Kazachowie chcieli bitki i ją mieli
Polacy
weszli w ten mecz w najlepszy możliwy sposób, z tym nawet nie ma co
dyskutować. Jeszcze przed upływem 10 minut po pięknej akcji
dawnego tria z Borussii Dortmund do siatki trafił Bartosz Kapustka.
Przed przerwą na 2:0 z rzutu karnego podwyższył Robert
Lewandowski. Niezły wynik po pierwszej połowie to jedno. Podkreślić
trzeba też to, że Polacy od samego początku nie dali sobie w kaszę
dmuchać. Kazachowie próbowali odebrać im radość z gry, ale po
tym jak „Lewy” rozwalił jednemu z nich nos, trochę spuścili z
tonu. Chociaż i tak przesadzali.
Zawiodła głowa
Ciężko w to uwierzyć,
bo większość podopiecznych Adama Nawałki ma głowę na karku, ale
innego wytłumaczenia nie widzimy. Kazachowie, którzy wcześniej nie
stwarzali żadnego zagrożenia (jeśli chodzi o bramkę Fabiańskiego,
nie życie naszych kadrowiczów), przycisnęli w zasadzie zaraz po
stracie drugiego gola. Rajd niejakiego Isłamchana między
polskimi obrońcami był jedną z najbardziej irracjonalnych rzeczy,
które widzieliśmy w ostatnim czasie. Potem była jeszcze główka
Kuata. Wyglądało to niestety tak, jakby Polacy za szybko zeszli na
przerwę. A później - co jeszcze gorsze - nie wyszli z szatni.
Katem okazał się Siergiej Chiżniczenko. Gość,
który swego zanotował jedno ligowe trafienie dla Korony Kielce.
Milik łatwiej
już mieć nie będzie
Nie
będziemy Arkadiusza Milika krzyżować, ale fakty są takie, że
znowu zawiódł. Zaczęło się od poprzeczki na pustą bramkę w
pierwszej połowie. I nie rozgrzesza go noga, którą strzelał.
Potem był jeszcze słupek i kolejna zmarnowana okazja po świetnym
(którymś już z kolei) podaniu Lewandowskiego. Wszyscy znamy
wartość Arka i wiadomo, że nie chodzi o umiejętności. Na
zwykłego pecha jednak też to nie wygląda. 22-latek chyba po prostu
za bardzo chce. A niestety łatwiej niż z Kazachstanem już nie
będzie.
Brakowało
Grosickiego i zmian
Grosickiego
i Pazdana. Kapustka oczywiście trafił do siatki, ale w pewnym
momencie brakowało szaleństwa „Grosika”. Takich wejść, po
których Kazachowie tylko odprowadziliby go wzrokiem do linii
końciwej. Bartosz Salamon tez popełnił kilka błędów w
defensywie. Wydawało się, że w meczu z Kazachstanem brak
wspomnianej wyżej dwójki nie będzie tak widoczny, ale niestety tak
było. Zmiany to druga sprawa. W pewnym momencie aż prosiło się o
wprowadzenie Teodorczyka, Wilczka czy Wszołka.
Strata tych punktów może dopiero
zaboleć
Teraz nie ma
jeszcze tragedii. Słabo w obronie wyglądali Rybus z Salamonem,
bardzo słabo Krychowiak z Zielińskim w środku pola... Ale przecież
cały czas mamy świetną drużynę. Ważne będzie to, jak piłkarze
Nawałki przyjmą i przetrawią podział punktów ze słabszym
rywalem. Patrząc na ich potencjał, można przypuszczać, że
rozwścieczeni tym wynikiem, w kolejnym meczu z Danią pokażą na co
ich stać. I oby tak było. Niestety remis z Kazachami może nam się
jeszcze odbić czkawką. Za kilkanaście miesięcy. Gdy zakończą
się eliminacje.
Na razie to Borat może się cieszyć.