Stało się to, czego można było się spodziewać już od jakiegoś czasu. Kilka tygodni temu FC Barcelona wysłała de Ligtowi swoją ostateczną propozycję kontraktu, a w międzyczasie uzgodniła z Ajaksem cenę wykupu gracza na poziomie 75 milionów euro. Sam piłkarz dość sceptycznie podchodził jednak do wizji przeprowadzki na Camp Nou i koniec końców odrzucił taką możliwość.
„Cadena SER” informuje, że negocjacje starał się ratować jeszcze Josep Maria Bartomeu, który osobiście, i skutecznie, interweniował także w przypadku Frenkiego de Jonga. Tym razem sztuka się nie udała i obóz „Blaugrany” jest przekonany, iż zawodnikowi chodziło o pieniądze. Sprawa jest jednak bardziej złożona.
Faktycznie zawodnik miał zażądać od Katalończyków większej pensji, niż ta, którą ma otrzymywać jego były kolega z Ajaksu, wspomniany de Jong. Wynikało to z faktu, że defensor ma kilka lepszych propozycji, lecz mistrzowie Hiszpanii od początku starali się załatwić sprawę na swoich warunkach. Innym ważnym czynnikiem była możliwość regularnych występów - „Barca” z góry zapowiedziała, że 19-latek nie dostanie miejsca w składzie od razu i będzie musiał na nie zapracować.
Piłkarz chciał otrzymać gwarancję gry, lecz gdy jej nie dostał, zostawił sprawę swojemu agentowi, Mino Raioli. Ten po dłuższym przemyśleniu wszystkich za i przeciw uznał, że oferty innych ekip są bardziej korzystne dla jego klienta, dlatego Barcelona usłyszała odmowną odpowiedź.
To jednak nie oznacza, że wychowanek „de Godenzonen” pozostanie w Eredivisie. Jego usługami wciąż interesują się Paris Saint-Germain, Juventus oraz Bayern Monachium. Oferty kontraktów od tych zespołów mają być lepsze niż ta Barcelony, dlatego przyszłość de Ligta rozstrzygnie się pomiędzy tą trójką.