Lato narozrabiał, Murzyn posprząta - jakim prezesem będzie Zbigniew Boniek?
2012-10-26 23:59:36; Aktualizacja: 12 lat temuNiedawno dostaliśmy normalnego selekcjonera. W końcu doczekaliśmy się również normalnego prezesa Polskiego Związku Piłki Nożnej. Przynajmniej tak się z grubsza wydaje.
Tytułowy „Murzyn” to przezwisko Zbigniewa Bońka z czasów jego gry w Zawiszy Bydgoszcz. Nie ma sensu przytaczać wszystkich piłkarskich osiągnięć nowego prezesa, bo te są szeroko znane. Mistrzostwa Polski z Widzewem, doskonała gra z łódzkim klubem w europejskich pucharach, brązowy medal na mundialu w Hiszpanii i wreszcie Puchar Europy u boku Michela Platiniego. Nie skupiajmy się jednak na Bońku-piłkarzu, ale Bońku-człowieku, bo niewątpliwie cechy osobowe oraz talenty organizacyjne 56-latka będą miały większy wpływ na ocenę jego kadencji niż sportowa przeszłość.
Pierwszą rzucającą się w oczy różnicą pomiędzy obecnym a poprzednim szefem PZPN-u są niewątpliwie walory umysłowe. Bycie inteligentniejszym od Laty może nie jest wielkim osiągnięciem, jednak „Zibi” z pewnością należy do najbystrzejszych ludzi w polskim futbolu. Intelekt może stanowić jednak broń obusieczną. W razie, gdyby Boniek poszedł śladami Laty , były gracz Juve będzie o wiele groźniejszy dla naszego futbolu niż król strzelców mundialu z 1974 roku. To może scenariusz mało prawdopodobny, wręcz fantastyczny, jednak wiele postaci z Polski i świata, łącznie z byłym już prezesem PZPN-u, niszczyło swoją legendę późniejszymi czynami. Zabezpieczeniem w tej kwestii może być fakt, że rodowity bydgoszczanin powinien doskonale sobie zdawać sprawę z jakiego wysokiego konia może spaść i jak bolesny dla niego ten upadek mógłby być.
Boniek słusznie popierany jest przez większość społeczeństwa. Spośród wszystkich kandydatów „Zibi” wydawał się najbardziej kompetentny, bezkompromisowy, do tego nastawiony proreformatorsko. Nieskazitelny wizerunek przedstawiany przez kandydata vox populi nie jest jednak zupełnie kryształowy. Wielu kibiców nie kojarzy brązowego medalisty mistrzostw świata z betonowym związkiem, jednak nie da się wymazać z CV nowego prezesa bliskiej działalności z Michałem Listkiewiczem. Boniek u „Listka” był wiceprezesem ds. marketingu. Były reprezentant Polski ogółem w swojej kadencji zrobił więcej dobrego niż złego, ale jedna sprawa zaszkodziła wizerunkowi „Zibiego”. Sytuacja ta uwypukliła także pewne cechy charakteru prezesa, które niekoniecznie muszą być zaletą w przyszłej pracy.
Nasz najlepszy futbolista od czasów Kazimierza Deyny przed mundialem w Korei i Japonii, bez wiedzy reprezentantów, zgodził się na wykorzystanie prywatnych wizerunków kadrowiczów Jerzego Engela przez Coca-Colę na szklankach rozdawanych w zestawach McDonald's. Co prawda naczynia miały być rozdawane za darmo, po uzyskaniu odpowiedniej ilości punktów w restauracjach, a zyski przeznaczono na cele charytatywne, jednak nie wszystkim zawodnikom podobało się handlowanie ich podobiznami bez wcześniejszych ustaleń. Przed drugim meczem na mundialu, z Portugalią, Boniek postawił reprezentantom ultimatum: albo podpiszą zgodę na wykorzystanie ich twarzy na szklankach albo nie zagrają już więcej na turnieju.
Bezkompromisowość i wielka pewność siebie to znaki charakterystyczne nowo urzędującego prezesa. Te cechy przyniosły mu wielkie sukcesy na murawie. Idzie za tym również ślepa wiara w swoje możliwości, co podsycane autorytetem zbudowanym na statusie legendy polskiego futbolu, nie zawsze przynosi pożądane efekty. Jerzy Dudek w swojej biografii opisuje, że za czasów kadencji Zbigniewa Bońka jako selekcjonera reprezentacji Polski, ówcześni kadrowicze, nawet widząc ewidentne błędy "Zibiego” w sztuce trenerskiej, nie śmieli z nim polemizować.
- Paradoks polegał na tym, że jedynym liderem pozostał trener! Wydaje mi się, że swoją osobowością przyćmił wszystkich. Nikt za bardzo nie chciał się odzywać, dyskutować na temat taktyki. Bo skoro Boniek powiedział, że mamy grać na przykład prawą stroną, widocznie powinniśmy tak grać. Przecież miał wspaniałą piłkarską karierę za sobą, więc musiał wiedzieć, co robi. Nawet jak pojawiały się jakieś wątpliwości, każdy dusił je w sobie, bo wydawało mu się, że mogłyby zostać źle odebrane. - Jerzy Dudek "Uwierzyć w siebie. Do przerwy 0:3”, 2005.
Zbigniew Boniek, podobnie jak każdy z nas, jest tylko człowiekiem. Także popełnia błędy. Ważne jest to, żeby jako szef otoczyć się ludźmi, którzy wyłapią ewentualne niedociągnięcia i nie będą się bać unaocznienia ich swojemu pracodawcy. A kto z nowego zarządu może to zrobić? Nominowany z litości Roman Kosecki? Marek Koźmiński, uczestnik omawianego wyżej mundialu? A może Stefan Antkowiak? Nadzieję daje Maciej Sawicki, który, według informacji „Weszło!”, ma zostać sekretarzem generalnym związku. Człowiek z innej bajki. Niezwykle uzdolniony, o doświadczeniu menadżerskim, który raczej nie powinien bać się argumentacji z prezesem.
To tyle, jeśli chodzi o obawy związane z najważniejszą od dzisiaj osobą w polskim futbolu. Jakiekolwiek można mieć zdanie o Zbigniewie Bońku, niewątpliwie zasłużył na zaszczyt (?) stanie na czele największego związku sportowego w Polsce. Charyzma, prezencja, mądrość, a także bliska znajomość z szefem UEFA to atrybuty, które odpowiednio użyte mogą poprawić stan naszej piłki i doprowadzić do sytuacji, w której piosenka „jebać PZPN” przestanie być najpopularniejszą stadionową pieśnią. Nadchodzi czas zmian, jak dobre lub złe one nie będą, któe Boniek swoją osobą gwarantuje.
Zdobywca Pucharu Europy z 1985 już raz próbował przejąć władzę w rodzimej futbolowej centrali. Cztery lata temu beton był jednak zbyt twardy, by dało się go skruszyć odważnymi, niepopularnymi wśród delegatów planami. Od tamtego czasu Boniek siedział w Rzymie. Popijając czerwone wino i delektując się kolejnymi papierosami, z dystansu komentował piłkarską rzeczywistość nad Wisłą. Kontrowersyjnymi, ale bardzo często trafnymi wypowiedziami systematycznie zwiększał swoje poparcie społeczne oraz, jak się okazało, wsparcie związkowych wyborców. O ile jednak bycie w opozycji i krytyka są stosunkowo proste (a także niezbyt ryzykowne), o tyle przejęcie władzy to zupełnie inna bajka. Przekonało się o tym dobitnie pewne ugrupowanie polityczne, z którego wywodzi się nowy wiceprezes ds. szkolenia.