Zwariowany kogut
Od pewnego czasu,
gdy 23-letni snajper przebywa na murawie, można być przekonanym, że
trafi do siatki. Jeśli faktycznie tak się dzieje, jest z kolei
więcej niż pewne, że zaprezentuje swoją klasyczną cieszynkę.
Pomysł na imitację koguciego grzebienia po kolejnych golach
podsunął mu kolega. Powód? Andrea uganiał się za tymi
zwierzakami na farmie swojej cioci. Żeby było śmieszniej, ów
przyjaciel ma na nazwisko Gallo, co znaczy - a jakże - „kogut”.
Swoje cieszynki i pseudonim Belotti zagarnął więc bezpośrednio od
niego.
Trzeba dodać, że napastnik często śpi w koszulce
właśnie z napisem „Gallo”, a do tego na stoliku w jego
mieszkaniu zawsze stoi mały ceramiczny kogucik.
Odrzucony z Atalanty
Belotti przyszedł na świat w malutkim, pięciotysięcznym Calcinate, jednej z prowincji Bergamo. Próba sił w tamtejszej Atalancie była naturalną koleją rzeczy. I faktycznie „Il Gallo” w młodości walczył o angaż w akademii „La Dea”. Trenerzy uznali jednak, że mają do dyspozycji lepszych kandydatów na piłkarzy i go odrzucili. Oficjalnie, jak to często bywa, z powodu słabych warunków fizycznych. I tak Belotti trafił do zdecydowanie mniejszego AlbinoLeffe, z którego dopiero po siedmiu latach przeniósł się do Palermo.
Zaczynał nieco niżej
23-latek
wcale nie zaczynał swojej przygody z piłką od linii ataku.
Najpierw był pomocnikiem, potem przesunięto go na skrzydło, a
dopiero po jakimś czasie we
wspomnianym AlbinoLeffe zrobiono z niego snajpera z krwi i kości.
Konkretnie uczynił to ówczesny trener drużyny Primavery, Alessio
Pala. Jak przyznał inny szkoleniowiec „Celeste”,
Emiliano Mondonico, najlepszym określeniem na niego jest
„staromodny środkowy napastnik”. - On dalej może grać dobrze
jako skrzydłowy czy drugi napastnik, ale pełnię jego możliwości
można wykorzystać właśnie najbliżej bramki rywala - mówił.
Wielki fan „Szewy”
Wzięło
się to również stąd, że Belotti zawsze był wpatrzony w
najlepszych napastników na świecie. Najbardziej w Andrija
Szewczenkę, którego plakat w koszulce Milanu miał nad łóżkiem. -
Jako dzieciak oglądałem go z bratem Manuelem na San Siro. Gdyby po
murawie biegał wtedy Diego Maradona i tak wolałbym patrzeć na
Andrija - mówił jakiś czas temu, dodając, że będąc
starszym również śledził innych snajperów: - Chciałbym mieć
chłodną głowę Mario Gómeza, bawić się z obrońcami jak
Fernando Torres, mieć zdrowie Didiera Drogby i ruszać się niczym
Sergio Agüero.
Trzeba przyznać, że sporo z tego już ma.
Rywalizuje
z Dybalą
Przechodząc do Palermo,
Belotti miał za rywali do gry m.in. Abela Hernándeza, Kyle'a
Lafferty'ego oraz Paulo Dybalę. Z samym Dybalą nieźle mu się
współpracowało, ale panowie często byli do siebie porównywani.
Głównie z powodu tej samej liczby lat na karku. W Serie B
regularniej do siatki trafiał Belotti, bo w sezonie 2013/2014
uczynił to dziesięciokrotnie przy pięciu golach Dybali. Po awansie
na najwyższy szczebel lepszy był jednak reprezentant Argentyny,
który zakończył rozgrywki Serie A z 13 bramkami i 11 asystami.
Latem 2015 roku zaprocentowało to 32-milionowym transferem do
Juventusu. Kilka tygodni później Torino zapłaciło za Belottiego
niecałe dziewięć milionów europejskiej waluty.
Tort zamiast wisienki
Dla
Torino to oczywiście i tak były ogromne pieniądze, nieznacznie więcej
zapłacono dopiero rok później za Adema Ljajicia. I trzeba
przyznać, że prezydent Urbano Cairo już na samym początku dał
Belottiemu do zrozumienia, czego od niego oczekuje. „On
nie jest wisienką na torcie, tylko całym tortem”. Te słowa
działacza zostaną zapamiętane już na zawsze. Dorobek Włocha z
tego sezonu pokazuje jednak, że wcale nie zostały one wypowiedziane
na wyrost. 13 trafień w 17 ligowych spotkaniach robi
wrażenie.
Ventura
otworzył mu oczy
Trenerem
Torino jest obecnie Siniša Mihajlović, ale forma Belottiego to
również wynik wcześniejszej współpracy z Giampiero Venturą,
który sprowadził go do Turynu. To on przekonał go, że jeśli
tylko naprawdę chce coś zrobić, jest w stanie to osiągnąć. -
Pokazał mi, jak wiele jest sposobów patrzenia na grę, dzięki
czemu można dokonywać wyborów - przyznał niedawno snajper.
Współpraca zaowocowała również debiutem we włoskiej kadrze po
tym, jak objął ją Ventura. Trzy gole w pięciu dotychczasowych
spotkaniach to również niczego sobie bilans.
Polacy na
rozpisce
Wcześniej Belotti występował we włoskich kadrach młodzieżowych. Los chciał, że w 2013 roku dwukrotnie grał z reprezentacją do lat 20 z Polakami. No i trzeba przyznać, że zaprezentował się nieźle. W pierwszym meczu (3:1) zatrzymał się jeszcze na asyście. W drugim dwukrotnie pokonał Michała Szromnika, przyczyniając się do wysokiej wygranej przybyszów z Italii 6:1.
Rodzice wpoili w
nim chęć do pracy
Ojciec
Belottiego pracował w drukarni, mama szyła koszule. Rzuciła to
całkiem niedawno, wprawiając zresztą syna w wielką radość. Nie
podobało mu się bowiem to, że musi aż tak ciężko pracować. Nie
ma co ukrywać, to w dużej mierze dzięki rodzicom napastnik Torino
zaszedł tak daleko. - Tata powiedział mi kiedyś, że jeśli nie
schodzę z boiska absolutnie wyczerpany, to znaczy, że nie dałem z
siebie wszystkiego. Nigdy nie spotkałem kogoś skromniejszego od
niego. Z kolei mama nauczyła mnie uprzejmości - wyznał jakiś czas
temu.
Ministrant
przeciwny symulkom
Snajper „Toro” jest dość religijną osobą. W przeszłości z pokorą służył zresztą do mszy świętych. I choć bramkarzy rywali uznaje za swoich największych wrogów, których należy pokonać, zawsze chce to robić w sposób czysty. - Symulowanie jest bardzo złe. Trzeba takich sytuacji unikać, żeby nie dawać nieodpowiedniego przykładu - twierdzi.