Włoski
szkoleniowiec jest odpowiedzialny za wyniki „Nietoperzy” od
początku października. Zatrudnienie 59-latka miało być lekiem na
fatalne wyniki drużyny z Estadio Mestalla, ale tak się nie stało.
Co prawda jego przygoda w Hiszpanii rozpoczęła się od wygranej ze
Sportingiem Gijón, ale w kolejnych siedmiu meczach ligowych Valencia
ani razu nie sięgnęła po komplet punktów.
W sumie poniosła
w tym czasie cztery porażki i trzykrotnie zremisowała. Poskutkowało
to dopiero 17. miejscem w tabeli La Liga na koniec roku.
Wydawało
się, że Prandelli ma plan na wyciągnięcie drużyny z kryzysu.
Jednym z kluczowych punktów było oczywiście znaczące wzmocnienie
drużyny. Kilkanaście dni temu Włoch udał się nawet w tej sprawie
do Singapuru, żeby spotkać się z właścicielem klubu, Peterem
Limem. 59-latkowi zależało przede wszystkim na sprowadzeniu
doświadczonych zawodników i miał postawić im ultimatum - albo sprowadzą wskazaną przez niego czwórkę, albo odchodzi. Od włodarzy klubu usłyszał tymczasem
m.in. propozycję ściągnięcia młodego Nemanji Maksimovicia, który
w ogóle nie znajdował się w orbicie jego zainteresowań.
To
właśnie kompletnie inna wizja najbliższej przyszłości i
niedotrzymanie obietnic złożonych przez działaczy mają być
powodem dymisji Prandellego. Włoch podobno poinformował o niej
włodarzy Valencii telefonicznie. Obecnie jego
przedstawiciele pracują nad rozwiązaniem obowiązującej do 30
czerwca 2018 roku umowy.
Jego następcą zostanie prawdopodobnie Salvador González. „Voro” wskoczy na ławkę trenerską Valencii już po raz czwarty w ciągu ostatnich czterech lat. Oprócz niego - razem z Prandellim - z „Nietoperzami” pracowało w tym czasie ośmiu innych szkoleniowców. Daje to trzech trenerów odpowiedzialnych za wyniki zespołu na sezon.