Uwolnił się od krwawej dyktatury
Manneh unika wylewnych wypowiedzi na temat dokładnych przyczyn opuszczenia swojej ojczyzny. Pewne jest jedno - decydując się na ten ruch w 2014 roku, Gambijczyk uciekł z miejsca rządzonego przez okrutnego dyktatora. Yahya Jammeh to nieobliczalny tyran i po prostu dziwaczny człowiek. Oprócz zabijania opozycjonistów słynie m.in. z rzekomego wynalezienie leku na AIDS, który ma bazować na... ziołach, uzdrawiania ludzi borykających się z masą innych chorób, walki z czarami i obcinania głów gejom.
Zdecydował się na samotną
podróż
19-letni obecnie zawodnik zdecydował się na
samotną podróż zostawiając w Gambii m.in. mamę i siostrę. Co
ciekawe, początkowo trafił do Włoch, ale nie zagrzał tam zbyt
długo miejsca. Głównie ze względu na inny stosunek do
przyjmowaniu uchodźców w tym kraju, zdecydował się przenieść do
Niemiec.
Kopał już w ojczyźnie
Piłkarzem chciał być od
zawsze, a przygodę z nieco bardziej profesjonalnymi treningami
rozpoczął już w Gambii. W wieku ośmiu lat trafił do mającej
siedzibę w Bakau, Rush Soccer Academy. To cząstka wielkiego
międzynarodowego projektu, za którym stoją Amerykanie. Manneh
szkolił się tam w zasadzie do samego wyjazdu z ojczyzny.
Przez obóz do małego klubiku
W
Niemczech Manneh trafił do ośrodka dla uchodźców w Lesum. Będąc
tam nie zatracił swoich marzeń o pozostaniu zawodowym piłkarzem.
Do wyboru miał kilka mniejszych klubów, a ostatecznie został
zawodnikiem zespołu Blumenthaler. - Od razu było widać, że jest
naprawdę dobry. Reszta chłopaków szybko dostrzegła, z kim ma do
czynienia - przyznał niedawno jeden z trenerów bremeńskiego klubu,
Torsten Hennecke. Manneh szybko awansował z drużyny U-18 do
starszego rocznika. Strzelił dla niego 15 goli w 11 spotkaniach
jednej z lig regionalnych.
Miał bardzo dużo ofert
Po
Bremie i nie tylko po niej, szybko rozniosła się fama o jego
nadzwyczajnych umiejętnościach. Na oferty i zapytania nie trzeba
było długo czekać. Czarnoskórym młokosem zainteresowały się
m.in. HSV, Schalke, St. Pauli czy Wolfsburg. Ostatecznie wybrał
jednak Werder. - Wybór był trudny, ale mieszkałem w Bremie w
zasadzie od roku. Przez ten czas nieźle poznałem miasto...
Stwierdziłem, że nie muszę wyjeżdżać - powiedział niedawno.
Bramka w specyficznym
debiucie
Manneh podpisał kontrakt z Werderem w marcu
zeszłego roku. Najpierw został włączony do drużyny U-19, skąd
szybko awansował do rezerw. Tam młodemu napastnikowi udało się
strzelić pierwszego gola w debiucie z Hansą Rostock. Gambijczyk
wszedł na boisko po przerwie, trafił do siatki ustalając wynik
spotkania na 2:1 i… kilka minut przed końcem opuścił murawę.
Wszechstronny zawodnik
Jego największe
atuty? - Dodaje drużynie szalenie dużo siły fizycznej. Potrafi
znakomicie wykorzystać swoje warunki, ale jest również szybki i
dobrze wyszkolony technicznie. Wielu zawodników ma jeden zdecydowany
atut, a on ma ich kilka. Trzyma wysoki poziom na paru płaszczyznach.
Oczywiście jeszcze długa droga przed nim - przyznał jakiś czas
temu Florian Bruns, obecnie asystent trenera Werderu, Alexandra
Nouriego.
Pierwszy taki Gambijczyk
To właśnie
Nouri, który znał go już wcześniej, dał Gambijczykowi szansę w
pierwszym zespole. W tym sezonie 19-latek zanotował już cztery
występy w Bundeslidze. Bramki z Bayerem Leverkusen z poprzedniej
kolejce z całą pewnością nigdy nie zapomni. Młody zawodnik jest
pierwszym Gambijczykiem, jaki trafił do siatki w historii
Bundesligi. A dodajmy, że w tym samym meczu, który Werder wygrał
ostatecznie 2:1, brał też udział w akcji bramkowej numer jeden.
Wcześniej zanotował również asystę z Darmstadt.
Skromny
i pracowity chłopak
Mannehowi nie odbija sodówka.
Wszyscy powtarzają, że to bardzo spokojny i opanowany chłopak.
Profesjonalista, który docenia miejsce, w którym się znalazł.
Jeszcze przed debiutem w Bundeslidze, oprócz treningów, nałogowo
oglądał mecze w telewizji. - Motywuje mnie śledzenie zawodników
lepszych ode mnie, pokazuje, że trzeba ciężko pracować - mówił.
Bardzo sympatycznie wypowiedział się również po samym meczu z
Bayerem:
- To się wydarzyło naprawdę? Nie mogę w to uwierzyć... To najwspanialszy moment w mojej karierze. Uczucie nie do opisania, tym bardziej, że trafiłem do siatki z tak mocnym rywalem. Chciałem bardzo podziękować kibicom. I oczywiście trenerowi, który zdecydował się postawić na mnie na tym poziomie.
Chce być jak „Lewy”
19-latek od najmłodszych lat miał kilku idoli. Przeciwko jednemu z nich - Javierovi Hernándezowi - zagrał w poprzedniej kolejce, drugiego - Claudio Pizarro - ma w drużynie, a do tego grona należy jeszcze Robin van Persie. Po spotkaniu z Bayerem Manneh docenił jeszcze klasę dwóch innych snajperów. - Teraz chce być prawdziwym napastnikiem jak Robert Lewandowski czy Pierre-Emerick Aubameyang. To moje marzenie - wyznał.