„Powstaliśmy ze zgliszczy. Mam nadzieję, że nowego Krychowiaka już nie przegapimy” [WYWIAD]

„Powstaliśmy ze zgliszczy. Mam nadzieję, że nowego Krychowiaka już nie przegapimy” [WYWIAD] fot. Transfery.info
Mateusz Michałek
Mateusz Michałek
Źródło: Transfery.info

- Pamiętam jeszcze jak na nasz pierwszy nabór przyszło pięciu chłopaków. Dla mnie i trenera Obsta to był strasznie smutny widok - mówi w rozmowie z Transfery.info Dariusz Adamczuk.

Dariusz Adamczuk od kilku lat piastuje funkcję prezesa Akademii Pogoni Szczecin. I właśnie głównie o szczecińskiej szkółce oraz kondycji rodzimych akademii porozmawialiśmy z 11-krotnym reprezentantem Polski.

Piłkarskie akademie - jak to z nimi było w zagranicznych klubach, w których pan grał?
Wszystko już się rozwijało. Najwięcej doświadczenia w tym względzie zebrałem w Glasgow Rangers. To była końcówka mojej kariery i tak naprawdę przymierzałem się już do tego, co będę robił po zawieszeniu butów na kołku. Fajnie się złożyło, bo Rangersi budowali akurat ośrodek dla pierwszej drużyny i właśnie akademii. Mogłem przypatrywać się temu z bliska. Oczywiście to był tylko jeden z kolejnych kroków. Wcześniej praca z młodymi zawodnikami też była na wysokim poziomie.


Już wtedy?
Szkolenie młodzieży jest częścią tradycji szkockiej i w ogóle wyspiarskiej piłki. Tam już wtedy wszystko było ustawione pod granie. Chłopcy mieli trening, a po nim do klubu przychodziła nauczycielka, która rozpoczynała lekcje. Może nie dotyczyło to wszystkich roczników, ale starszych - tak. Od tamtej pory minęło już kilkanaście lat, więc skoro u nas wszystko poszło do przodu, tam również musi być dużo lepiej. W Szkocji ogromny nacisk kładziono na wychowanie. Młodzi mieli wielki szacunek do doświadczonych zawodników. Każdy był przypisany do dwóch piłkarzy pierwszej drużyny. Dbali o sprzęt, pastowali buty... Oczywiście nie chodziło o to, żeby kogoś dręczyć. Gdy „ich” zawodnik trafiał później do siatki, strasznie się cieszyli.


Ktoś znany czyścił panu buty?
Już nie pamiętam, czy robił to akurat z moimi, ale jednym z tych młodych chłopaków był Alan Hutton. Potem etatowy prawy obrońca szkockiej reprezentacji oraz Tottenhamu. Obecnie gra chyba w Aston Villi.


W Polsce wszystko zaczęło raczkować stosunkowo niedawno. Rozkwit przypadł na ostatnie lata. Pana zdaniem można być zadowolonym z tego, jak wyglądają obecnie akademie przy polskich klubach?
Cały czas nie wszyscy zdają sobie sprawę z tego, jak wiele można dzięki nim zyskać. Najwięksi udowadniają jednak, że warto w nie inwestować. Wcześniejsze transfery młodych chłopaków z Legii czy niedawna sprzedaż Linettego za ponad trzy miliony euro pokazują, że trzeba iść tą drogą. Topowe kluby - właśnie Lech i Legia, Zagłębie, Pogoń czy Jagiellonia wypracowały już pewien poziom i mogą być tylko lepsze. Jest nieźle. Rzecz jasna - jak na polskie warunki, bo do standardów zachodnioeuropejskich jeszcze trochę brakuje.

Legia ma na przykład fajnych chłopaków i budżet, ale brakuje jej bazy. Zagłębie bazę ma fantastyczną, ale za to - przynajmniej na razie - trochę mniej uzdolnionych chłopców. My dysponujemy bardzo dobrymi boiskami, ale mamy znacznie mniejszy budżet. W zasadzie każdy boryka się z jakimiś problemami. Patrząc na wszystkie aspekty, chyba najlepiej jest w Poznaniu.


Lech ma najlepszą akademię?
Obserwuję ją znaczne lepiej niż to, co dzieje się w Warszawie i niektórych rzeczy pewnie nie mogę dokładnie porównać, ale tak - zostałbym przy takiej ocenie. „Kolejorz” dysponuje świetnymi obiektami we Wronkach, a efekty pracy widać po liczbie powołań do młodzieżowych reprezentacji. Z poznaniakami zresztą mocno rywalizujemy. Powoli się do nich zbliżamy, ale potrzebujemy jeszcze trochę czasu.

