- Jesteśmy za mocni na Estonię, a za słabi, żeby pójść gdzieś dalej - wywiad z Marcinem Zomerskim

- Jesteśmy za mocni na Estonię, a za słabi, żeby pójść gdzieś dalej - wywiad z Marcinem Zomerskim fot. Transfery.info
Mateusz Jaworski
Mateusz Jaworski
Źródło: Transfery.info

Jest drugim, po Damianie Jaroszewskim, Polakiem w historii ligi estońskiej, broni barw stołecznego JK Nõmme Kalju, aktualnego lidera tamtejszej ekstraklasy. Z Marcinem Zomerskim spotkaliśmy się na tallińskiej starówce.

- Pytanie rozgrzewkowe – jak ci się żyje w Estonii?

 
- Brakuje mi Polski. Ale tak, to nie mam na co narzekać - fajne miasto, jest morze, można miło spędzić czas na Starym Mieście. Uważam, że Tallin jest bardzo ładnym miastem, ale widać różnicę, kiedy jeździmy na wyjazdy do mniejszych miast. Są zaniedbane. Sami Estończycy są bardzo spokojni, wręcz flegmatyczni. Trochę denerwuje mnie także zachowanie na drogach. Nie chodzi o to, że w Polsce łamie się przepisy, ale kiedy w Estonii jest ograniczenie do 30, to jadą 20, żeby nie daj Boże nie dostać mandatu. Taka jest ich mentalność, trochę skandynawska.
 
- Dużo chodzimy po mieście i zauważyliśmy raptem jeden plakat informujący o EURO U-19.
 
- W Polsce piłka nożna jest pierwszym sportem i wszyscy tym żyją. A tutaj? Trzeci, może czwarty. Nie przykładają do tego wagi. Liczą się przede wszystkim hokej i koszykówka. Trochę mnie to zaskoczyło,  zaraz jak tu przyjechałem, graliśmy z Levadią, nie byle jakim przeciwnikiem – na mecz przyszło 500 osób. W ogóle to jest trochę tak, że my, Levadia i Flora jesteśmy za mocni na Estonię, a za słabi, żeby pójść gdzieś dalej. 
 
- Czy Twoim zdaniem Estonia ma najmocniejszą ligę w regionie nadbałtyckim?
 
- To wszystko jest porównywalne. Gdyby np. złączyć po trzy drużyny z Estonii, z Litwy i z Łotwy, byłoby naprawdę fajnie.
 
- Poziom pierwszej ligi polskiej?
 
- Na Łotwie miałem grać w FB Gulbene. Oni teraz zremisowali 1:1 z Jagiellonią, a kusy były bardzo, bardzo wysokie. Wszyscy mówią, że w pierwszej lidze jest trudniej grać niż w Ekstraklasie, bo jest wielka napina i nie można do końca pokazać swoich umiejętności. Tutaj są trzy drużyny i dalej przepaść. W Polsce jest to bardziej wyrównane. Zdarzają się wyniki typu 7:0, ale można też zgubić punkty, kiedy 10 zawodników stanie na obronie, cały czas wybijają piłkę i ledwo co dojdą do połowy. Ciężko mi porównywać, ale myślę, że te zespoły, które radzą sobie u nas, w środku tabeli pierwszej ligi też by sobie poradziły.
 
- Czy jacyś zawodnicy reprezentacji Estonii U-19 – ostatnie miejsce w grupie, bez choćby punktu – mają jakiekolwiek szanse, by w najbliższym czasie wejść do pierwszej reprezentacji?
 
- Większość reprezentantów kadry seniorskiej nie gra w Estonii. Tutaj, Levadia ma bardzo młody zespół, średnia wieku 22-23 lata, większość graczy jest z rocznika 90-95. Dla nich to jest świetne. Przebudowa? Nie, tak po prostu jest w Levadii. U nas na przykład nie ma nikogo z tej kadry.
 
- Kalju ściąga sporo obcokrajowców, w związku z czym trochę wyróżniacie się polityką transferową na tle reszty.
 
- Przychodą obcokrajowcy, ale kariery nie robią. Nie mówię po sobie.  Razem ze mną przychodził do Kalju Hideaki Takeda, Japończyk, wcześniej grał na Łotwie w Gulbene. I wyróżnia się, a mimo to nie gra. Nie wiem, dlaczego. Był wiodącą postacią w lidze łotewskiej i dlatego przyszedł tutaj.  Ale nie gra tyle, ile by się spodziewał, ile można było się spodziewać (tylko pięć występów w wyjściowym składzie, czterokrotnie zmieniany, osiem razy wchodził z ławki – przyp. aut.). I co on ma w tym czasie pokazać? Widzę, że się tym denerwuje, bo razem mieszkamy. Albo Włosi. Jeden, Damiano Quitieri,  dopiero wrócił do składu, a długo nie grał. Drugi, Marco Bianchi, jest tu drugi rok i dwa razy wyszedł w pierwszym składzie, a kontrakt ma na pięć lat.
 
