Większość najdroższych transferów w historii piłki
została przeprowadzona w ostatnich latach. Ze stosunkowo starszych transakcji,
w pierwszej dziesiątce jest tylko ten Zinedine'a Zidane'a do Realu Madryt.
Porównywanie transferów przeprowadzonych w różnych latach ma w ogóle sens?
Podstawową rzeczą, jaką trzeba tutaj brać pod uwagę jest oczywiście
inflacja. W najbardziej rozwiniętych europejskich krajach nigdy nie była ona
jednak bardzo wysoka. Średnio utrzymywała się na poziomie od 2,4 do 0,5
procenta. Zerknąłem na artykuł, który mi pan podesłał, przedstawiający wartość
transferów w oparciu o parytet złota. Zostawmy to. Obecnie miernikiem wartości
i obowiązującym środkiem płatności jest pieniądz. To nam wystarczy.
Wartościowanie w gospodarce odbywa się poprzez proces wymiany. I tak wymieniany
jest piłkarz - pracownik, który przechodzi przykładowo z Juventusu Turyn do
Manchesteru United czy jakiegokolwiek innego klubu. Wartość ekonomiczna
ustalana jest na podstawie pewnych kryteriów. Można zaliczyć do nich koszty
wychowania zawodnika, pieniądze, jakie zostały w niego zainwestowane,
dotychczasowe wynagrodzenie, efekty jego pracy. Klub jest w stanie policzyć ile
rzeczywiście zainwestował w danym czasie w zawodnika. Jeśli przez trzy lata
było to dajmy na to 50 milionów euro, a on przez ten czas jeszcze bardziej się
rozwinął, klub nie zażyczy sobie za ewentualny transfer 30 milionów. Włodarze
klubu to przedsiębiorcy i nie świadczyłoby to o nich dobrze.
Oczywiście cenę wyznacza również rynek i panujące na nim warunki. Patrząc
wstecz, było mnóstwo wybitnych zawodników, którzy odnosili międzynarodowe
sukcesy i ich wartość na współczesnym rynku mogłaby spokojnie przebijać kwoty
płacone za Garetha Bale'a, Cristiano Ronaldo czy Paula Pogbę. Choćby piłkarze Realu
Madryt z lat pięćdziesiątych poprzedniego wieku, Bayernu Monachium czy Ajaksu
Amsterdam z lat siedemdziesiątych albo nasi zawodnicy, którzy po świetnym
mundialu w 1974 roku nie przeszli do wielkich klubów tylko i wyłącznie przez
ustrój polityczny panujący w naszym kraju. Przypomnijmy, że uniemożliwiał on transfery
do zachodniej części Europy zawodnikom mającym mniej niż 30 lat.
Kolejny punkt to piłkarscy agenci, którzy różnymi sztuczkami próbują zawyżać
wartość swoich klientów. Niemiecki związek opublikował niedawno wysokość
prowizji, jakie w sezonie 2015/2016 wypłacały agentom kluby Bundesligi i dwóch
kolejnych szczebli. Te kwoty w przypadku Bayernu Monachium czy Schalke 04 sięgały
nawet 16 milionów euro. Tyle pieniędzy rocznie trafiało na konta agentów z
tytułu transferów do tych zespołów. Jeśli chodzi o mniej zamożne kluby, było to
od 0,7 do 1,2 miliona, jak w przypadku Darmstadt czy Ingolstadt. Większość
menedżerów była lub wciąż jest związana z biznesem. Oni doskonale widzą jak
prowadzić negocjacje. Nie mogą przecież ponosić strat.
Ważna jest też siła przetargowa pomiędzy klubem sprzedającym, a tym, który
kupuje. Ma to wpływ na ostateczną kwotę. Również wartość rynkowa i sportowa
samego klubu. Inaczej wyglądają rozmowy Realu Madryt z klubami z Manchesteru, a
inaczej „Królewskich” z Tottenhamem. Działacze „Kogutów” sprzedając Bale'a do
Madrytu wiedzieli, że Walijczyk wyższego poziomu w Londynie już nie osiągnie. Potrzebował
czegoś nowego, większego wyzwania. Przejścia do podmiotu, który gwarantował mu
podniesienie umiejętności piłkarskich i grania o najbardziej prestiżowe trofea.
