Szerzej o proteście na King Power Stadium możecie przeczytać TUTAJ. Nie ma co ukrywać, że swoje trzy grosze dorzucił w niej sam klub. My skupiliśmy się na typowo kibicowskich akcjach. Wszak to zawsze kreatywni fani wpadają na najbardziej barwne pomysły.
Simpsonowie mówią „nie”!
Ponad dwa lata temu jedną z
najbardziej oryginalnych opraw, nazwijmy to protestacyjnych,
stworzyli fani Rayo Vallecano. Sympatycy malutkiego klubu z Madrytu
chcieli wyrazić swoje zdanie na temat poniedziałkowych spotkań,
które decyzją władz La Liga przypadały im dość często. „Los
Vallecanos” stworzyli więc kilkanaście transparentów
dopełnionych flagami, między którymi stał pokój znany z
kreskówki „Simpsonowie” i jej bohaterowie.
Niektóre
hasła? „Nie dla poniedziałkowych meczów!”, „…i to niby
najlepsza liga na świecie?! Hahah”, „Więcej praw TV, więcej
pieniędzy w kieszeni. Wyśmienicie”.
W Turcji race
kochane są jeszcze bardziej niż w naszym kraju. W zasadzie nikt nie
wyobraża sobie spotkań Süper Lig bez nich. Łatwo wyobrazić
sobie, co poczuła większość fanów znad Bosforu, gdy tamtejsza
federacja zaczęła myśleć o bardziej restrykcyjnych przepisach
dotyczących środków pirotechnicznych. Najpierw było lekkie
zniesmaczenie, ale już chwilę później - szyderczy uśmiech. Wyraz
temu dali kibice Eskişehirsporu. Fani „Czerwonych Błyskawic”
stworzyli sektorówkę, na której widniał wielki „trollface”.
Chwilę później, a jakże, odpalili race.
Bywa i tak, że
fani swoimi oprawami wyrażają wielkie niezadowolenie z wyników,
które odnoszą ich pupile. Pięć lat temu z humorem do sprawy
podeszli kibice trzecioligowego Magdeburga, którzy postanowili
wskazać piłkarzom drogę do bramki... kolorowymi strzałeczkami.
Oczywiście pomogło i w meczu z Berliner AK Christopher Wright
trafił do siatki po trwającej kilkaset minut strzeleckiej niemocy
całej drużyny.
Kto chce dostać mandarynką?
Czasami
protest nie ogranicza się wyłącznie do trybun i fani postanawiają
przerzucić go na murawę. Kluczowy jest tutaj człon „rzucić”.
Szczególnie często na murawie lądują piłki tenisowe.
Sztandarowym przykładem jest tutaj mecz ligi szwajcarskiej pomiędzy
Luzern, a Basen. Miotając na murawę piłeczki, kibice
zaprotestowali przeciwko zmianie godziny spotkania, co spowodowane
było transmisją z meczu tenisowego Rogera Federera z Novakiem
Djokoviciem. Spotkanie przerwano na 40 minut.
Śladem
Szwajcarów poszło kilka innych ekip. Chociażby fani Sevilli,
którzy w 2012 roku zaprotestowali w identyczny sposób przeciwko
godzinie rozpoczęcia meczu z Levante. Pierwszy gwizdek na Estadio
Ramón Sánchez Pizjuán rozbrzmiał dopiero o 22:30. Za wszystkim
stało rozgrywane wcześniej El Clásico, które opóźniło mecz
Sevilli.
Na
początku tego roku na piłeczki tenisowe zdecydowali się również
sympatycy Borussii Dortmund. Oni protestowali przeciwko coraz wyższym
cenom biletów. Jak można było przeczytać na jednym z
transparentów: „Piłka nożna musi pozostać przystępna!”.
Będąc przy cenach wejściówek, nie można nie wspomnieć o
kibicach Liverpoolu. Fani „The Reds” po tym, jak dowiedzieli się,
że mogą płacić za nie w trwającym sezonie nawet 77 funtów, postanowili
wyjść ze stadionu w trakcie spotkania z Sunderlandem. Zrobili to
dokładnie w 77. minucie.