- Jak Kalju wygląda organizacyjnie na tle polskich klubów?
 
- Miałem trochę obaw, jak tu przychodziłem. Był mały poślizg, bo miałem zostać w Gulbene na Łotwie. Byłem już przekonany psychicznie, wszyscy moi znajomi, rodzina i wszyscy myśleli, że tam zostanę. Pojawiła się jednak oferta stąd i szybko zmieniliśmy plany. Muszę przyznać, że pozytywnie się zaskoczyłem. W Polsce panuje taki pseudo stereotyp, że tutaj jest inaczej, coś nie tak. Przyjechałem, zobaczyłem i zaskoczyłem się pozytywnie. Na mieszkanie nie mogę narzekać, na samochód też nie, choć go oddałem, bo jest mi zbędny. Co do warunków sprzętowych, treningowych czy organizacji w ogóle, spodziewałem się, że będzie gorzej. Mogę więc powiedzieć, że jestem mile zaskoczony.
 
 
- To co, na treningi autobusem?
 
- Nie, nie, mieszkam z Takedo i przyjeżdża po nas Wakui.
 
- Mieszkasz z jednym Japończykiem, z drugim trenujesz.  Nieco ich już poznałeś. Coś cię zaskoczyło?
 
- Oni są mało ekspresyjni, nie okazują radości, są jednostajni. I nie lubią siebie. Kiedy spotykam turystów z Polski, to zawsze się chwilę pogada - normalka. Oni? Wręcz odwrotnie, nie lubią siebie wzajemnie. Pytam więc tego, z którym mieszkam - Takedę, dlaczego on nie rozmawia z rodakami, których tutaj spotyka. - Nie lubię ich, bo jest nas za dużo.
 
- W kadrze pierwszego zespołu macie łącznie ośmiu obcokrajowców, to prawie połowa. Nie pojawiają się z tego powodu jakieś wewnętrzne podziały? „Stranieri” trzymają się razem?
 
- Trzeba też pamiętać, że połowa Estończyków to Rosjanie - mają wprawdzie estońskie paszporty, ale zdarzają się też tacy, którzy mimo to w ogóle nie mówią po estońsku. Podziałów nie ma, ale jak ktoś z zewnątrz wszedłby do szatni, mógłby odnieść wrażenie, że jednak są - osoba, która nie zna estońskiego, nie będzie rozmawiała z zawodnikiem z Estonii. Wiodącym językiem jest natomiast angielski. Drugim trenerem jest Brazylijczyk (Getulio Aurelio – przyp. aut.), który mówi po portugalsku, po hiszpańsku, po włosku i po fińsku, bo ma także fiński paszport. Obawiałem się przychodząc tutaj, znając angielski na poziomie średnim, ale z czasem wszystko się ułożyło. Znam też podstawy japońskiego, bo mieszkam z Takedo, który nie mówi po angielsku, a jakoś trzeba się porozumieć. Musiałem się trochę poduczyć.
 
Rodrigues mówi po portugalsku, po włosku, bardzo dobrze po angielsku. Był też na Słowacji, gdzie większość słów jest podobna do polskich, więc można się zrozumieć. Rosyjski? Nie potrafię powiedzieć płynnie, ale zrozumiem, kiedy ktoś coś do mnie powie. Można się dogadać. Fajne jest to, że jest tyle osób i wszyscy jakoś znajdują wspólny język i nie ma tak, że są jakieś nieporozumienia czy niedociągnięcia.
 
Mamy dużo reprezentantów i ex reprezentantów. Nasz dyrektor sportowy, Siergei Terehhov jest grającym dyrektorem, ma 37 lat i siedział wczoraj na ławce. 94 występy w reprezentacji Estonii. Tarmo Neemelo – 20 występów w reprezentacji. I choćby Yankuba Ceesay .
 
W Gulbene jest ośmiu Japończyków. Mają swoją akademię w Singapurze. Takeda trenował przez jakiś czas w Pogoni, ale rozbiło się o kontrakt. Miał zostać, jak był zaciąg do Olimpii Elbląg, tyle że nie dogadali się finansowo. Był też chwilę w Sandecji Nowy Sącz. Tam też się nie dogadali.
 
