak dla ludzi obecnych na
stadionie ta chwila przemieniła się w wieczność i ostatecznie trafiła,
na nieszczęście gospodarzy, w poprzeczkę.
Lubinianie szybko
doskakiwali do swoich rywali i pomimo że warszawianie mają swoich
szeregach takie techniczne tuzy jak Duda, czy Guilherme,
to nieprawdopodobną trudność stanowiło wymienienie między nimi nawet
paru podań. Zagłębie przystemplowało swoją wyższość w 12. minucie. Od
początku rundy wiosennej, gdy w stronę bocznej chorągiewki boiska
maszeruje Filip Starzyński, to od razu wiadomo, że jest wielce
prawdopodobne, iż za moment rywale „Miedziowych” znajdą się w
tarapatach. Nie inaczej było tym razem. Po dośrodkowaniu „Figo” z rzutu
rożnego na krótki słupek zszedł Woźniak, za którym nie nadążył
Jędrzejczyk. Po tym, jak skrzydłowy gospodarzy przedłużył tor lotu
piłki, znalazła się ona w zasięgu Tosika, który uderzeniem głową dał prowadzenie swojemu zespołowi.
Boiskowa supremacja Zagłębia wynikała głównie z tego, że środek pola został zdominowany przez parę Łukasz
Piątek – Jarosław Kubicki. Szczególnie ten drugi sprawiał wrażenie,
jakby miał oczy dookoła głowy i zawsze, gdy tylko wiedział, że za chwilę
piłka znajdzie się pod jego nogami, to analizował ustawienie swoich
kolegów. Oprócz tego brylował w defensywie i skutecznie wyłączył z gry Ondreja Dudę.
Przez ponad trzydzieści minut kompletnie niewidoczny był Michał Kucharczyk. Stanisław Czerczesow zdecydował się wystawić go na prawym skrzydle, zapewne po to, by wykorzystać to, że miał tam za rywala Jakuba Tosika, który zastępował kontuzjowanego Cotrę. Szkoleniowiec Legii jednak się sporo przeliczył, bo Tosik był dzisiejszego popołudnia praktycznie nieomylny.
Nie
dość, że stołeczna drużyna praktycznie nie istniała na połowie rywali,
to na dodatek bardzo łatwo było ją skontrować. Na chwilę przed przerwą
jeden z takich szybkich ataków pozwolił podwyższyć prowadzenie Zagłębiu.
Świetnego parudziesięciometrowym crossem z woleja obsłużył Krzysztofa
Piątka Filip Starzyński. Napastnik gospodarzy wpadł w pole karne i
precyzyjnym uderzeniem pokonał Malarza. Warto dodać, że genezą
kontrataku była… strata Kucharczyka.
Poprawa, ale tylko minimalna
Legia w drugiej połowie
zagrała znacznie lepiej, jednak prawda jest taka, że poprzeczkę miała
naprawdę nisko zawieszoną poprzeczkę. Warszawianie wzięli się w garść i
zaczęli skrupulatnie budować swoje ataki. Siłę ofensywną przyjezdnych mieli wzmocnić Hamalainen i Aleksandrov, którzy pojawili się na murawie za wybitnie miernych dzisiaj Prijovicia i Kucharczyka. Legia pomimo znacznej przewagi w posiadaniu piłki nie potrafiła jednak sprostać świetnie broniącemu Martinowi Polackowi i ogólnie całej defensywie Zagłębia, która w tym meczu po prostu dała radę.
„Legioniści”
mieli spotkaniem w Lubinie zapewnić sobie wicemistrzostwo (tak by się
stało, gdyby wygrali to spotkanie) i poprawić sobie humory przed
poniedziałkowym finałem Pucharu Polski, jednak stało się zupełnie
inaczej. Zagłębie dało Legii nie tyle prztyczka w nos, ile solidnego
kuksańca i boleśnie sprowadziło ich na ziemię. „Miedziowi” w swojej
trzeciej potyczce w tym sezonie z warszawianami w końcu są górą i
zdobywają trzy oczka szalenie ważne w kontekście walki o europejskie
puchary.