Wyłowiony z mniejszego
klubu
Myślisz szwedzka piłka klubowa - mówisz Malmö,
Göteborg, Norrköping, kluby ze Sztokholmu. Tymczasem Lindelöf nie
grał w żadnym ligowym gigancie i został przechwycony przez Benfikę
z małego Västerås SK. Z rodzinnej mieściny, która jest nazywana
przez Szwedów „miastem rowerów” miał do stolicy około 100
kilometrów, ale jako zawodnik nigdy nie trafił tam na dłużej.
Jako junior był wierny familijnym stronom i grał wyłącznie w
Västerås.
Cierpliwie dążył do upragnionego celu
Klub
z Lizbony zapłacił za niego w 2012 roku oszałamiającą kwotę 60
tysięcy euro. Rzecz jasna, wtedy jeszcze nastolatek, od
początku był przewidziany do rezerw. Lindelöf cierpliwie walczył
o swoje. Pierwszy występ w dorosłym zespole „Orłów” zanotował
co prawda już w sezonie 2013/14, ale jego naprawdę ważnym ogniwem
stał się dopiero na początku tego roku. To wtedy został rzucony
na głęboką wodę przez kontuzje Luisão i Lisandro López. Egzamin
zdał na piątkę z plusem.
Kumpel Dawidowicza
Jeszcze
w rezerwach Szwed był kolegą z drużyny Pawła Dawidowicza, który
obecnie przebywa na wypożyczeniu w Bochum. Mało tego, szczególnie
dwa sezony temu, młodym zawodnikom zdarzało się dość często
grać obok siebie w pomocy. Lepsze recenzje zbierał oczywiście
Lindelöf. To pokazuje, że jest naprawdę wszechstronnym
zawodnikiem. Ostatnio przyzwyczaił do gry na stoperze, ale równie
dobrze może biegać po prawej stronie defensywy, jak i właśnie
wyżej.
Lewy
i Zlatan pod wrażeniem
Na
wiosnę Lindelöf znienacka musiał trzymać poziom nie tylko w
portugalskiej ekstraklasie (gdzie mocno przyczynił się do tytułu
mistrzowskiego), ale i Lidze Mistrzów. I to właśnie po jednym z
występów w Champions League Szweda - do spółki z doświadczonym
Jardelem - mocno pochwalił Robert Lewandowski. - Byli świetni. To
jedna z najlepszych par stoperów, przeciwko którym grałem w
ostatnim roku - stwierdził „Lewy”, który ostatecznie razem z
kolegami z Bayernu cieszył się z awansu do 1/2 finału (1:0 i 2:2
dla monachijczyków).
Ostatnio Szweda bardzo mocno pochwalił
też Zlatan Ibrahimović. - Już teraz jest wystarczająco dobry,
żeby grać w wielkim klubie. Wszystko zależy od tego, czego chce.
Każdy wybór powinien być jednak dla niego dobry - powiedział
„Ibra” o swoim rodaku. A wiadomo, słowa Zlatana - rzecz
święta.
Skrojony na Premier League
Mocne
strony Lindelöfa? Przede wszystkim jest dość wysoki i silny, a
przy tym - jak na swoje gabaryty - szybki. To ostatnie uprawnia go
zresztą do niezłego prezentowania się na prawej stronie obrony.
Poza tym, świetnie gra głową, dobrze czyta grę i potrafi
zdecydować się na interwencję w najlepszym możliwym momencie. No
i jest charakternym gościem, walczakiem. Koledzy wołają na niego
„Iceman”, ale wcale nie dlatego, że łatwo go skruszyć czy
złamać. Po prostu, mimo zdecydowania, zawsze jest spokojny. Nigdy
nie ulega emocjom i ciężko go „zagotować”.
Nowy Ferdinand
Jak
przyznał Jesper Blomqvist, który na
przełomie wieków występował na Old Trafford, młodszy rodak
przypomina mu jedną z legend „Czerwonych
Diabłów”, Rio Ferdinanda. - Oglądając listopadowy mecz pomiędzy
Szwecją, a Francją, dostrzegłem na trybunach José Mourinho. Od
razu pomyślałem, że chce przyjrzeć się właśnie jemu. Fanom
United mogę powiedzieć, że on przypomina Rio oraz Ronny'ego
Johnsena. Nie mówię, że już teraz prezentuje taki poziom, ale
może szybko do niego dotrzeć. To dojrzały zawodnik i człowiek -
stwierdził.
Medal dzięki
kontuzji kolegi
Lindelöf
od kilku miesięcy jest mocnym punktem dorosłej reprezentacji
Szwecji, w której zanotował już nawet swoje pierwsze trafienie w
meczu z Bułgarią. Jeśli jednak chodzi o medale na wielkich
imprezach, na razie może pochwalić się złotem na zeszłorocznym
Euro do lat 21. Defensor był kluczowym zawodnikiem swojego zespołu.
Co jednak najciekawsze, na turniej do Czech miał w ogóle nie
jechać... Wszystko zmieniła kontuzja kolegi, Emila Kraftha.
Fan
tatuaży
22-latek dość
szybko rozpoczął swoją przygodę z tatuażami i obecnie jego
kolekcja jest już dość liczna, bo rozlała się po obu rękach.
Znajduje się na nich kilka portretów, motywów religijnych, ważnych
cytatów, czaszka, malutka kotwica na dłoni... Obrońca ma swoje
ulubione miejsce do tatuowania, gdzie chodzi m.in. razem z Johnem
Guidettim, który obecnie występuje w Celcie Vigo. Panowie mocno się
zresztą przyjaźnią.
Mocno zżyty z
rodziną
Szwed nie
ukrywa, jak ważna jest dla niego rodzina. Część tatuaży zrobił
zresztą na cześć najbliższych - swojej ukochanej mamy i braci. Z
tymi drugimi, a ma ich trzech, postanowił zrobić sobie identyczny
napis: „Nie ma tak wielkiej miłości, jak ta braterska”.
- On wie, że może czerpać z nas siłę. Zawsze darzył zresztą
wszystkich wielkim uczuciem, bez względu na to, co się działo -
przyznał jakiś czas temu najmłodszy z nich, Sacharias.
Na
Wyspy mógł trafić już wcześniej
Obecnie
Lindelöf
zdecydowanie najmocniej łączony jest z United. Młody zawodnik mógł
jednak wylądować na Wyspach już
kilkanaście miesięcy temu. Jego wypożyczenie do Middlesbrough było
w zasadzie ustalone. Aitor Karanka z działaczami zarezerwowali mu
już nawet bilety lotnicze, ale ostatecznie transakcja nie doszła do
skutku. Powodem były wspomniane kontuzje starszych kolegów z
Benfiki. Chyba dobrze się samo. I dla niego, i dla „Boro”, w
końcu ekipa z Riverside Stadium bez niego też była w stanie
awansować do Premier League.