Mistrzostwo dla Legii, puchary dla Cracovii: rozstrzygnięcia nadszedł czas!

Mistrzostwo dla Legii, puchary dla Cracovii: rozstrzygnięcia nadszedł czas! fot. Transfery.info
Aleksandra Sieczka
Aleksandra Sieczka
Źródło: transfery.info

„Wojskowi” rozprawili się z Pogonią, „Pasy” nie dały szans Lechii, Zagłębie powstrzymało gliwiczan, a Górnik Zabrze nie wykorzystał prezentu od losu. Finisz rozgrywek i wszystko jasne!

1.liga wita Zabrze

To mógł być piękny wieczór, a skończyło się stypą. Piłkarze Górnika Zabrze tylko zremisowali z Termalicą Bruk-Bet Nieciecza i spadli z Ekstraklasy. Ten mecz idealnie podsumował cały sezon zabrzan. Zawodnicy Jana Żurka zamiast wygrywać, częściej remisowali spotkania. Zamiast starać się jak najszybciej (i najczęściej) strzelać bramki – w domyśle, zapewnić sobie utrzymanie – to gorliwie czekali do ostatniej kolejki. Zabrzanie zasłużyli na 1.ligę, bo nie potrafili wykorzystać regulaminu rozgrywek, który sprzyja drużynom walczącym o byt oraz nie zdołali skorzystać z porażki Górnika Łęczna w ostatniej kolejce Ekstraklasy. A na koniec Jan Żurek nie przyznał się do całej katastrofy – zwanej spadkiem – i stwierdził, że to nie on ściągał tych zawodników do zespołu. To nic, że przez ostatnie dwa lata był skautem Górnika… W zabrzańskich głowach mocno się zagotowało, ale całemu klubowi przyda się ten spadek. Będzie czas na rozliczenia i odbudowę legendy. Teraz są łzy porażki, ale za rok-dwa mogą się one zmienić w łzy szczęścia.

Koniec sezonu i znakomitej serii

Piłkarze Korony i Jagiellonii przystępowali do swojego bezpośredniego i zarazem ostatniego meczu w tym sezonie z czystymi głowami, bo już wcześniej zapewnili sobie utrzymanie w Ekstraklasie. Nie oznaczało to jednak, że te drużyny nie mają już, o co walczyć w tym spotkaniu, ponieważ dalej w grze pozostawały pieniądze za zajęcie lepszej lokaty w tabeli. Dużo lepsze perspektywy stały przed ekipą z Kielc, która mogła nawet wygrać grupę spadkową. Z kolei białostocczanie mogli przeskoczyć tylko swojego rywala. Większą pazerność na poprawienie swojej pozycji w lidze wykazali podopieczni Probierza, który po dwóch ładnych uderzeniach oraz trafieniu z rzutu karnego pokonali Koronę , którą czeka teraz gruntowna przebudowa i to zapewne pod wodzą nowego właściciela.

Mieć los w nieswoich rękach

Mariusz Rumak od momentu przyjścia od Śląska zrobił coś nieprawdopodobnego. Niby ta drużyna jeszcze w wakacje grała w europejskich pucharach, ale nawet tych najbardziej wątpiących, nie trzeba zbyt długo przekonywać co do tego, że jeszcze na początku lutego wrocławianie grali piach. Po odejściu Flavio Paixao wydawało się, że największym ich problemem będzie brak lidera z prawdziwego zdarzenia w ofensywie, jednak były szkoleniowiec błyskawicznie udowodnił, że jest to zwykła bujda. Bence Mervo, który u jego poprzednika, Romualda Szukiełowicza, nie dostawał szans, za Rumaka rozkwitł i pokazał, że pomimo młodego wieku może pochwalić się świetną dynamicznością i niebywałą zdolnością do absorbowania uwagi defensorów. Oprócz reprezentanta młodzieżowej reprezentacji Węgier pierwsze skrzypce grał Ryota Morioka, z którym Szukiełowicz (dosłownie) nie potrafił znaleźć wspólnego języka. I to właśnie ci dwaj zawodnicy do spółki z Pawłem Zielińskim i Peterem Grajcarem walnie przyczynili się do zwycięstwa Śląska z Górnikiem Łęczna. „Duma Lubelszczyzny” by, niezależnie od postawy Górnika Zabrze, zapewnić sobie utrzymanie, musiała zdobyć co najmniej punkt w starciu z wrocławianami. Pomimo tego, że w środku tygodnia podopieczni Andrzeja Rybarskiego dość efektownie prężyli swe muskuły w starciu z Podbeskidziem, to w pojedynku z „Wojskowymi” nie mieli za dużo do powiedzenia. W bardzo otwartym meczu górą był Śląsk, a łęcznianie dzięki remisowi w Niecieczy utrzymali się w lidze.

