- W trakcie mojej kariery miałem
styczność z wielkimi mistrzami. Piłkarzami, na których patrzyłeś
i mówiłeś tylko: „Wow!”. Mieli ogromny talent. Najbardziej
wyróżniłbym jednak Adriano.
- Grałem z nim w Interze.
Pierwszą rzeczą, jaką tam zrobiłem, było zażądanie, żeby
został. Po prostu chciałem z nim grać. To był zwierzak. Mógł
strzelać z każdej pozycji jak nikt inny. Prawdziwa bestia. To nie
trwało jednak zbyt długo.
- Dlaczego? Nie wiem. 50 procent
sukcesu zawsze stanowi jednak siła mentalna. Jeśli jej nie masz,
jest ci o wiele trudniej. Ja mogę tylko powiedzieć, że uwielbiałem
z nim grać. Patrzeć na to, jak się porusza - przyznał wprost
szwedzki gwiazdor, który po rozstaniu z Manchesterem United obecnie
pozostaje bez klubu.
Adriano występował w Interze w latach 2004-9, strzelając w sumie 75 goli w 180 spotkaniach „Nerazzurrich”. Z czasem 50-krotny reprezentant Brazylii (29 bramek) prezentował się coraz gorzej i gorzej, stawiając na rozrywkowy tryb życia. Jak przyznał niedawno inny były zawodnik Interu, załamanie kariery Brazylijczyka było wynikiem silnej depresji spowodowanej śmiercią ojca. To właśnie ten smutny epizod miał zmienić całe jego życie.