Czerwiec 2004 roku. To wtedy wszystko się zaczęło. Rudi Voller wprowadził niemającego jeszcze 20 lat „Schweiniego” w przerwie towarzyskiego spotkania z Węgrami. Młokos wszedł na boisko za nieco starszego Andreasa Hinkela. Debiut zbyt udany nie był, przynajmniej jeśli chodzi o końcowy wynik. „Madziarzy” wygrali 2:0. - Nie byliśmy odpowiednio skoncentrowani, ale jestem pewny, że dobrze zaprezentujemy się na Euro - mówił po spotkaniu Voller. Rozgrywane w Portugalii mistrzostwa okazały się dla Niemców jeszcze większa porażką. Do Schweinsteigera, który się na nie załapał nikt nie miał jednak większych pretensji. W meczu z Czechami zanotował nawet asystę przy golu Michaela Ballacka.
Pierwsze trafienie w reprezentacji przyszło w meczu numer 14. Rok po kompletnie nieudanym Euro Niemcy grali w Mönchengladbach z Rosją. Po pół godzinie gry Schweinsteiger plasowanym uderzeniem z kilkunastu metrów pokonał Siergieja Owczinnikowa. Na tym nie poprzestał, bo po przerwie dołożył drugiego gola. To jedno z czterech spotkań, w których pomocnik dwukrotnie trafił do siatki w niemieckich barwach.
Po raz drugi udało mu się to na mundialu 2006. To „Schweini” dał swojej kadrze brązowy medal, strzelając dwa gole w meczu o trzecie miejsce z Portugalią. A było bardzo blisko hat-tricka, bo wtedy jeszcze skrzydłowy, mocno przyczynił się też do samobója Petita. Wcześniej zanotował też trzy asysty w fazie grupowej. Finał na własnym terenie był bardzo blisko. W sumie Niemcy zakończyli tamten turniej bez porażki w regulaminowym czasie gry. W półfinale Włosi pokonali ich po dogrywce.
Po
mistrzostwach świata kadrę przejął Joachim Loew. „Jogi”,
który przy kadrze był już oczywiście wcześniej, zaczął
przygotowywać ją do Euro 2008.
Już na mistrzostwach po raz pierwszy zrobiło się o Schweinsteigerze głośno po meczu grupowym z Chorwacją. W doliczonym czasie gry
gwiazdor Bayernu Monachium zaatakował Jerko Leko i opuścił
murawę kilkadziesiąt sekund szybciej niż wszyscy. Zainterweniowała
nawet Angela Merkel, która poprosiła go, żeby się opamiętał.
- Skoro pani kanclerz tak mówi, trzeba to zrobić -
powiedział tylko, po czym strzelił gola i zanotował dwie asysty w
ćwierćfinale z Portugalią. Portugalczycy musieli być naprawdę
wkurzeni. Miał na nich patent. Trafił też do siatki w półfinale
z Turcją, ale złota zdobyć się nie udało. W tym
najważniejszym meczu lepsi byli Hiszpanie.
Przez te
wszystkie lata pozycja „Schweiniego” w kadrze rosła. Od zawsze
uznawany był on za wielki talent, ale do pewnego momentu jeszcze
głośniej niż o świetnych występach, było o jego przedziwnych
zachowaniach poza boiskiem. W końcu jednak dojrzał. Przestał być
krnąbrnym dzieciakiem z dziwnymi zachciankami. Mniej więcej zbiegło
się to w czasie z przemianowaniem go na króla środka pola przez
Louisa van Gaala w Monachium. Kadra na tym skorzystała.
Na
mundialu 2010 miał zastąpić Ballacka. Wyszło całkiem
zgrabnie. Schweinsteiger grał od deski do deski, opuścił raptem
kilka minut w meczu grupowym z Ghaną. W ćwierćfinale z Argentyną
przyćmił Leo Messiego, notując dwie asysty. Niemcy wtedy
całkowicie zawstydzili ekipę z Ameryki Południowej, wygrywając
4:0. Znowu zatrzymali ich jednak Hiszpanie, tym razem w półfinale.
„Schweini” i spółka ponownie mogła cieszyć się „tylko” z
brązowych medali.
Przed Euro 2012 Schweinsteiger przegrał z Bayernem wszystko co tylko mógł. W finale Ligi Mistrzów przestrzelił karnego, co zresztą dość mocno przeżył. Przyplątały się też problemy zdrowotne. W trakcie polsko-ukraińskiej imprezy mocno mu się obrywało. Każdy oczekiwał od niego więcej i więcej. Nie błyszczał, ale nie prezentował też nie wiadomo jak niskiego poziomu. A skończyło się znowu na półfinale. W starciu gigantów lepsi okazali się Włosi, których do zwycięstwa poprowadził Mario Balotelli. To było show „Super Mario”.
Na
tych wszystkich wielkich turniejach brakowało kropki nad i. Ciężko
powiedzieć, jak dokładnie postrzegana byłaby kariera Schweinsteigera w
kadrze, gdyby w końcu nie udałoby mu się zdobyć z nią złota. Pewnie zupełnie inaczej niż teraz.
W trakcie
mistrzostw świata w 2014 roku „Schweini”
może nie był tak błyskotliwy jak cztery lata wcześniej, ale
imponował spokojem i doświadczeniem. I przede wszystkim, nie
zawiódł w najważniejszym momencie. Co prawda to Mario Goetze
trafił do siatki w finale z Argentyną, ale bez niego ta wygrana nie
byłaby możliwa. Harował jak wół. Kilka minut przed końcem
dogrywki zalał się krwią po starciu z Sergio Aguero, ale to było
nieistotne. Liczyła się wygrana. I w końcu udało mu się wznieść nad głowę puchar.
-
Przed meczem powiedzieliśmy sobie, że musimy to w końcu zrobić.
To niesamowite uczucie. Jesteśmy pierwszym zespołem z Europy, który
triumfował w Ameryce Południowej. Dla mnie to wyjątkowe, ludzie są
bardzo szczęśliwi. Finał graliśmy dla Brazylijczyków, chciałbym
podziękować im za wsparcie - przyznał po meczu na Maracanie. Warto
podkreślić - Niemiec znowu był lepszy od Messiego, który przecież
całkiem niedawno też skończył reprezentacyjną karierę.
Na decyzję samego Schweinsteigera wpływ miało nieudane Euro 2016, na którym Niemcy doszli do półfinału. Nie licząc dwóch ostatnich spotkań, grał niewiele, a po turnieju spadło na niego sporo krytyki. W końcu to on „zrobił” karnego w meczu z Francją, a wcześniej zmarnował jedenastkę z Włochami. - Byłem zdesperowany, marzyłem o tytule. Nie udało się i muszę to zaakceptować. To odpowiedni moment, żeby się wycofać - argumentował swą decyzję.
Sporo byłych kolegów po fachu proponowało mu zresztą taki ruch. Wśród nich był m.in. Ballack, który sam opuścił kadrę dwa lata przed całkowitym zawieszeniem butów na kołku. Wydaje się, że „Basti Fanstasti” w klubie pogra jeszcze trochę dłużej.
Mimo, że
ostatnio dawał kadrze coraz mniej, bez niego będzie to zupełnie
inna drużyna.