Kilka lat temu musieliśmy ich bardzo mocno gonić, bo przepaść była coraz większa. W momencie, gdy oni ogrywali w Lidze Europy Manchester City, my walczyliśmy na zapleczu Ekstraklasy. Mowa oczywiście o pierwszych drużynach, ale z grupami młodzieżowymi było podobnie. Nie wyglądało to zbyt wesoło. Dopiero zaczynaliśmy w tym względzie odbudowę po brazylijskich zgliszczach. Ale jest już lepiej.


Dariusz Adamczuk

Wspomniał pan o sprzedaży Linettego. Nie ma co ukrywać, to właśnie wielomilionowymi transferami najłatwiej przekonać niezdecydowanych, że warto mocno inwestować w akademie.
Korzyści jest wiele. Przede wszystkim dobrze wyszkolony młody zawodnik może w każdej chwili wypełnić lukę w drużynie seniorskiej. Może w pierwszym sezonie nie rozegra 20 wyrównanych spotkań w Ekstraklasie, ale na pewno nie przepadnie. A wtedy już nie trzeba ściągać do klubu przypadkowych 30-latków, którzy mają załatać dziury. Spójrzmy na nasze ostatnie mecze z Jagiellonią - zagrali w nich Piotrowski z Obstem. Do tego są jeszcze przecież Jaroch, Kort, Listkowski, Matynia... Tacy chłopcy na początku nie kosztują wielkich pieniędzy. Nie mają przecież kontraktów na poziomie starszych zawodników, których ściąga się jako uzupełnienie składu.


A transfery to oczywiście druga sprawa. Każdy chce, żeby największe perełki szły w świat.

Liczycie po cichu, że sprzedacie kogoś za podobne pieniądze, jakie działacze Sampdorii wyłożyli na Linettego?
Na to jeszcze za wcześnie. W przyszłości zresztą też będzie ciężko sprzedać kogokolwiek za taką sumę. I nie chodzi nawet o same umiejętności. Lech i Legia to po prostu zdecydowanie bardziej medialne kluby. Chociaż na pewno pomoże nam fakt, że w ostatnim czasie wartość polskich piłkarzy poszła w górę. To oczywiście tyczy się nie tylko nas. Cały czas najważniejsze jest jednak to, żeby ci chłopcy osiągnęli jak najwięcej w barwach Pogoni.


Swego czasu dość głośno było o odejściu ze Szczecina Kamila Wojtkowskiego.
Moim zdaniem odszedł zdecydowanie za wcześnie. Teraz drugi rok gra w juniorach drużyny z Lipska, a u nas mógłby regularnie występować w pierwszym zespole. Być jej gwiazdą. To jeszcze bardziej podniosłoby jego wartość.


Więcej byście na nim zarobili.

Przede wszystkim on sam mógłby znaleźć się w jeszcze lepszym położeniu. Przygodę z potencjalnym nowym klubem zacząłby prawdopodobnie od pierwszej drużyny.


Ile obecnie dzieciaków jest w waszej akademii?
Łącznie szkolimy około 500 dzieci w wieku od sześciu lat do juniora starszego.

Jakieś innowacje? Słyszałem o „Pogoń Future”.
Program polega na pracy z najwybitniejszymi jednostkami - objęciu ich jeszcze większą opieką, której poziom można całkowicie porównać z tym, co jest na Zachodzie. W grę wchodzą szczegółowe badania, dodatkowe zajęcia z pięcioma trenerami, nauka języka... Indywidualna praca i pełen monitoring - na to stawiamy. Chcemy jak najlepiej przygotowywać do kariery. Naszym marzeniem jest oczywiście to, żeby objąć programem większą liczbę chłopców. Tak powinno być. Póki co - brakuje funduszy. Wychodzę jednak z założenia, że najważniejszy jest pomysł. W momencie, gdy znajdziemy pieniądze, będziemy doskonale wiedzieć jak je wykorzystać.


Jak dokładnie te fundusze wyglądają?
Pytasz o nasz budżet?