- A finansowo?
 
- Trudno powiedzieć. Jak byłem w Pogoni, to budżet się wyróżniał i warunki były dobre.Tutaj? Poza nami liczą się jeszcze Flora i Levadia.
 
- W Gulbene byłeś na testach, wypadłeś dobrze, ale nie podpisałeś kontraktu. Co się dokładnie stało?
 
- Pojechałem tam, podobało mi się. Mogę teraz tylko gdybać, ale sądzę, że byłoby lepiej jeśli chodzi o granie. Byłem na testach i wypadłem na tyle dobrze, że zaproponowano mi kontrakt. Brakowało tylko mojego podpisu. W ostatniej chwili odezwał się do mnie menadżer. - Słuchaj, jest oferta z Kalju. Tutaj masz zespół środka tabeli, walczący o utrzymanie, tam drużynę walczącą o mistrzostwo. Pojedziesz, to zobaczysz. Jak już przyjechałem, to zostałem.
 
- Wczoraj odpadliście z Ligi Europy. Wyglądało to tak, że w obu meczach z Chazarem byliście słabsi od rywali.
 
- Tak… W sumie sam nie wiem, jak wywieźliśmy stamtąd remis (2:2 w Lankaran – przyp. aut.). Może Chazar zjadła presja?  Oni mieli łatwo wygrać, wszyscy tego od nich oczekiwali. I jeszcze ci kibice - tak fanatycznych ludzi jeszcze nie widziałem. Śpiewali, dopingowali non-stop. Poza tym, zawodnicy Chazara tworzyli prawdziwą drużynę, przewyższali nas w każdym elemencie.
 
 
- Wypad do Lankaran musiał być męczący. Jak cały pobyt w Azerbejdżanie.
 
- Dokładnie. Wracaliśmy podzieleni na grupy, moja dotarła do Tallina dopiero następnego dnia po 21. Samo miasto ma naprawdę ładne centrum, ale poza tym dominuje nędza. Kibice to fanatycy. Na trybunach – zamiast ochrony – było wojsko. Oczywiście z karabinami. Bez klimatyzacji nie szło wytrzymać. To ciężkie powietrze uderzało nawet wtedy, gdy wychodziliśmy z pokojów na korytarz. W trakcie meczu były 32 stopnie. Byliśmy też po drodze w Baku. Piękne miasto. Przypomina trochę Dubaj.
 
- Kto jest największą gwiazdą zespołu?
 
- Ciężko powiedzieć…
 
- Wczoraj podobał nam się Japończyk, numer 75, Hidetoshi Wakui.
 
- On na pewno się wyróżnia.  Jest jeszcze napastnik, wspominany przeze mnie Neemelo. Teraz kontuzjowany. Wszyscy tutaj płakali, kiedy doznał kontuzji dwa dni przed rewanżem. 30 lat, doświadczony, robi z przodu całą grę. Wysoki, mocno zbudowany,  ale mimo to zwrotny.
 
- Wakui na plus, na minus środkowy pomocnik z „8”, Yankuba Ceesay.
 
- Tak naprawdę chyba nikt nie rozumie, dlaczego on  gra (śmiech).  To zastępca kapitana reprezentacji Gambii, wczoraj grał z powodu kontuzji Neemelo, trener przesunął jednego zawodnika więcej do środka. To był dopiero jego trzeci mecz (w wyjściowym składzie – przyp. aut.). Był też w ŁKS (wiosną 2008 roku – przyp. aut), ale pojawiły się problemy z jego kontraktem.
 
- Igor Prins, wasz trener, sprawiał na konferencji prasowej wrażenie człowieka dosyć specyficznego.
 
- Tak, jest specyficzny.  Jak już się odzywa, to tak, żebyś zapamiętał tę rozmowę na długo. Chodzi mi o piłkarzy.
 
- Taka „suszarka”?
 
 - Coś w tym rodzaju (śmiech). A mówi niewiele, nawet po zwycięstwie. On taki jest. Ma tutaj pozycję, prowadził Levadię, kiedy eliminowała Wisłę, ma doświadczenie.
 
- Czy ta porażka (0:2), pierwsza w obecnym sezonie, będzie jakoś szczególnie przeżywana? Starcie Kalju-Chazar zapowiadano jako coś w rodzaju wojny estońsko-azerskiej.
 
