Roman Pawluczenko
Rosjanin
za politykę wziął się jeszcze... w trakcie kariery. W 2007 roku
grający obecnie w Jekaterynburgu zawodnik postanowił wystartować w
lokalnych wyborach w Stawropolu z list Jednej Rosji. 51-krotny
reprezentant Rosji był jednym z kilku piłkarzy, którzy doszli do
porozumienia z Władimirem Putinem. Pawluczenko dostał się do rady
miasta, ale chwilę później przeszedł ze Spartaka Moskwa do
Tottenhamu. Jak komentowano w Rosji: „Jedyną przyczyną
zainteresowania jego osoby polityką był fakt, że międzynarodowy
kryzys finansowy wpływał na wysokość jego wynagrodzenia”.
Marc Wilmots
Do
niedawna selekcjoner reprezentacji Belgii w latach
dziewięćdziesiątych i na początku XXI wieku sam rozegrał w jej
barwach 70 spotkań. Pomiędzy zakończeniem kariery piłkarskiej, a
rozpoczęciem poważnej przygody z trenerką, Belg został
wybrany do rodzimego Senatu z ramienia liberalnego Ruchu
Reformatorskiego. Zrezygnował z zarobków, przekazując je
organizacji wspierającej młodych sportowców, ale wiele nie
zdziałał. Po dwóch latach sam zrezygnował.
Kaj
Leo Johannesen
Tak, mniej
znany, ale nie mogliśmy go pominąć. Legenda Tórshavn i
czterokrotny reprezentant Wysp Owczych w latach 2004-08 był
ministrem spraw zagranicznych swojego kraju. Mało tego, potem został
mianowany na premiera! Przewodniczący Farerskiej Partii Unii
sprawował tę funkcję do zeszłego roku. Wszystko wskazuje jednak
na to, że niebawem powróci na szczyt.
Hakan
Şükür
Ikona tureckiej kadry
i Galatasaray w 2011 roku dostała się do parlamentu z ramienia
Partii Sprawiedliwości i Rozwoju. Wtedy jeszcze były piłkarz szedł
ramię w ramię z prezydentem Recepem Erdoganem. Wytrwał przez dwa
lata. Potem wielokrotnie, również w mediach społecznościowych,
ostro krytykował władze państwa. Konfrontacji było sporo, a kilka
miesięcy temu Şükür został oskarżony o finansowanie pamiętnego
tureckiego puczu.
Oleg
Błochin
Najlepszy
strzelec w historii reprezentacji Związku Radzieckiego skończył
grać w 1990 i od razu wziął się
za trenowanie klubów w Grecji. Nie przeszkodziło mu to jednak w
rozpoczęciu kariery politycznej. Dwukrotnie został wybrany do
ukraińskiego parlamentu. Przekonania i partie zmieniał jak
rękawiczki, bo przez ten czas był członkiem Hromady,
Komunistycznej Partii Ukrainy oraz Zjednoczonej Socjaldemokratycznej
Partii Ukrainy. Z polityki, przynajmniej oficjalnie, wycofał się w
2006 roku. Tym samym, w którym prowadzona przez niego ukraińska
kadra notowała debiut na mundialu.
Andrij
Szewczenko
W
reprezentacji błyszczał wtedy jeszcze „Szewa”, a więc...
obecny selekcjoner reprezentacji Ukrainy. Były gwiazdor Milanu
karierę zakończył cztery lata
temu i zapowiedział, że od razu bierze się za politykę. Wstąpił
do centrolewicowej partii Ukraina - Naprzód, ale nie udało mu się
wejść do Rady Najwyższej. Coś nam się wydaje, że jako trener
Ukrainiec może odnosić trochę większe sukcesy.
