W czwartek mija ósma rocznica śmierci niemieckiego bramkarza. Dokładnie 10 listopada 2009 roku były zawodnik m.in. Benfiki, Barcelony i Hannoveru popełnił samobójstwo, wskakując pod przejeżdżający pociąg. Było to efektem depresji, z którą golkiper walczył od dłuższego czasu.
„Fakt, że od śmierci Roberta i
naszych ostatnich rozmów minęło już tyle lat mnie przeraża. To
nie mogło być tak dawno temu, bo co ja robiłem przez te wszystkie
lata? Czas mija bardzo szybko piłkarzom. Każdy z nas zawsze patrzy
tylko do przodu, koncentruje się na kolejnym meczu.
Wspomnienia
z Robertem wiele dla mnie znaczą. On pozytywnie wpłynął na moje
życie. Można powiedzieć, że jak żaden inny kolega z boiska. (…)
Dzięki niemu rozwinąłem się jako obrońca. Mówił, żebym nigdy
się nie bał, grając z nim w drużynie. Jeśli nie udało mi się
zatrzymać ataku rywala, on był z tyłu. Zawsze był spokojny i
imponował determinacją. Nie chodzi o to, by go teraz gloryfikować,
ale moim zdaniem ludzie, których dotyka depresja, nie są słabi.
Ona może przytrafić się również silnej osobie, choćby
takiej jak Robert. To choroba.
Wiadomość o jego śmierci
mocno mnie uderzyła. Nie potrafiłem zrozumieć, że tak
zrównoważona osoba borykała się z czymś takim. Zadawałem sobie
również pytanie, dlaczego mi o tym nie powiedział. Byliśmy
przyjaciółmi, opowiadaliśmy sobie o wszystkim. Po czasie dotarło
do mnie jednak, że ukrywanie swoich problemów to część tej
choroby.
Wspominanie chwil spędzonych z Robertem do dzisiaj
mi pomaga. Dzięki temu znowu mogę poczuć trochę szczęścia” -
napisał obrońca Arsenalu, który ma na swoim koncie 104 spotkania w
koszulce reprezentacji Niemiec.