Tak. Ciekawi mnie też, czy na potrzeby akademii idą konkretne pieniądze ze sprzedaży wychowanego przez nią zawodnika.
Współpraca z klubem jest ścisła, w zasadzie jesteśmy jednością. Jako akademia nikogo nie transferujemy, to jasne. Zawodnik może się naprawdę wypromować grając dopiero w pierwszym zespole. Nie ma żadnych zapisów mówiących o konkretnym procencie za transfer, który idzie bezpośrednio do nas. Ale bez dwóch zdań każda sprzedaż przekłada się na lepszy byt akademii.

Jeśli chodzi o budżet, liczymy go całościowo z drużyną grającą w III lidze, której - co trzeba podkreślić - średnia wieku w ostatnim meczu wyniosła nieco ponad 18 lat. W sumie zamykamy się w 1,6 mln złotych. W porównaniu z Lechem czy Legią to niewiele, ale w zeszłym sezonie pokazaliśmy, że na boisku możemy z nimi rywalizować. Ostatnio doszliśmy do finału Centralnej Ligi Juniorów, a w nim walczyliśmy z legionistami jak równy z równym. Myślę, że gdyby nie czerwona kartka przy stanie 2:2 w spotkaniu rewanżowym, mielibyśmy duże szanse na złote medale.

Będąc przy finansach, na jakie pieniądze mogą liczyć wasi młodzi zawodnicy?
Stypendia wahają się między 200, a 1000 złotych.



Ten wspomniany przez pana wynik w CLJ jest chyba najlepszym potwierdzeniem tego, że idziecie w dobrym kierunku?
Tak, a nie zapomnijmy, że nasz rocznik 2001 wygrał turniej Nike Premier Cup, który uznawany jest za nieoficjalne mistrzostwa Polski. Później w znakomity sposób chłopcy pokazali się również w Europie. Obecnie w CLJ jesteśmy tuż za Lechem, a często gramy tam zawodnikami młodszymi o dwa lata. Wszystko przez to, że „wyjściowy” rocznik 98' dostaje szanse we wspomnianych rezerwach. Zdajemy sobie sprawę z tego, że ciężko będzie co roku odnosić podobne sukcesy, ale nie poddajemy się.

Niech pan powie coś więcej o Modelu Gry Pogoni.
Pracowaliśmy nad tym projektem przez rok. To nasza wspólna wizja, stosują się do niego wszyscy trenerzy. W kilku rocznikach już widać efekty jego wdrożenia. Budowanie akcji od bramki, schematy w ich przeprowadzaniu... Oczywiście nie chcemy, żeby wszystko było całkowicie sztywne. Cały czas wszystko obserwujemy i jeśli jest taka potrzeba - wprowadzamy poprawki.


Bazą był Narodowy Model Gry?
To bardzo przydatna publikacja i sporo z niej wynieśliśmy. Pracowali zresztą przy nim „nasi” Miłosz Stępiński i Maciek Stolarczyk. Jest wiele punktów zbieżnych, to oczywiste, ale jednak nasz projekt został stworzony typowo pod klub. Pod Pogoń i jej potrzeby.

Niby tylko techniczny szczegół, ale ciekawy jest powrót do korzeni i ścisłe połączenie numeru na koszulce z pozycją, na której gra zawodnik.

Kierowaliśmy się kilkoma aspektami. Przede wszystkim to bardzo ułatwia analizę spotkań. Szczególnie, że nagrania z nich, szczególnie tych wyjazdowych, odbiegają trochę od standardów Canal+ i pozostawiają wiele do życzenia. Poza tym, zależy nam, żeby uczyć chłopców szacunku do tradycji. Bo teraz wygląda to tak, że mamy takiego 13-latka i on chce grać z numerem 93, oczywiście jak Zwoliński. U nas na napastników czekają „dziewiątki”.
Wspomniał pan o Stępińskim i Stolarczyku. Warto podkreślić, że obaj mają licencję UEFA Pro.
A takich trenerów w klubie jest aż sześciu. Oprócz nich i oczywiście Kazimierza Moskala - Łukasz Becalla, Marcin Łazowski oraz Paweł Sikora. Do tego kilku szkoleniowców po kursie UEFA A oraz świetny Rafał Buryta. Trener od przygotowania fizycznego pierwszej drużyny koordynuje też akademię. Ściśle współpracujemy zresztą z Uniwersytetem Szczecińskim, w którym również pracuje. Śmiem twierdzić, że nikt w Polsce nie ma takiego sztabu.

Co konkretnie musicie najbardziej poprawić, jeśli chodzi o działanie akademii?

