Brazylijski bramkarz był zmuszony
przerwać karierę w 2010 roku, kiedy to był zawodnikiem Flamengo.
Powód? Został on skazany na 22 lata więzienia za zlecenie
zabójstwa swojej byłej partnerki, Elizy Samudio, z którą był
skonfliktowany. Śledczy doszli do tego, że 32-latek, już po
zbrodni, rzucił poćwiartowane ciało kobiety do zjedzenia psom.
Pobyt Brazylijczyka za kratkami został skrócony i
Brazylijczyk wyszedł na wolność na początku tego roku. Nie
zamierzał on tracić czasu, wiążąc się w zeszłym tygodniu zrodzimym Boa Esporte. Warto podkreślić, że miał on wiele innych
ofert.
Co powiedział on już po podpisaniu umowy?
-
Stało się, co się stało. Popełniłem błąd. Szalenie poważny
błąd, ale one przytrafiają się w życiu każdego. Nie jestem złym
człowiekiem. Ludzie próbowali pogrzebać moje marzenia z powodu
jednej pomyłki. Ale ja prosiłem Boga o wybaczenie i chcę dalej
prowadzić swoją karierę.
- Przygotowywałem się do tego
przez długi czas. Nie patrzę na to, co mówią ludzie. Liczy się
dla mnie nowy początek w życiu. Chce skupić się na swojej pracy,
a motywacja jest mocniejsza od jakiejkolwiek krytyki. Jestem
szczęśliwy, że znalazłem się w tym miejscu i zaskoczony, jak
mnie przyjęto. Niektórzy mówią mi: „Bruno, bądź silny”. To
dla mnie ważne.
- Bóg znowu otworzył przede mną drzwi.
Tak, to bez wątpienia boska interwencja - przyznał Brazylijczyk.
Jeszcze w trakcie konferencji jeden z dziennikarzy zapytał
go, czy ojcowie powinni przychodzić na stadion jego nowej drużyny z
dziećmi, żeby go oklaskiwały.
- Nie odpowiem na to pytanie -
stwierdził tylko bramkarz.