Grad goli na pożegnanie z Ekstraklasą

Fałszywy alarm nakazujący natychmiastową ewakuację był jedynie przedsmakiem tego, co mieliśmy zobaczyć w Bielsku. Choć, może właśnie miało być to pierwsze ostrzeżenie skierowane do wiślaków, by niezwłocznie opuścili stadion inaczej… inaczej mogą źle skończyć. Palący ogień, box-to-box i wielka ambicja: w ten prosty sposób najlepiej można opisać to, co działo się w ostatnim spotkaniu. Spotkaniu pożegnalnym, ale dopełnionym wielką mocą i zaangażowaniem. Podbeskidzie przegrało, ale pokazało swoją lepszą, bardziej odważną stronę i będzie miało cały sezon na zebranie nowych sił. Zresztą, trzeba powiedzieć wprost: obie ekipy miały swoje „5 minut”, no, powiedzmy, że „pięć”. Pierwsza połowa należała do „Górali”, którzy uzyskiwali łatwy dostęp do bramki Miśkiewicza i byli bardzo konkretni w atakach. Ogromną rolę odgrywał Mójta – wygrywał większość pojedynków na flance i zanotował asystę być może w ten sposób pracując na transfer do „Kolejorza”. Zresztą, on i jego koledzy całkiem nieźle potrafili się zorganizować także w defensywie i zdołali niemalże całkowicie wyłączyć Małeckiego z gry. W innych przypadkach było znacznie gorzej. Warto przytoczyć tu akcję bramkową na 1:1, gdy obrona nie zdołała pokryć Brożka, ale miała dostatecznie dużo czasu, by przywdziać betonowe buciki. Druga połowa była już naznaczona symbolem „Białej Gwiazdy”. Wiślacy wyglądali tak, jakby nagle złapali turbodoładowanie (albo to jednak moc sprawcza Boguskiego, który zameldował się na murawie?) i zepchnęli przeciwnika. No, prawie „zepchnęli”. Podbeskidzie nie mając nic do stracenia potrafiło się odgryźć dzięki czemu oglądaliśmy prawdziwą wymianę ciosów.

Gdyby Podbeskidzie grało z taką werwą przez cały sezon, być może nie musiałoby w  tym momencie martwić się pierwszoligowym bytem. Chociaż dzisiaj pokazało ducha walki, udowodniło, że potrafią przeć do przodu i iść za ciosem, to było już za późno. Być może ten spadek nie jest aż takim złym „rozwiązaniem”. Wszak, bielszczanie powinni wrócić silniejsi.

Przebudzenie dzięki… Kotorowskiemu i pietruszce

Lech i Ruch nie walczyły już o nic. Żadna ekipa nie miała szansy na puchary, na podium. Ot, taki sobie sparing, który stał się świetną okazją do uhonorowania Kotorowskiego, dania szansy młodym zawodnikom i przeprosin na linii Trałka-kibice. I właśnie to pierwsze wydarzenie było głównym punktem całego programu: doświadczony bramkarz gospodarzy wymaszerował na murawę w 78. minucie i nawet zdołał się popisać pewną interwencją przy strzale Bargiela.