Gianni
Rivera
Kolejna
ikona „Rossonerich”. W przypadku 63-krotnego reprezentanta Włoch
kariera polityczna jest jednak zdecydowanie bardziej bogatsza. Rivera
po raz pierwszy dostał się do włoskiego parlamentu w 1987 roku i
utrzymywał się w nim aż do początku XXI wieku. Reprezentował w
tym czasie m.in. Chrześcijańską
Demokrację oraz demonstrującą podobne poglądy... Margheritę. W
międzyczasie był podsekretarzem stanu w Ministerstwie Obrony, a
potem trafił na pięć lat do Parlamentu Europejskiego.
Kacha
Kaladze
Gruzin
spędził w Milanie prawie 10 lat, rozgrywając w jego barwach 284
spotkania. Po przygodzie na San Siro
Kaladze grał jeszcze w Genoi, a chwilę po zawieszeniu butów na
kołku dołączył do partii Gruzińskie Marzenie. Kilka miesięcy
później został mianowany na wicepremiera oraz ministra rozwoju
regionalnego i infrastruktury. Rządy się zmieniają, ale on cały
czas pozostaje na szczycie. Obecnie jest ministrem energetyki.
George
Weah
Jeden z najlepszych
afrykańskich piłkarzy w historii, w 2004 roku postanowił zostać
prezydentem Liberii. Wspierany przez Kongres na rzecz Demokratycznych
Zmian, początkowo miał bardzo duże poparcie, ale ostatecznie
przegrał z Ellen Johnson-Sirleaf. Zdaniem niektórych porażka była
dość kontrowersyjna, ale nie zniechęciła go do dalszego
działania. Afrykanin udał się do Stanów Zjednoczonych, gdzie
uzupełnił wykształcenie na uniwersytecie w Miami, wrócił do
ojczyzny i dwa lata temu został senatorem. Teraz znowu zapowiada
walkę o prezydenturę.
Pelé
Legenda
światowej piłki również próbowała swoich sił w polityce. Tutaj
jednak bardziej chodziło o jego twarz, a nie osobiste przekonania.
Trzykrotny mistrz świata w latach 1995-98 był ministrem sportu w
brazylijskim rządzie. Do jego głównych zadań należała promocja
poza granicami kraju. Decyzję o rezygnacji z piastowania urzędu
podjął sam, a jedną z przyczyn miały być... straty finansowe.
Brazylijczyk nie podpisywał bowiem w tym czasie kontraktów
reklamowych.
Romário
Rodak Pelégo zaczął
nową karierę w 2010 roku, wchodząc do Izby Deputowanych, niższej
izby brazylijskiego parlamentu. Był tam przewodniczącym Komisji
Turystyki i Sportu. Dwa lata temu, mając ogromne poparcie, został
senatorem. Od samego początku słynie z walki z korupcją - zarówno
w piłce, jak i wszystkich sektorach publicznych. Obecnie, wspierany
przez Socjalistyczną Partię Brazylii, walczy o fotel borykającego
się z wielkimi problemami Rio de Janeiro. Wielu rodaków widzi w nim
przyszłą głowę państwa.
***
Nie zapominamy
oczywiście o rodzimych piłkarsko-politycznych gwiazdach. Ponad 10
lat temu, jeszcze przed objęciem funkcji prezesa PZPN, senatorem był
Grzegorz Lato.
Nie notował może tylu wpadek jak wtedy, gdy był szefem
piłkarskiej centrali, ale już wtedy zbytnio się nie
przepracowywał. Swoich sił próbował też Jan
Tomaszewski,
poseł na Sejm VII kadencji. Człowiek, który zatrzymał Anglię
chciał dostać się do niego również w ostatnich wyborach, ale
zmieniając PIS na PO, już się nie udało.
Od dawna z PO
związany jest Roman Kosecki.
69-krotnemu reprezentantowi Polski nieprzerwalnie od ponad 10 lat
udaje się zasiadać w Sejmie.
Niedawno posłowanie zakończył
Cezary Kucharski.
Zrobił to zresztą z przytupem, bo jako jedyny nie złożył na
koniec kadencji oświadczenia majątkowego.
No i nie wypada
nie wspomnieć o Macieju
Żurawskim...