No bo jak traktować dwa miliony euro wydane na Ayoze Péreza, kiedy obok niego na St James’ Park, gdy za 10 milionów przychodził Remy Cabella, za 8,7 Siem De Jong, za 6 Daryl Janmaat i Emmanuel Riviere, a dodatkowo na tą samą pozycję, za tę samą sumę wypożycza się z Szachtara Facundo Fereyrę. Pérez miał być raczej kimś na przyszłość, kto będzie łapać minuty w końcówkach, a za rok czy dwa wskoczy do pierwszego składu i będzie kolejnym drogo sprzedanym przez Pardew zawodnika.
W Anglii krąży bowiem opinia, że Anglik może być trzymany w klubie na siłę przez Mike’a Ashleya ze względu na to, że ma łeb do promowania powierzanych mu zawodników. Z Cabaye’a zrobił jednego z najlepszych rozgrywających Premier League i sprzedał za 25 milionów euro, po Debuchy’ego za 15 kawałków sięgnął Arsenal, Dembę Ba przyjęła za 8,5 Chelsea, a za Jose Enrique Liverpool wyłożył pół miliona mniej.
Prędzej czy później pieniądze tego rzędu miał przynieść Pérez. Gdy jednak zaczęło w Newcastle się palić, a forma nowych strzelb daleka były od oczekiwań (Riviere nie zdobył ani jednej bramki w 7 spotkaniach Premier League, Fereyra wciąż czeka na debiut), trzeba było zamieszać. Coś zmienić. Pérez spokojnie czekał na swoją szansę, choć i tak mimo wszystko mógł być zadowolony. Zbierał sobie spokojnie minuty w końcówkach, a to 7 z Manchesterem City, a to 11 z Crystal Palace, a to 21 z Southampton. Po części to zasługa wspomnianych Fereyry i Riviere’a, po części - utrzymanej dyspozycji Péreza z poprzedniego sezonu.
Ostatnio odebrał nawet nagrodę dla największego odkrycia i najlepszego ofensywnego pomocnika poprzednich rozgrywek Segunda Division. Nim jednak stanął na jednej scenie z uhonorowanymi tego dnia Andresem Iniestą i Cristiano Ronaldo, wybiegł po raz pierwszy w podstawowej jedenasce Newcastle. No i debiut miał wymarzony, bo od razu okraszony golem na 2:1.
Nawet wspominany wcześniej Cristiano Ronaldo nie był tak szybki jak Perez. CR7 swojego pierwszego gola w Premier League zdobył po 551 minutach, Ayoze wystarczyło ledwie 147. Ba, jeśli chodzi o to, co zdołał zrobić podczas swoich dotychczasowych gier na boiskach ligi angielskiej, to trzeba powiedzieć, że wykorzystuje każdą sekundę daną mu przez Alana Pardew. Hiszpan wie to, czego nie pojął dotąd Riviere - że każdy występ bez gola, bez asysty, bez dobrych ofensywnych akcji to krok w kierunku ławki rezerwowych.
Przebiegłość Pérezpokazuje nie tylko na boisku. Ostatnio w jednym z wywiadów udzielonych angielskim mediom powiedział, że mimo ofert z Realu i Barcelony, wybrał tą z Newcastle. Poszperaliśmy trochę i jeszcze pół roku temu grając w Tenerife twierdził, że pogłoski o zainteresowaniu Realu są mocno przesadzone. Teraz pewnie nieco je wyolbrzymił. Świadomie czy nie - nabił sobie ogromnego plusa u kibiców na St. James’ Park.
W ramach ciekawostki dodamy, że być może na jego decyzję o odrzuceniu zalotów Realu miał wpływ mecz sprzed trzech lat. Jego Tenerife podejmowało Real w rozgrywkach U-18 w ramach Division de Honor i pokonało go na drodze do półfinału, gdzie „Blanquiazules” zatrzymało Atletico.
Trzeba też powiedzieć, że jego aklimatyzacja w nowym kraju przebiegła natychmiastowo. - Wschód słońca jest tu trochę wcześniej, a dni są zimniejsze niż w Hiszpanii, ale mam przy sobie brata i żyje mi się świetnie - zapewniał niedawno.
No właśnie, transfer Ayoze wiązał się też z „transferem” dwa lata starszego Samuela Péreza, który gra obecnie dla występujących w półprofesjonalnej Northern Premier League Blythe Spartans. Pozwala mu to być blisko „młodego”, do którego rodzice na razie nie zdecydowali się dołączyć. Gdy nie trenują w klubach, bracia spędzają czas grając na PlayStation, a także słuchając R&B.
Jeszcze rok temu, gdy Ayoze zarabiał równowartość 500 funtów miesięcznie, Samuel grywał amatorsko w hiszpańskich niższych ligach, matka pracowała w sklepie sieci SPAR, a ojciec w hotelu Mencey, o tak spokojnym życiu mogli tylko marzyć. Teraz Pérez pracuje już nie tylko na spokojne utrzymanie tu i teraz, ale i na dostatnią przyszłość. Najbliższe spotkania pokażą, czy dwa świetne mecze Péreza to zwykły zbieg okoliczności, „fuks debiutanta”, czy może Premier League dorobiła się kolejnego klasowego snajpera podebranego z Hiszpanii.
My nie mamy wątpliwości, że coś tam jeszcze kryje w zanadrzu…