Tottenham nie mógł mu tego zaoferować, a było to siłą przetargową Realu. To
oraz moment rozwojowy klubu z Madrytu i osiągane przychody.
Ceny bardzo często są oczywiście podbijane. Powody są różne. W Portugalii czy
Ameryce Południowej kluczową rolę odgrywają kwestie własnościowe. Bardzo często
jest tak, że właścicielami zawodnika są aż trzy podmioty. Tamtejsze kluby
dzielą prawa do swoich zawodników z samymi agentami albo funduszami
inwestycyjnymi. Strony często nie potrafią dojść do porozumienia. Każdy chce
ugrać jak najwięcej dla siebie, a idzie za tym wzrost ostatecznej kwoty
transferowej.
Patrząc na te wszystkie czynniki i sytuację panującą na rynku, wielkie
stumilionowe transfery zawodników ze ścisłego topu, moim zdaniem, się bronią.
Ale kluby coraz częściej wykładają 20, 30, czasami nawet 40 milionów euro na
zawodników po prostu słabych lub co najwyżej przeciętnych.
Pełna zgoda. Można powiedzieć, że są to pracownicy o średnich
umiejętnościach. Nie niskich, ale średnich. Oni w każdej lidze znajdą swoje
miejsce i w gruncie rzeczy są potrzebni, ale patrząc na ich możliwości, są
przepłacani. Najwięcej takich transferów jest w Anglii. Bardzo możliwe, że
tamtejsze kluby przeprowadzają je, kierując się w zasadzie jedną zasadą -
robimy to, żeby nas nie uprzedzono. „Znacznie przebiję potencjalną ofertę
rywala, żeby tylko nas nie ubiegł”. Takie podejście w międzynarodowym biznesie jest
bardzo częstym zjawiskiem. Jedni szykują na transfer powiedzmy pięć milionów
euro, a drudzy, dla pewności, wykładają od razu 20. Nie ma się więc co dziwić,
że są w stanie bardzo szybko dogadać się z dotychczasowym klubem zawodnika.
To również sztuczne podbicie ceny. Zawodników o średnich umiejętnościach, za
których zapłacono zbyt duże pieniądze jest cała masa. Niestety dla samych
piłkarzy, nowe kluby wymagają potem od nich więcej niż oni naprawdę są w stanie
zaoferować. To marnotrawienie pieniędzy. Trzeba jasno powiedzieć, że kapitał
finansowy piłkarskich klubów w 90 procentach nie jest wysoki. Niewiele z nich
osiąga długofalowe zyski i ma zrównoważone budżety.
Cena bardzo często jest nieadekwatna do możliwości i potencjału zawodnika.
Myślę, że w każdym klubie, który gra w europejskich pucharach znajdziemy
nieprzemyślane i nieudane transfery.
Transfer to transakcja obarczona ryzykiem. Zatrudniając danego piłkarza, klub
nie ma gwarancji, że faktycznie podniesie on poziom drużyny. Do tego
wszystkiego dochodzą częste zmiany trenerów i brak cierpliwości ludzi
zarządzających klubami. I tak, zawodnik, który przyszedł do klubu za stosunkowo duże pieniądze z dnia na
dzień staje się niepotrzebny, bo kompletnie nie nadaje się do koncepcji nowego
szkoleniowca.
Niektórzy nie zdają sobie sprawy z tego, jak ważne są relacje trenera z
dyrektorem sportowym czy resztą działaczy. Czasami brakuje odpowiedzialności za
podejmowane decyzje. Bo skąd chociażby dzisiejsze problemy Wisły Kraków? Między
innymi stąd, że w pewnym momencie przychodzili do niej zawodnicy o wątpliwych
umiejętnościach. Zwykle powiązani z trenerami, którzy później sami szybko
odchodzili z klubu.