Tak poza tym, abstrahując od zakończenia pewnej ery w historii „Kolejorza”, warto zwrócić uwagę nie na same bramki (chociaż Lech się rozstrzelał i całkowicie zdominował „Niebieskich”, nie dał im praktycznie żadnych szans), a postawę młodych zawodników. To do nich należał ten mecz. Jóźwiak wykazywał się ogromną ambicją, nie bał się doskoczyć do rywala, postraszyć go, a już na pewno nie można było mu odmówić zaangażowania. Dobrze wracał do defensywy, świetnie wyglądała jego współpraca z Gumnym i… strzelił gola oraz zanotował asystę. W 26. minucie zachował się jak rasowy snajper, wbiegł między Cichockiego oraz Zieńczuka i dołożył nogę wykorzystując świetne dośrodkowanie Gajosa, a na 10 minut przed zakończeniem meczu posłał świetną piłkę do Linettego, który wbiegając z impetem w pole karne zanotował trafienie. Z Gumnego może nie będzie światowej klasy obrońcy (za bardzo wyrywa się do przodu), ale w roli pomocnika radzi sobie naprawdę dobrze. Prawdę mówiąc 17-latek miał sporo pracy w defensywie, gdyż raz za razem na próbę wystawiał go Moneta, ale nie zawsze w tym momencie zdołał wrócić w niższe sektory boiska. Owszem, nie odpuszczał przeciwnikowi, ale dość łatwo można było z nim wygrać w pierwszej fazie pojedynku biegowego (potem zwykle zdołał spowolnić atak rywala) i był świadomy, że w razie czego na asekuracji, schodząc do boku zamelduje się Arajuuri. Gumny zdecydowanie wolał zająć się uruchamianiem kolegów w ataku (zresztą, już samo wyjściowe ustawienie mówiło wiele o jego usposobieniu – szeroko i wysoko). Bardzo dobrze komunikował się z Jóźwiakiem – po podaniu od razu wyrywał do przodu, nie miał oporów, żeby przyszarżować aż pod linię końcową. W drugiej części spotkania grał znacznie bardziej pewnie, lepiej utrzymywał się przy piłce i już więcej podań z linii obrony było posyłane do przodu (nie, jak w pierwszej połowie, gdy tylko wycofywał futbolówkę do stoperów). Dodatkowo w 60. minucie urwał się Zieńczukowi, wbił się w gąszcz obrony przeciwnika i jeszcze popisał się fajnym dośrodkowaniem. W drużynie przeciwnej wypada wyróżnić Monetę, przez którego przechodziła większość akcji ofensywnych „Niebieskich” i którego szybkość sprawiała ogromne problemy obronie lechitów.

Zabrakło... chęci

Przyjechać, wygrać i zapewnić sobie czwartą lokatę. Tak w największym skrócie wyglądał plan Piotra Nowaka na spotkanie z Cracovią przy Kałuży. W finalnej kolejce Ekstraklasy dzięki pomyślnemu terminarzowi mogliśmy oglądać bezpośrednie starcie, które miało nam wyłonić czwartego pucharowicza. Oprócz tego na boisku znajdowało się trzech graczy powołanych do szerokiej kadry na Euro 2016 – Peszkę, Wawrzyniaka i Kapustkę, jednak tylko jednemu dodało to otuchy. Mowa o tym ostatnim. 19-latek kolejny raz zagrał w środku pola i kolejny raz był pierwszoplanową postacią w swojej drużynie. Natomiast z absolutnie karygodnej postawy pozostałych w tym meczu brała się większość ataków Cracovii, bo zarówno Peszko, jak i Wawrzyniak swoim złym ustawieniem i indywidualnymi błędami otwierali spory korytarz niezagospodarowanej przestrzeni na lewej stronie boiska. Krakowianie na murawie potwierdzili, że to oni w stu procentach zasługują, by być przedstawicielem Ekstraklasy w kwalifikacjach do Ligi Europy, a być może później i w samej fazie grupowej. Gole padły dwa, jednak mogło być ich znacznie więcej, gdyby w kluczowych momentach wystarczającym opanowaniem dysponował Vestenicky. Słowak wypożyczony z AS Romy zawsze potrafi zrobić dużo szumu, jednak jeśli chodzi o przełożenie tego efekciarstwa na liczby – to nie jest już tak kolorowo. W rywalizacji z Lechią trafienia Vestenicky'ego nie były jednak konieczne. Otwierającą bramkę zdobył z rzutu wolnego Mateusz Cetnarski. Pomocnikowi Cracovii taki gol absolutnie się należał, bo przez cały sezon był jednym z najlepszych graczy Ekstraklasy, czego potwierdzeniem jest jego bilans w klasyfikacji kanadyjskiej – 12 bramek i tyle samo asyst. W 65. minucie emocje doszczętnie zabił Rafał Janicki, który dość niefortunnym samobójem ustalił wynik meczu. Gdańszczanie mieli przez 90 minut bardzo mało idei, które mogłyby przechylić szalę na ich korzyść. Na konferencji pomeczowej Piotr Nowak jako główny problem wymienił… słabą determinację swoich zawodników, a co jak co, ale to chyba mentalne przygotowanie swoich graczy jest elementarną funkcją każdego szkoleniowca.

