Zagłębie Lubin: Przyrdzewiały mechanizm

Zagłębie Lubin: Przyrdzewiały mechanizm fot. Transfery.info
Aleksandra Sieczka
Aleksandra Sieczka
Źródło: transfery.info

Brak zębatki w środku pola, niższe tempo akcji, rażąca nieskuteczność i problemy ze znalezieniem alternatywy na ławce. Trener Stokowiec ma zimową misję: odnaleźć utracony styl.

Śmiertelny zakrzep

Kontuzja Starzyńskiego i spadek formy „Miedziowych”. Na pierwszy rzut oka te dwa wydarzenia można umieścić na osi ciągu przyczynowo-skutkowego. Wydarzyło się A, więc naturalnie musiało zdarzyć się tez B. Kłopoty Zagłębia są jednak zdecydowanie bardziej złożone i nie zamykają się w osobie lubińskiego „Figo”, który na długi czas wypadł ze składu. Owszem, jego absencja wymusiła zmiany w boiskowym układzie drużyny, ale można było podjąć zupełnie inne decyzje personalne i tym samym uniknąć kilku stanów przedzawałowych.

Zagłębie zanotowało bardzo udany start sezonu. Fakt, nie opinia. Nie dość, że zaliczyło fajną przygodę w europejskich pucharach, to jeszcze w 3 meczach (Korona, Lech, Bruk-Bet Termalica) zebrało komplet punktów, nie straciło ani jednego gola, a strzeliło aż 8. Problemy pojawiły się wraz z nadejściem sierpnia i już w tym momencie można mówić o luce w planie ciągu przyczynowo-skutkowego: Filip Starzyński w 4 kolejnych spotkaniach na placu boju spędził 228 minut i strzelił jedną bramkę (1:1 z Arką), a Zagłębie stopniowo słabło. O utracie impulsu ze środka pola, do którego doszły problemy towarzyszące lubinianom od dawna (tzn. skuteczność), świadczą nawet suche statystyki. Nadeszła seria 4 remisów (w tym dwa bezbramkowe), w których nawet kreatywny pomocnik nie był w stanie przeciągnąć szali zwycięstwa na korzyść swojej drużyny. Nie chodziło o to, że „siadł” jeden element – cała formacja przestała się zazębiać, czego wynikiem były przestoje, spowolnione tempo akcji, brak łączności ze środkiem pola i zaburzenia na całej linii.

Strzelać też nie za bardzo miał kto. Nie tylko Papadopulos i Nespor (łącznie 3 gole) nie grzeszyli skutecznością, ale i docierało do nich coraz mniej dokładnych piłek. Trener Stokowiec przeszedł na 4-4-2, co okazało się być strzałem w kolano – podzielił formację na dwie części, które nie miały żadnego spoidła.

„Miedziowi” ślizgali się od meczu do meczu, wykorzystując element zaskoczenia, cierpiąc z powodu spadku formy kluczowych zawodników. Było uzależnione od dyspozycji w danym dniu, przestało stwarzać unikalny kolektyw, który zachwycał rozegraniem w bocznym sektorze, nagłym przyspieszeniem tempa i dobrym wykończeniem. Nagle zrywał się Janoszka, za moment to samo robił Janus, ale nigdy w jednej chwili. Brakowało stylu i jakości, a gra stała się powolna i niedbała.

Nieoczekiwana zmiana miejsc

Na domiar złego wszystko wskazywało na to, że obrona również się sypnie. Jej liderem od dłuższego czasu był Dąbrowski, który  potrafił pokierować swoich kolegów i zaskoczyć przeciwnika mocnym strzałem, ale na początku sezonu zgłosiła się po niego warszawska Legia. Ponoć „jej się nie odmawia”, więc reorganizacji musiała zostać poddana także strefa obrony.

Najczęstszy układ w tym sezonie. Szkoleniowiec próbował różnych wariantów, ale zawsze wracał do „wyjściowego”. Nie miał wielkiego wyboru. Dziwniel potrzebuje czasu, bo póki co prezentuje się jak Cotra w wersji beta (może z lepiej ułożoną nogą), a Todorovski wypadł z obiegu przez swoją sinusoidę dyspozycji.

Za zdecydowanie największe zaskoczenie można uznać spadek formy Cotry, który niejednokrotnie udostępniał rywalowi autostradę na flance, a jego dośrodkowania były jeszcze słabsze (zresztą, coraz mniej podłączał się do ataku). Coś za coś: świetne pół roku rozegrał Tosik, który nie miał problemu z tym, gdzie wystawia go trener: czy to był bok obrony, pomocy, czy środek pola. Rzadko kiedy odcinało mu zasilanie, stał się znacznie bardziej rozważny i w większości przypadków trzymał nerwy na wodzy. I wreszcie, ogromny skok zanotował Jach. Wielokrotnie prezentował wysoką kulturę gry, jakby pilnowanie takiej ważnej pozycji w żaden sposób go nie paraliżowało. Wniósł bezpośrednią jakość do ataku. Okazało się, że nie tylko ma świetnie ułożoną nogę do rzutów wolnych, ale i fajnie potrafi odnaleźć się na domknięciu akcji ofensywnej. Zagłębie nie osiągnęło najlepszego wyniku w lidze, ale znalazło się w ścisłej czołówce jeśli chodzi o bilans straconych bramek.