Transfer za miliard euro. Jest możliwy w ciągu najbliższych 10 lat? I co
musiałoby się stać, żeby ktoś faktycznie zdecydował się na taki zakup?
Kosmiczny wzrost przychodów?
W 2015 roku Real zanotował 581 milionów euro przychodów. Obserwujemy wzrost
w topowych europejskich klubach i mimo wszystko one bardzo długo pracowały na
to, żeby przekroczyć barierę pół miliarda euro. W ciągu 10 lat klubom będzie
bardzo ciężko zwiększyć je na tyle, żeby pozwolić sobie na wydatek rzędu
miliarda euro. Widzę jedno pewne rozwiązanie - musiałby się pojawić zewnętrzny
inwestor, który dysponowałby wystarczającym majątkiem.
Podstawowe pytanie jest jednak inne - czy w ciągu tych kilku lat pojawi się
zawodnik, który będzie wart takich pieniędzy. Skoro dzisiaj kontrowersje budzą
transfery powyżej 50 milionów euro, to co ta osoba musiałaby prezentować, żeby
płacić za nią aż tyle pieniędzy. Mimo tego inwestorzy z krajów Zatoki Perskiej
przy kapitale, którym obecnie dysponują, mogą to osiągnąć, podobnie jak
przedsiębiorstwa z Chin.
Mogą czy będą mogli? Taka fanaberia, bo inaczej tego nazwać nie można, jest możliwa
już teraz?
Myślę, że tak. W krajach o wschodzących gospodarkach - w Malezji, Indonezji
czy Indiach - są ludzie, dla których taki wydatek już teraz nie byłby
najmniejszym problemem. Skoro kupują dobra luksusowe za więcej niż miliard
euro, równie dobrze mogliby przeznaczyć taką kwotę na piłkarza. Myślę jednak,
że nie byłoby w tym większego sensu.
Wątpię, żeby włodarze Barcelony, Realu, Bayernu, PSG czy obu Manchesterów
chcieli, żeby na rynku pojawił się piłkarz kupiony za miliard euro. Transfer to
przecież jedno. Do niego dochodzi wynagrodzenie. A jeśli samo ściągnięcie
zawodnika kosztowało miliard, to pojawia się pytanie, ile on powinien zarabiać!
Można przypuszczać, że jeśli ktoś jednak wyłoży kiedyś takie pieniądze na
jednego gracza, będzie całkowicie decydował o jego losie. O tym czy będzie grał
i w ogóle co się będzie z nim robiło. W grę weszłaby pewnie wyłączność
reklamowa dla tego klubu lub grupy sponsorów.
Pomysły muszą być jednak długofalowe. Na przykład Erick Thohir, który jakiś
czas temu przejął Inter Mediolan ich nie miał. W Europie będziemy mieć pewnie coraz więcej inwestorów z Azji. Dotychczasowe inwestycje przypominają jednak raczej zabawę
przedszkolaka, który po jakimś czasie czuje się znudzony i odrzuca zabawkę w
kąt. Odrzuca i znajduje sobie nową. Brakuje kontynuacji. Słuszne są obawy
kibiców, którzy twierdzą, że jest to swoisty „zamach” na kulturę i tradycję
piłkarską. Futbol potrzebuje odpowiedzialnych inwestorów.
Podsumowując, na taki transfer jeszcze
sobie poczekamy?
Wszystko jest możliwe, ale nie mam takiej fantazji, żeby wyobrazić sobie
transfer za miliard euro w ciągu najbliższych 10 lat. Szczególnie, że w coraz
większej liczbie państw na świecie powstają profesjonalne ligi, które docelowo
mają być silne, a zasoby kapitałowe są ograniczone. Stąd też podmioty
gospodarcze dysponujące kapitałem i mające w planach inwestycje w obszarze
sportu będą miały w czym wybierać. Decyzje menedżerskie polegają na wyborze
najlepszego rozwiązania, a następnie wdrożenia go w życie. Na dzień dzisiejszy
żadnego zawodnika nie można wycenić na taką kwotę. Piłkarscy menedżerowie w
większości klubów powinni raczej zastanowić się nad tym, jak zapewnić bieżącą
płynność finansową i minimalizować straty.