Baza na zimę - to główny punkt. Mamy do dyspozycji bardzo dużo boisk, ale zaraz będzie koniec października, zmiana czasu i zaczną się problemy. Mamy tylko jedną naturalną oświetloną murawę, druga jest sztuczna. Naszym marzeniem jest pełnowymiarowe albo przynajmniej bliskie tym wymiarom boisko pod balonem. To dawałoby jeszcze większą ciągłość. Jej oczywiście i tak nie brakuje, ale mając do dyspozycji coś takiego, będzie jeszcze lepiej.

Da się to szybko zrealizować?
Tak. To nasza główna prośba do miasta. Myślę, że prezydent i jego współpracownicy widzą, jak dobrze się rozwijamy. To oczywiste, że nie każdy z chłopców, z którymi pracujemy, będzie w przyszłości grał w piłkę, ale nie ograniczamy się do wychowywania „boiskowego”. Dzięki nam wielu z nich, zamiast stać po bramach i robić nieciekawe rzeczy, ciężko pracuje i uczy się systematyczności. To może przynieść efekty w każdej pracy, jaką podejmą w przyszłości... Mam nadzieję, że uda się to zrobić przy okazji budowy nowego stadionu.


Ogólnie rzecz biorąc, jest pan zadowolony z tego co już wypracowaliście? Wspomniał pan o brazylijskich zgliszczach. To było przecież całkiem niedawno, a wtedy nikt w Pogoni nie zaprzątał sobie głowy pracą z młodzieżą.
Wtedy to były ruiny, kompletna pustka. Ciężko było się po tym podnieść. Pamiętam jeszcze jak na nasz pierwszy nabór przyszło pięciu chłopaków. Dla mnie i trenera Obsta to był strasznie smutny widok. Patrząc na to - tak, jestem zadowolony.

Od tamtej pory nasi juniorzy starsi sięgnęli po cztery medale. Ostatni finał z Legią naprawdę nie był przypadkiem. Sukcesów jest zdecydowanie więcej. Mogło być oczywiście jeszcze lepiej, ale trzeba być zadowolonym. Jest nieźle.



Talentów z województwa wypuszczać już nie będziecie? Każdy cały czas pamięta o Grzegorzu Krychowiaku.

Nie pracowałem wtedy w klubie, ale według mnie, przy ówczesnej polityce, nie było szans, żeby Krychowiak trafił do Pogoni. Wizja i pomysły były zupełnie inne. Klubem nie rządziły osoby, które naprawdę chciały zrobić dla niego coś dobrego. Liczył się biznes. My patrzymy teraz na to odwrotnie. Na pierwszym miejscu jest dobro klubu - dopiero potem cała reszta.

Bardzo dokładnie obserwujemy całe województwo, przeczesujemy je. I miejmy nadzieję, że takiego Krychowiaka już nie przegapimy. Oczywiście to tylko jeden przykład. Swego czasu występy w Ruchu Chorzów wybrali Patryk Lipski i Filip Starzyński, a jeszcze gdy graliśmy w I lidze, do Legii przeniósł się Grzegorz Aftyka. To wszystko było pokłosiem tego, co wcześniej działo się w klubie. Sam Lipski powiedział, że do przenosin na Górny Śląsk przekonała go wizja gry w Młodej Ekstraklasie.

Od tamtej pory sporo się jednak zmieniło i nie wiem czy teraz ktoś może zaoferować młodemu zawodnikowi więcej od nas. W kwestiach czysto finansowych - być może, ale w tym wieku pieniądze nie są przecież najważniejsze. Kluczowe jest wsparcie i pomysł na chłopaka. Dlatego przychodzi do nas coraz więcej dobrych zawodników.

W jakich okolicznościach objął pan funkcję szefa akademii? Nie myślał pan wcześniej, żeby zająć się czymś zupełnie innym?
Po zakończeniu gry w Szkocji zrobiłem sobie krótkie wakacje. Tuż po nich skierowałem kroki na Twardowskiego, ale osoba pana Ptaka sprawiła, że nie było tutaj dla mnie miejsca. Podobnie było zresztą w wieloma innymi osobami, które były i do dzisiaj są mocno związane z Pogonią. Poszedłem więc do Salosu, gdzie wykonywaliśmy niezłą robotę m.in. z Pawłem Sikorą. Po erze chaosu na Twardowskiego, rozpoczęliśmy odbudowę klubu. Pełniłem wiele przeróżnych funkcji. W barwach nowej Pogoni, która występowała w B-klasie, wybiegałem jeszcze na boisko. Potem byłem m.in. drugim trenerem, wiceprezesem i dyrektorem do spraw młodzieży. W momencie powstawania akademii otrzymałem propozycję od prezesa Mroczka, żeby stanąć na jej czele. Zgodziłem się, bo praca z młodzieżą i dla niej zawsze mnie cieszyła.