„Miedziowi” na własnym obiekcie w przeważającej większości przypadków przyjmowali ciosy w pierwszych 30 minutach spotkań. Odwrotnie wyglądało to na wyjeździe: po 45 minutach dominacji pojawiała się fala rozkojarzenia i niespodziewanych strat bramek.

Ofiara własnej strategii

Wymuszona absencja Starzyńskiego zmusiła trenera Stokowca do podjęcia radykalnych decyzji. Trudno się dziwić, że postawił na ofensywny duet Nespor-Papadopulos kosztem zmiany ustawienia (4-2-3-1 na 4-4-2), ponieważ ten pierwszy potwierdził swoje umiejętności jeszcze grając w Piaście Gliwice (o ironio, teraz ten drugi znalazł się na liście życzeń Latala). Rzeczywistość okazała się być zgoła inna.

Dwóch napastników łącznie nawet nie zbliżyło się do wyniku jaki osiągnęło powyższe trio na co dzień występujące w pomocy.

Ot, weźmy choćby Arka Woźniaka. Silnie związany z klubem, wielokrotnie musiał udowadniać swoją pozycję, a na boisku zawsze zostawiał serducho i strzelał nawet wtedy, gdy wszystkim (łącznie z nim) wydawało się, że to nie ma racji bytu. Wydawało się, że nie służy mu opaska kapitańska, ale rozwiał wszystkie wątpliwości meczem z „Piastunkami”, w którym zanotował dwa trafienia. Podobnie Janoszka i Janus, którzy przez ostatnie pół roku prezentowali dość sinusoidalną dyspozycję, ale walnie przyczynili się do zwycięstw swojej drużyny. Wciąż jednak wyglądało to tak, że jeden-dwóch zawodników brało na siebie odpowiedzialność i szturmowało bramkę przeciwnika. Akcje na jeden kontakt mające na celu rozmontowanie defensywy rywala były rzadkością.

Zagłębie w większości przypadków ścinało do środka i stamtąd strzelało gole. Ważną rolę odgrywały dośrodkowania, których wykańczaniem zajmowali się m.in. obrońcy.

Płynność grze „Miedziowych” mógł zapewnić jedynie kreatywny pomocnik, który zająłby się regulacją tempa, zagarnął piłkę z linii obrony, wypuścił Kubickiego/Piątka lub ewentualnie sam zszedł na skrzydło.

Świeża krew

Trener Stokowiec ma szczególny styl wprowadzania młodzieży do składu. Jest zdecydowanym zwolennikiem powolnego oswajania z seniorską piłką w przeciwieństwie do rzucania na głęboką wodę. I rzeczywiście, zwykle mu to wychodzi. Weźmy na przykład Kubickiego, bez którego w tym momencie trudno sobie wyobrazić Zagłębie.  Podobnemu procesowi został poddany Filip Jagiełło, który w końcówce roku miał okazję udowodnić na co go stać. „Podobnemu”, bo jednak szkoleniowiec dość szybko zrozumiał czego brakuje jego drużynie i jak na to zaradzić. Nie wiem, czy „Miedziowi” po prostu potrzebują jakiegoś Filipa w środku pola, z którym mogą sobie pograć, ale jeśli nawet to… dobra droga. Oczywiście, zaczęło się od serii ogonów w przypadkowych meczach, ale już wtedy można było dostrzec ogromny potencjał drzemiący w tym młodym piłkarzu.

Na przełomowe spotkanie trzeba było trochę poczekać, a i tak jego grę połowicznie przyćmił wynik. Zagłębie przegrało na własnym obiekcie z Lechem 0:3 i do 63. minuty grało na dwóch napastników, którzy w żaden sposób nie mogli sobie wykreować dogodnej sytuacji bramkowej. Wszystko zmieniło wejście Jagiełły i Buksy. Ten pierwszy (nie tylko w tym, ale i w dwóch następnych spotkaniach) wykazał się ogromną mądrością boiskową. Wszystko wychodziło mu naturalnie – schodzenie niżej, ścinanie do boku, nadawanie grze kierunku i tempa. Razem ze swoim prawie-rówieśnikiem zrobili więcej w 30 minut (Buksa m.in. wywalczył karnego) aniżeli dwaj doświadczeni zawodnicy w kilku poprzednich spotkaniach. Zagłębie w końcu miało pomysł i nie grało w jednym tempie. Zresztą, napastnik, który w Lechii był szykanowany z powodu swojej nieskuteczności, w dwóch kolejnych meczach strzelił dwa gole, zawsze szedł za akcją i meldował się na wykończeniu nawet, gdy wydawało się, że akcja spali na panewce. Tego brakowało statycznym Papadopulosowi i Nesporowi.