A Leo Messi i Cristiano Ronaldo?
Wartość Portugalczyka wzrosła po zdobyciu mistrzostwa Europy. Messi nie
zdobył niczego w piłce reprezentacyjnej. Nie sięgnął po mistrzostwo świata,
które byłoby dla niego pewnym ukoronowaniem. Kwestia wartości jest dzisiaj
bezpośrednio związana z ceną. Kiedyś było to rozdzielone. Ciężko mówić o
obiektywnej wartości. Zawsze będzie to subiektywna ocena zależna od tego, kto
ją wykonuje.
W pewnym momencie kariery zawodnika jego wartość może już tylko spadać. Wzrost
staje się niemożliwy. Z reguły zaczyna się to w wieku 28 lat i ma związek ze
spadkiem efektywności, umiejętności, i kondycji. Taki zawodnik będzie notował
coraz mniej goli i asyst. Bramkarz będzie coraz rzadziej skutecznie
interweniował. Bardzo ważne są wyniki testów wydolnościowych. Sir Alex Ferguson
przyznał kiedyś, że robiąc wykres dotyczący wartości zawodnika, analizując jego
predyspozycje fizyczne oraz psychiczne, widzi, do jakiego momentu może się on
przydać jego drużynie. Gdy piłkarz dochodzi do granicy, w której nie można już
z niego więcej „wycisnąć” dla potrzeb zespołu, trzeba go sprzedać. Szkot
tłumaczył to choćby na przykładzie Japa Staama. Mając konkretne dane, podjął
decyzję o jego odejściu, choć nie każdy ją rozumiał.
Wielu kibiców z Monachium miało też pretensje do
przedstawicieli Bayernu Monachium po sprzedaży Bastiana Schweinsteigera.
Chodziło o to samo. Wyniki wszelkich badań pokazywały swoje. Wydolność
organizmu Niemca już nigdy nie będzie taka jak kiedyś. Cały czas będzie
schodziła w dół. Organizmu się nie oszuka. Chociaż oczywiście nadal jest on
pełnowartościowym zawodnikiem, który ma przed sobą kilka lat gry na
profesjonalnym poziomie.
Lekarze, którzy przeprowadzają potrzebne badania bardzo często słyszą od
klubowych władz proste pytania - ile lat wytrzyma jeszcze kolano, staw skokowy
czy kręgosłup danego zawodnika. Ile czasu będą one mogły jeszcze funkcjonować
przy takich obciążeniach. Sugestie sztabu medycznego zwykle są kluczowe.
Nie powiem ile według mnie warci są Cristiano Ronaldo czy Lionel Messi, bo
musiałbym przeprowadzić naprawdę dogłębną analizę. Jedno jest pewne, to cały
czas będzie się zmieniać. Z wartością zawodników często jest jak z akcjami na
giełdzie. Na obniżenie wartości Messiego mogły mieć wpływ na przykład jego
problemy podatkowe.
Po sprawie Bosmana byliśmy świadkami niezliczonej liczby
wolnych transferów, również takich przeprowadzanych na najwyższym poziomie.
Straciliśmy przez to możliwość pełnego porównywania.
Żyjemy w epoce płynnej nowoczesności. Zmiany na rynku są równie gwałtowne. Tak
jak wspomniałem na początku, wartościowanie w gospodarce odbywa się poprzez
proces wymiany. Jeśli całkowicie utożsamiamy ją z ceną, możemy określić ją
dopiero po tym, gdy ktoś dokona transferu danego zawodnika. Rozmawiając o
wartości Cristiano Ronaldo czy Messiego, musimy więc przede wszystkim
przeanalizować czy znalazłby się dzisiaj chętny na ich zakup, a Real z Barceloną
zgodziłyby się na sprzedaż. Cena odzwierciedla rzadkość dóbr, zarówno
materialnych, jak i niematerialnych, a „wartość wymiany” jest punktem
orientacyjnym.
TUTAJ PIERWSZA CZĘŚĆ ROZMOWY