Nie ciągnęło pana bardziej do trenerki?
Nie, raczej nigdy mnie to bardziej nie kręciło. Od czasu do czasu lubię pójść na trening, dać jakieś wskazówki, ale codzienna praca raczej nie wchodziłaby w grę.

Jak do tych wskazówek ustosunkowuje się pański syn, Patryk, który od lat szkoli się w Pogoni? Ile trwają analizy występów?
Zwykle dwie minuty... To jasne, że staram mu się podpowiadać i mówić, co robi źle. Do kłótni jednak nie dochodzi, on zwykle widzi swoje błędy i przyznaje mi rację. Ogólnie rzecz biorąc, staram się nie narzucać na niego dodatkowej presji.

Osiągnie tyle co pan?
Ma szanse na regularną grę w Ekstraklasie. Nie wiem czy w Pogoni, ale potencjał na to jak najbardziej jest. Gra na niewdzięcznej pozycji dla młodego chłopaka, bo na stoperze. Potrzebuje jeszcze trochę czasu, ale ma wielki charakter.

Wiadomo po kim.
Faktycznie przejął to po mnie. Może nie ma takiej szybkości jak ja, ale za to dysponuje lepszą techniką. Wszystko się więc wypośrodkowało (śmiech).


Czego najbardziej chciałby pan, żeby uniknął w najbliższych latach? Tak patrząc na swoją karierę.
Miałem wiele wzlotów i upadków. Zdaję sobie sprawę, że on tych drugich też nie ominie. Każdy zawodnik ma swoje gorsze okresy. Najważniejsze jest to, żeby - gdy już na dobre trafi do seniorskiej piłki - podejmował dobre wybory. Sam wielokrotnie powtarzałem, że pójście do Włoch było moim błędem. Straciłem przez to sporo czasu. Od razu powinienem postawić na inny kierunek.

Ale protekcji w Pogoni nie ma?
Wiesz, tak szczerze, to jest dla mnie bardzo niewdzięczna sytuacja. Wolałbym nawet, żeby mnie tutaj nie było, a jemu wiodło się świetnie. Dlatego właśnie powiedziałem, że niekoniecznie musi występować w Pogoni. Nie ma co ukrywać, że jest to dla niego dodatkowa presja. A prawda jest taka, że na wszystko co do tej pory osiągnął, zapracował całkowicie sam. 

Zobacz również

Relacje transferowe na żywo [LINK] Relacje transferowe na żywo [LINK] Telewizja Polska z rozpiską komentatorów na EURO 2024. Wiemy, kto skomentuje mecze Polaków i wielki finał [OFICJALNIE] Telewizja Polska z rozpiską komentatorów na EURO 2024. Wiemy, kto skomentuje mecze Polaków i wielki finał [OFICJALNIE] Kylian Mbappé z najlepszym sezonem w karierze. A jeszcze nie powiedział ostatniego słowa... Kylian Mbappé z najlepszym sezonem w karierze. A jeszcze nie powiedział ostatniego słowa... Nagły zwrot akcji w sprawie Xaviego. W czwartek oficjalny komunikat! Nagły zwrot akcji w sprawie Xaviego. W czwartek oficjalny komunikat! OFICJALNIE: Znamy finalistów Azjatyckiej Ligi Mistrzów. Zabraknie saudyjskich gigantów OFICJALNIE: Znamy finalistów Azjatyckiej Ligi Mistrzów. Zabraknie saudyjskich gigantów Dzieje się w Barcelonie. Xavi nie zgodził się na ten pomysł Dzieje się w Barcelonie. Xavi nie zgodził się na ten pomysł Z Bayeru Leverkusen do Bayernu Monachium?! Z Bayeru Leverkusen do Bayernu Monachium?! Szymon Marciniak: To najtrudniejsza decyzja, jaką musiałem podjąć. Nie spałem przez to dwa dni Szymon Marciniak: To najtrudniejsza decyzja, jaką musiałem podjąć. Nie spałem przez to dwa dni Bayer Leverkusen zainteresowany piłkarzem Realu Madryt Bayer Leverkusen zainteresowany piłkarzem Realu Madryt

Najnowsze informacje

Ekstra

Ekstra

Nasi autorzy