Zdarza się, że na boisku masowo
lądują inne przedmioty. Co prawda w 2014 roku podczas meczu z
Burnley fani Blackpool też rzucali z trybun piłki, ale postanowili
dołączyć do nich mandarynki. Były one odniesieniem do przydomku i
klubowych barw. A protestowali oczywiście przeciwko znienawidzonemu
Karlowi Oystonowi, działającego - według nich - na szkodę klubu.
Akcji
przeciwko niemu było zresztą zdecydowanie więcej. Podczas jednego
ze spotkań kibice postanowili wejść na murawę i stwierdzili, że
z niej nie zejdą. Takie cudo mieli też zrobić na budynku Blackpool
Tower.
Dość często przeciwko klubowym
władzom protestują też fani Charltonu. W październiku urządzili
oni wspólny pochód z kibicami Coventry, by następnie - już po
pierwszym gwizdku sędziego - wrzucić na murawę malutkie świnki. W
przeszłości robili oni już coś podobnego z piłkami
antystresowymi i plażowymi.
Prezenty dla piłkarzy
Pod
koniec zeszłego roku, nie po raz pierwszy, na nietypowy protest
zdecydowali się fani Romy. Niezadowoleni z wyników rzymscy kibice
przynieśli swoim piłkarzom marchewki. Nie kilka, tylko dokładnie
50 kilogramów. Wszystko opatrzone było transparentem: „Smacznego
króliki!”. Dlaczego króliki - pomyślicie. Ano dlatego, że te
puszyste zwierzaczki utożsamiane są w Italii z tchórzostwem.
To
zresztą nie był rekord, bo po pamiętnym 1:7 z Manchesterem United
w 2007 roku piłkarze dostali ponad dwa razy więcej marchewek.
Na nieco inny pomysł swego czasu wpadł rywal zza miedzy romanistów, Lazio. Fani z biało-błękitnej części Rzymu dość często protestują przeciwko Claudio Lotito czy słabo grającym piłkarzom. Siebie przeszli jednak pod koniec zeszłego roku, gdy na klubowych obiektach treningowych zostawili worki pełne końskich odchodów.
Nie tak dawno temu przeciwko
rasistowskiemu zachowaniu części kibiców Lazio, które było
skierowane wobec Kalidou Koulibaly'ego, protestowali sympatycy
Napoli. Fani z Neapolu, podobnie jak to miało miejsce ostatnio w
Leicester, w geście solidarności z Senegalczykiem założyli maski
z jego podobizną.
Intruzi na murawie
Nie
można nie wspomnieć o fali protestów, która nawiedziła Niemcy
wraz z powstaniem i pnięciem się po kolejnych szczebelkach RB
Lipsk. Sponsorowane przez Red Bulla „Byki” nieustannie wzbudzają
szyderę, niechęć, a nawet nienawiść kibiców z całego kraju.
Jedni ograniczają się do transparentów, inni nie. I tak, fani
Unionu Berlin postanowili na przykład przebrać się w worki na
śmiecie, a sympatycy Köln nie pozwolili wjechać piłkarzom z
Lipska na swój stadion.
Była też głowa byka, którą
kibice Dynama Drezno wrzucili na boisko w trakcie meczu ze „sztucznym
klubem”. Oczywiście od razu przypomina nam się spotkanie
Barcelony z Realem i świński łeb rzucony przez fanów Barcy.
Żeby zakończyć trochę milej, wybieramy naszego zwycięzcę.
A jest nim... kurczak. Kibice Blackburn Rovers wrzucili go na murawę
podczas rozgrywanego w 2012 roku meczu z Wigan. Cel? Prztyczek w nos
włodarzy klubu, którzy dorobili się fortuny na drobiu. Fani
Blackburn powtórzyli zresztą tę akcję dwa lata później.