- Pojechaliśmy do Lankaran, ponad 80 tysięcy mieszkańców, a na mecz przyszło 20 tysięcy kibiców. Byli też na naszym treningu. Tallin ma 400 tysięcy. Ile przychodzi u nas? 400-500 osób, jak dobrze pójdzie. Ten mecz to było wydarzenie, Liga Europy. Ale jeśli w stolicy na mecz przychodzi dwa tysiące ludzi…
 
- Kibice śpiewali piosenki o Jorge Rodriguesie – to ulubieniec trybun?
 
- Oni o wszystkich śpiewają. Wystarczy mieć piłkę, a będą śpiewać. Ci kibice w porównaniu do polskich, to jest... taki piknik (śmiech). To jest taka zabawa. Teraz przegraliśmy, ale dopiero pierwszy mecz. A tak, to wygrywamy - jest OK, remis - też OK. Bywa, że na mecz przychodzi tak 100 osób.
 
- Przejdźmy do Pogoni – dlaczego ci nie wyszło?
 
- Byłem tam od zawsze. Można powiedzieć, że jestem wychowankiem, bo niby wcześniej grałem w innym zespole szczecińskim (Arkonia Szczecin - przyp. aut.), ale wszyscy traktują to jako Pogoń. Czyli byłem tam od małego. Zawsze była presja na wynik i nie można było sobie pozwolić na to, na co pozwalają sobie mniejsze polskie kluby - dawanie szansy młodym. Była ta presja, bo po spadku wymagano awansu z roku na rok. To takie trochę szczęście w nieszczęściu - bo nie miałem okazji się pokazać, ale trenowałem z bramkarzami, od których można było się czegoś nauczyć. Pracowałem z Radkiem Majdanem, Borisem Peskoviciem, a teraz w pierwszej lidze z dwoma - moim zdaniem - świetnymi bramkarzami, jakimi są Bartek Fabiniak i Radek Janukiewicz. Sam fakt trenowania z nimi, podpatrywania ich, podpowiedzi - to pomaga i wiem to po sobie. Nie wyszło, bo nie dano mi szansy. Nie mam tego klubowi za złe. Widziałem, jaka jest sytuacja.
 
- Nie masz zatem żalu do trenera Płatka czy do trenera Sasala?
 
- Nie, nie. Jestem im nawet wdzięczny. Byłem w tej "18" przez jakiś czas, jako bardzo młody chłopak trenowałem z pierwszą drużyną i jestem wdzięczny wszystkim trenerom. Widziałem, jak to wygląda. Wszystko było bardzo profesjonalnie, nawet w drugiej lidze, tak na poziomie ekstraklasowym. To ciekawe doświadczenie. Nie ma mowy o żadnej złości czy rozgoryczeniu. Traktuję to jako cenne doświadczenie.
 
- Pracowałeś też z Maciejem Stolarczykiem. Tamten eksperyment z młodym trenerem w Pogoni jednak nie wypalił.
 
- Dla mnie, to jeden z najlepszych trenerów, z jakim pracowałem do tej pory. Dlaczego mu nie wyszło? Ciężko powiedzieć. Wydaje mi się, że trafił w Pogoni na zły czas. Stolarczyk awansował z trenera juniorów na trenera pierwszej drużyny. Ma ogromne pojęcie o piłce. Za kadencji Henryka Kasperczaka w Wiśle Kraków już szykował się do trenerki. Chłonął wiedzę jako piłkarz, przygotowywał plany treningowe i różne konspekty. To taki gość "z jajami". Wszyscy byliśmy pod wrażeniem - facet z ogromnym doświadczeniem, szanowany ligowiec, potrafił fajnie to wszystko przekazać. Ma niesamowite podejście do piłkarzy.
 
- Estonia to chyba tylko przystanek - chciałbyś wrócić do Polski?
- Kiedyś na pewno tak. Nie mówię, kiedy - czy teraz, czy za rok, czy jak mi się skończy kontrakt, czy na jakiekolwiek wypożyczenie. Zawsze wychodziłem z takiego założenie, że wszędzie jest dobrze tylko do czasu.
 
- Kibicowsko nadal liczy się tylko Pogoń?
- Myślę, że tak. Ale teraz, jak jestem tutaj, to kibicuję wszystkim drużynom z Polski - czy to Legia, czy Śląsk. Zbliża się Liga Europy i wiadomo, że trzymam kciuki za Polaków. Mistrzostwo Polski? Oczywiście kibicowałem Legii (śmiech).
 
- Czy w tym sezonie Pogoń będzie walczyła o coś więcej niż tylko o utrzymanie?
- Ciężko powiedzieć. Jedni mówią, że będą typowym beniaminkiem, takim czarnym koniem, inni wskazują na walkę o utrzymanie i nawet na spadek. Ja życzę im oczywiście jak najlepiej i jestem dobrej myśli.
 
