Młodziak nie pękał
Problemy zdrowotne Nathaniela Clyne'a sprawiły, że Jürgen Klopp wystawił na prawej stronie defensywy Trenta Alexandra-Arnolda, dla którego był to debiut w pierwszym składzie w Premier League. I trzeba przyznać, że 18-latek stanął na wysokości zadania. Piłkarze United sprawdzili go już w pierwszych minutach i szybko zobaczyli, że wcale nie będą mieć łatwego zadania. No i nie mieli. Co prawda młokos po przerwie prezentował się nieco słabiej, ale oprócz straty na rzecz Anthony'ego Martiala, nie notował wielkich błędów. Kilka razy przechytrzył rywali i podał parę niezłych piłek do przodu.
A Pogba już
tak...
Jeśli można napisać, że młodziak udźwignął
ciężar gatunkowy niedzielnego meczu, to Pogbie niestety się to nie
udało. Zaczęło się od fatalnego pudła, którym Francuz zakończył
genialne podanie Henrikha Mkhitaryana. Chwilę później 23-latek
jeszcze gorzej zachował się we własnym polu karnym, ściągając ręką piłkę z głowy Dejana Lovrena. Dab jak się patrzy. Skutek? Pewnie
wykorzystany przez Jamesa Milnera rzut karny. Potem Pogba przyduszał
jeszcze Jordana Hendersona i zanotował kilka strat, które zapoczątkowały kontry Liverpoolu. Beznadziejny występ.
Niezłe zmiany Mourinho
Po pierwszej połowie José Mourinho zdecydował się wpuścić Wayne'a Rooneya, który zastąpił Michaela Carricka. Zmiana oczywiście całkowicie pod ofensywę, co można powiedzieć również o wejściu Marouane'a Fellainiego za Matteo Darmiana. Trzeba przyznać, że obie - do spółki z pojawieniem się na murawie Juana Maty - dały „Czerwonym Diabłom” sporo dobrego. Rooney co chwilę rwał do przodu, motywując swoich kolegów. Fellaini z kolei był nie do zatrzymania w powietrzu.
Kluczowe przebudzenie Valencii
Chyba jeszcze
ważniejsze dla United było jednak uaktywnienie się w drugiej
części gry Antonio Valencii. W pierwszej połowie Ekwadorczyk był
kompletnie niewidoczny, ale po przerwie grał pierwsze skrzypce. W
zasadzie co i rusz dośrodkowywał piłkę w kierunku swoich kolegów
znajdujących się w polu karnym. Gdyby nie on, nie byłoby
wyrównującej bramki Zlatana Ibrahimovicia. Spalony, na którym
znajdował się 31-latek w tej akcji był ogromny, ale to przecież nie jego
wina. Dla sędziów oczywiście bura. Wielka.
Cierpliwość
Ibrahimovicia
Abstrahując od samego spalonego, trzeba
przyznać, że Szwed „wychodził” niedzielnego gola. Do siatki
próbował bowiem trafić od samego początku, ale za każdym razem
brakowało trochę szczęścia. Raz zabrakło niewiele, po tym jak
chciał wykorzystać nieporozumienie między Lovrenem, a Simonem
Mignoletem. Innym razem Belg w fenomenalnym stylu zatrzymał jego
uderzenie z wolnego. Szwed do samego końca szukał jednak gola i
ostatecznie dał United upragniony punkt. Pogba dziękuje mu chyba do
tej pory.
Gdyby nie Mignolet, gospodarze by
wygrali
Koniec końców
belgijski bramkarz puścił gola, ale wcześniej popisał się
kilkoma genialnymi paradami. Choćby po wspomnianym wolnym w
wykonaniu „Ibry”. Ale była też świetna interwencja po
uderzeniu Mkhitaryana czy - już po przerwie - efektowna obrona
nogami strzału Rooneya. Belg z całą pewnością nie może mieć do
siebie wielkich pretensji o to, że nie udało się dowieźć
zwycięstwa do końca.
Najbardziej cieszy się
Chelsea z Tottenhamem
Nie
ma co ukrywać, najbardziej z niedzielnego remisu cieszą się rywale
obu ekip - Chelsea, Tottenham, ale i Arsenal z Manchesterem City. Ta
pierwsza ma nad United i Liverpoolem odpowiednio 12 i siedem punktów
przewagi. W szczególnie złym położeniu są oczywiście „Czerwone
Diabły”. Ale cóż - gdyby nie gapiostwo sędziego i Zlatan,
byłoby przecież jeszcze gorzej.