Nie ma tego złego…

Patrząc z perspektywy czasu na wyniki Zagłębia można odnieść wrażenie, że to pół roku wcale nie wyglądało (aż) tak źle. „Miedziowi” bez większych trudności zapewnili sobie miejsce w pierwszej ósemce, utrzymują kontakt z czołówką i pomimo bardzo krótkiej ławki, na której trudno poszukiwać wsparcia, są w stanie mierzyć znacznie wyżej. Owszem, problemy ze skutecznością powodują ból zębów, a schematyczne akcje rozgrywane na jedno tempo zabijają całą kreatywność, ale nie można powiedzieć, że to było dramatyczne półrocze w wykonaniu podopiecznych Stokowca. Szkoleniowiec wykrzesał sporo możliwości ze swojej kadry, która w końcu musiała odczuć trudy częstej gry. Kilkakrotnie zdawało się, że się gubi: nagle uczynił numer jeden z Forenca, niewzruszona jest jego wiara w Rakowskiego, którym chyba chce coś udowodnić, uparcie stawiał na dwóch napastników, za nic w świecie nie chciał zaufać Vlasko. Kilkakrotnie można było nawet odnieść wrażenie, że nie za bardzo wie w co ma wsadzić ręce. Ale ostatecznie całej drużynie wyszło to na dobre.

Statystyki nie do końca to oddają, ale Zagłębie znacznie gorzej radzi sobie na własnym obiekcie i nawet zanotowało serię 7 meczów bez zwycięstwa (od sierpnia do grudnia). Wówczas rzeczywiście można było mieć pretensje do trenera, który zdawał się nie widzieć oczywistych problemów swojej ekipy.

„Miedziowi” raczej nie powinni mieć większych problemów z powrotem na właściwe tory jeśli oczywiście dobrze przepracują okres przygotowawczy. Nie tylko potrzeba czasu na wdrożenie Dziwniela i ewentualnych transferów, ale i wypracowanie stosownych mechanizmów z m.in. Jagiełłą w składzie. Trzeba rozwiązać kwestię kończących się kontraktów (obrona: Cotra, Guldan, Tosik, pomoc: Janus, Rakowski, Petravicius), zatrzymać kluczowych zawodników, żeby jeszcze bardziej nie zaburzać struktury drużyny, dokonać rozważnych wzmocnień i… na dobre zamontować zębatkę w środku pola.  Misje poboczne powinno ostatecznie doprowadzić trenera Stokowca do głównej: odnalezienia utraconego stylu.

Więcej na temat: Polska Zagłębie Lubin Ekstraklasa

Zobacz również

Relacje transferowe na żywo [LINK] Relacje transferowe na żywo [LINK] POTWIERDZONE: Xavi zostaje w Barcelonie. „Nigdy nie szukaliśmy nowego trenera” POTWIERDZONE: Xavi zostaje w Barcelonie. „Nigdy nie szukaliśmy nowego trenera” Lech Poznań z pierwszym sukcesem na sezon 2024/2025. Teraz musi tylko... zostać mistrzem Polski Lech Poznań z pierwszym sukcesem na sezon 2024/2025. Teraz musi tylko... zostać mistrzem Polski Przemysław Płacheta opuści Wyspy Brytyjskie?! Szykuje się następny transfer Przemysław Płacheta opuści Wyspy Brytyjskie?! Szykuje się następny transfer Telewizja Polska z rozpiską komentatorów na EURO 2024. Wiemy, kto skomentuje mecze Polaków i wielki finał [OFICJALNIE] Telewizja Polska z rozpiską komentatorów na EURO 2024. Wiemy, kto skomentuje mecze Polaków i wielki finał [OFICJALNIE] Kylian Mbappé z najlepszym sezonem w karierze. A jeszcze nie powiedział ostatniego słowa... Kylian Mbappé z najlepszym sezonem w karierze. A jeszcze nie powiedział ostatniego słowa... Nagły zwrot akcji w sprawie Xaviego. W czwartek oficjalny komunikat! Nagły zwrot akcji w sprawie Xaviego. W czwartek oficjalny komunikat! OFICJALNIE: Znamy finalistów Azjatyckiej Ligi Mistrzów. Zabraknie saudyjskich gigantów OFICJALNIE: Znamy finalistów Azjatyckiej Ligi Mistrzów. Zabraknie saudyjskich gigantów Dzieje się w Barcelonie. Xavi nie zgodził się na ten pomysł Dzieje się w Barcelonie. Xavi nie zgodził się na ten pomysł

Najnowsze informacje

Ekstra

Ekstra

Nasi autorzy