- Gdyby trafiła się oferta z innego klubu niż Pogoń…?
- Każdą propozycję trzeba przeanalizować...
 
- Nawet z klubu, z którym Pogoń ma tzw. „kosę”?
 
- (Śmiech) Miałem kiedyś propozycję z Lecha Poznań, dokładnie cztery lata temu. Zrezygnowałem. Nie wiem, jak by to było. Uważałem, że na tamten moment będzie mi lepiej w Pogoni. Każdy patrzy na swój rozwój, więc czasem trzeba na te sprawy po prostu przymknąć oko, ale wiadomo - potem mogą ciągnąć się za tobą różne konsekwencje, które nie dają spokoju. Wszystko zależy od sytuacji.
 
- EURO 2012. Jak Ci się podobał występ reprezentacji Polski?
 
- Myślałem, że lepiej to wypadnie. Po dwóch remisach była nadzieja, że wygramy z Czechami. Żyłem tym, wiadomo, na obczyźnie odczuwa się to nawet bardziej, chciałem żeby Polska osiągnęła jak najlepszy wynik. Czasu nie cofniemy, jednak szkoda. W szatni mieliśmy swoje zakłady, każdy obstawiał mecze i mógł zdobyć punkty, ale jeszcze tego nie podliczyliśmy - ze względu na zamieszanie z Ligą Europy. Teraz będzie parę chwil i okaże się, kto najlepiej obstawiał. Była taka mała rywalizacja między nami (śmiech). Mało osób ogólnie typowało, że Polska wygra czy wyjdzie z grupy - ja stawiałem, że wyjdzie z grupy z pierwszego miejscu, patriotycznie (śmiech).
 
- Czy w Estonii było jakiekolwiek zainteresowanie EURO?
 
- W restauracjach i pubach można było obejrzeć mecze, to tak. Przy okazji finału na Starym Mieście powstała strefa kibica, ale tylko na finał.
 
- 15 sierpnia Polacy zagrają towarzysko z Estonią właśnie w Tallinie. Pewnie wybierzesz się na ten mecz.
 
- Jeżeli będę w Tallinie, to na pewno.
 
- Koledzy z drużyny kojarzą polskich piłkarzy?
 
- Kojarzą Roberta Lewandowskiego. Lewandowski, Lewandowski... Ale myślą też, że Szczęsny to nie jest Polakiem. To samo z Borucem. Wiedzą, że mamy dwóch bramkarzy w Arsenalu, ale dziwią się, że są z Polski.
 
Rozmawiali:
Paweł Machitko
Mateusz Jaworski

Zobacz również

Relacje transferowe na żywo [LINK] Relacje transferowe na żywo [LINK] Zawodzi w Śląsku Wrocław na całej linii, ale Jacek Magiera jeszcze go nie skreśla. „Popracuję z nim” Zawodzi w Śląsku Wrocław na całej linii, ale Jacek Magiera jeszcze go nie skreśla. „Popracuję z nim” Wojciech Szczęsny jak Gianluigi Buffon. Juventus ma plan na przyszłość gwiazdy reprezentacji Polski Wojciech Szczęsny jak Gianluigi Buffon. Juventus ma plan na przyszłość gwiazdy reprezentacji Polski Trzeba będzie zapłacić za niego blisko 47 milionów euro. Kluby z Premier League zainteresowane Trzeba będzie zapłacić za niego blisko 47 milionów euro. Kluby z Premier League zainteresowane Agent Alphonso Daviesa oburzony. „Dostaliśmy ultimatum” Agent Alphonso Daviesa oburzony. „Dostaliśmy ultimatum” Jacek Krzynówek namaścił po latach swojego następcę w reprezentacji Polski „On to ma” Jacek Krzynówek namaścił po latach swojego następcę w reprezentacji Polski „On to ma” Manchester United zdeterminowany w walce o defensora. Jako karty przetargowej może użyć Masona Greenwooda Manchester United zdeterminowany w walce o defensora. Jako karty przetargowej może użyć Masona Greenwooda Felipe Melo nie gryzł się w język w sprawach Daniego Alvesa i Robinho. „Mam piętnastoletnią córkę...” Felipe Melo nie gryzł się w język w sprawach Daniego Alvesa i Robinho. „Mam piętnastoletnią córkę...” Górnik Zabrze czeka na Legię Warszawa. Szykuje się rekord na trybunach Górnik Zabrze czeka na Legię Warszawa. Szykuje się rekord na trybunach

Najnowsze informacje

Ekstra

Ekstra

Nasi autorzy