Klub nie znajdował się w najlepszej sytuacji finansowej, gdy Silvio Berlusconi zdecydował się na jego sprzedaż. Po przyjściu chińskich inwestorów działacze wydali ponad 200 milionów euro na transfery, ale czas pokazał, że klubowa kasa wciąż nie znajduje się w dobrej kondycji, a to może nieść za sobą nieprzyjemne konsekwencje. UEFA już dwukrotnie odmówiła „Rossonerim” zawarcia porozumień finansowych, przez co zespołowi grozi nawet dyskwalifikacja z europejskich pucharów.
Na mediolańczykach w szczególności ciąży pożyczka zaciągnięta w funduszu hedgingowym Elliott Management. Li potrzebował 300 milionów euro, by mimo wycofali współpracowników móc sfinalizować przejęcie Milanu. Do października musi spłacić pełną kwotę 380 milionów euro, a że sprawa coraz bardziej się komplikuje, biznesmen musiał zmienić swoją strategię.
Do tej pory Chińczyk odrzucał możliwość sprzedaży udziałów, lecz teraz zmienia front. „La Gazzetta dello Sport” oraz „Il Giornale” informują, że poważnie brana pod uwagę jest sprzedaż części udziałów w klubie. Obecnie trwają poszukiwania odpowiedniego inwestora, co jest o tyle trudne, że musi on spełniać konkretne wymogi, a sprawa jest dość delikatna, ponieważ transakcję trzeba zamknąć do końca czerwca.
W grę wchodzi sprzedaż 20-49 procent akcji. Jest to o tyle istotne, że drużyna potrzebuje dużego zastrzyku gotówki, a Yonghong Li chce mieć przy tym pewność, że wciąż będzie większościowym udziałowcem. Nowy inwestor ma też złożyć obietnicę, że nie będzie dążyć do przejęcia klubu w późniejszym terminie.
Na razie potencjalni inwestorzy nie są znani, ale portal „L'oracolo Rossonero” twierdzi, że może nim zostać Saeed Al-Falasi z International Triangle Group. Biznesmen już wcześniej był zainteresowany inwestycją w Milan, dlatego mógłby podjąć kolejną próbę przejęcia udziałów.