Wielka feta

Legia dała kibicom powody do radości, ale przez większość sezonu niezwykle ich wymęczyła. Stąd też wielu odczuwa ulgę z jego zakończenia. Ostatni mecz był doskonałą kwintesencją bojów Wojskowych w zakończonej kampanii - mało ładu i składu, ale wystarczy pokaz umiejętności indywidualnych i wygrana staje się faktem. Pogoń, poza pierwszą połową nie stawiała żadnego oporu rywalom, ale gdyby nie super parada Malarza to nie wiadomo, czy bohaterem tego meczu nie bylby Lado Dwaliszwili. Przez błędy Czerwińskiego i Slowika nie można jednak było mieć złudzeń - mistrz wrócił  do stolicy.

Miedź świeci brązem

Piast Gliwice do ostatniej kolejki Ekstraklasy miał szansę na końcowy triumf. Zwycięstwo w meczu przeciwko Zagłębiu Lubin (w przypadku porażki lub remisu Legii) dawało podopiecznym Radoslava Latala pierwszy mistrzowski tytuł w historii klubu, ale zadanie ich przerosło. Wszystko za sprawą „Miedziowych”, którzy nie zamierzali odpuszczać tego pojedynku i dzięki wygranej wywalczyli trzecie miejsce w lidze. Niedzielne spotkanie idealnie podsumowało cały sezon (a właściwie ich występy w nowym roku): lubinianie zagrali bardzo mądrze, przetrzymali pierwsze ataki gospodarzy, a po strzeleniu gola umiejętnie powstrzymywali przeciwnika i wyprowadzali kontrataki. Taka gra na wyjazdach przyniosła podopiecznym Piotra Stokowca wiele zwycięstw, a ukoronowaniem tego sezonu są brązowe medale. Teraz czas na europejskie puchary!

Jedenastka kolejki według Transfery.info

Malarz (LEGIA WARSZAWA) – Todorovski (ZAGŁĘBIE LUBIN), Kadar (LECH POZNAŃ), Zieliński (ŚLĄSK WROCŁAW) – Hołota (ŚLĄSK WROCŁAW) – Wolski (WISŁA KRAKÓW), Morioka (ŚLĄSK WROCŁAW), Guilherme (LEGIA WARSZAWA) – Jóźwiak (LECH POZNAŃ), Stefanik (PODBESKIDZIE BIELSKO-BIAŁA) – Demjan (PODBESKIDZIE BIELSKO-BIAŁA).

Redakcja Transfery.info - Polska (w składzie: Błażej Bembnista, Norbert Bożejewicz, Tomasz Góral, Marcin Łopienski, Aleksandra Sieczka).

Zobacz również

Relacje transferowe na żywo [LINK] Relacje transferowe na żywo [LINK] Transfery - Relacja na żywo [18/04/2024] Transfery - Relacja na żywo [18/04/2024] FC Barcelona wybiera trenera. Kluczowe spotkanie w siedzibie klubu FC Barcelona wybiera trenera. Kluczowe spotkanie w siedzibie klubu Rodri rozgoryczony po porażce w Lidze Mistrzów. „Widziałem tylko jedną drużynę na boisku. Zasłużyliśmy bardziej” Rodri rozgoryczony po porażce w Lidze Mistrzów. „Widziałem tylko jedną drużynę na boisku. Zasłużyliśmy bardziej” Carlo Ancelotti po meczu Ligi Mistrzów. „Real Madryt nigdy nie umiera. Napiję się piwa i będę spał” Carlo Ancelotti po meczu Ligi Mistrzów. „Real Madryt nigdy nie umiera. Napiję się piwa i będę spał” Liga Mistrzów: Real Madryt lepszy w konkursie jedenastek od Manchesteru City. Pozostaje w grze o piętnasty tytuł [WIDEO] Liga Mistrzów: Real Madryt lepszy w konkursie jedenastek od Manchesteru City. Pozostaje w grze o piętnasty tytuł [WIDEO] OFICJALNIE: Poznaliśmy ostatniego europejskiego uczestnika Klubowych Mistrzostw Świata OFICJALNIE: Poznaliśmy ostatniego europejskiego uczestnika Klubowych Mistrzostw Świata Bayern Monachium zameldował się w półfinale Ligi Mistrzów! To koniec marzeń Arsenalu [WIDEO] Bayern Monachium zameldował się w półfinale Ligi Mistrzów! To koniec marzeń Arsenalu [WIDEO] Dawid Szulczek odchodzi z Warty Poznań Dawid Szulczek odchodzi z Warty Poznań

Najnowsze informacje

Ekstra

Ekstra

Nasi autorzy