Jak długo może ciągnąć się za klubem nieudane okno transferowe?

Jak długo może ciągnąć się za klubem nieudane okno transferowe? fot. Megha Kanchan / Shutterstock.com
Redakcja
Redakcja
Źródło: Transfery.info

Odpowiedź na pytanie z tytułu jest prosta. Bardzo długo, jeśli następne będzie równie słabe.

Tanguy Ndombele w Tottenhamie przeszedł drogę od gwiazdy do wyrzutka.

Przychodził w lipcu 2019 roku jako pierwszy element nowej układanki trenera Mauricio Pochettino, który miał budować kolejną iterację drużyny z północnego Londynu. Ta poprzednia przyniosła klubowi finał Ligi Mistrzów. Następna miała już dać trofea.

Ndombele został bohaterem rekordowego transferu Tottenhamu i podpisał długi, sześcioletni kontrakt, a klub zrównał jego tygodniówkę z tą Harry’ego Kane’a. To najlepsze zarobki w drużynie - 200 tysięcy funtów tygodniowo. Francuz miał być fundamentem nowej drużyny i tak też był opłacany.

A teraz jest na “specjalnym reżimie kondycyjnym” i trenuje poza zespołem w oczekiwaniu na transfer do innego klubu. Pochettino szybko został zwolniony, a kolejni trenerzy potrzebowali czasu, by przekonać się do Francuza. Aż wreszcie Antonio Conte go skreślił, a klub stara się znaleźć na niego kupca.

Transakcja może jednak nie dojść do skutku, bo niewiele klubów stać na to, by wziąć na siebie dużą pensję zawodnika, który jest raczej na zakręcie kariery niż na drodze na jej szczyt.

Sprawa Tanguya Ndombele mówi jednak więcej o Tottenhamie niż o samym zawodniku. Bo Francuz nie jest jedynym nieudanym transferem Kogutów.

Frenkie de Jong oder nix

W futbolu czas płynie bardzo szybko. Przecież tak niedawno wydawało się, że Tottenham robi same znakomite transfery. Potrafił wyciągnąć z niższych lig Dele Allego, skorzystał z okazji, jaką był Toby Alderweireld. Heung Min-Son potrzebował czasu na okrzepnięcie w Premier League, lecz ostatecznie i tak stał się jedną z większych gwiazd Premier League.

Tottenham małym kosztem zbudował drużynę, która przez moment walczyła o mistrzostwo Anglii. Drużyna rosła, zaczęła grać w Lidze Mistrzów, ale wyzwanie na rynku transferowym też było większe. Tym bardziej, że Manchester City zaczynał odjeżdżać reszcie stawki, a Liverpool piął się w górę.

I wtedy przyszło okienko transferowe w lecie 2018 roku. Tottenham nie kupił ani jednego piłkarza. Transferów nie było też pół roku później, podczas okienka zimowego. I Koguty stały się pierwszym klubem w historii Premier League, który przez cały sezon nie dokonał nawet drobnego uzupełnienia składu.

Dlaczego? Daniel Levy, prezes klubu, w trakcie spotkania z kibicami tłumaczył, że Mauricio Pochettino nie chciał dokonywać transferów za wszelką cenę. – Zakładaliśmy, że sprzedamy kilku piłkarzy a nasze główne cele będą dostępne – mówił.

Mówiąc krótko: nie udało się sprzedać niektórych piłkarzy, a cele transferowe okazały się nie do wyciągnięcia. A Pochettino nie chciał byle kogo. Frenkie de Jong oder nix, parafrazując Pepa Guardiolę.

Zatem klub uznał, że nie przeprowadzi w ogóle transferów.

Brak transferów - organiczny rozwój

Cytowana tutaj często Twenty First Group uznała to za bardzo dobrą decyzję, którą potwierdziły wyniki sportowe. – Tottenham zdobył niemal tyle samo punktów, co we wcześniejszych sezonach i do tego awansował do finału Ligi Mistrzów – tłumaczyli eksperci.

Tottenham osiągał takie same wyniki w lidze i lepsze w europejskich pucharach, bo drużyna organicznie stała się lepsza. Najlepsi zawodnicy weszli w swój prime, w swoje najlepsze lata. Średnia wieku drużyny osiągnęła wtedy 26 lat, czyli niemal dokładnie ten kluczowy moment w karierze zawodnika.

Brak transferów był więc zatem słuszną decyzją. Klub zaoszczędził pieniądze, które można było wykorzystać podczas następnego okienka.

Wszystkie cele osiągnięte

A tym razem - w letnim okienku w 2019 roku - udało się osiągnąć wszystkie cele. Jeszcze przed oficjalnym rozpoczęciem okienka w “Evening Standard” ukazał się artykuł zatytułowany “Tottenham chce ściągnąć Ndombele, Lo Celso, Sessegnona i Clarke’a”.

I każdy z tych zawodników zawitał na Tottenham Hotspur Stadium. Były to sensowne ruchy. Ndombele miał zastąpić Mousę Dembele - człowieka, który dopóki pozwalało mu zdrowie, potrafił zamknąć piłkę w sejfie i nie dać sobie jej odebrać. Giovani Lo Celso miał wejść w buty powoli żegnającego się ze Spurs Christiana Eriksena. W końcu w Betisie ciągnął grę ofensywną całego zespołu. A 19-letni Ryan Sessegnon był już gwiazdą Fulham.

Tymczasem żaden z nich nie stał się podstawowym zawodnikiem Tottenhamu. Ndombele pojawiał się i znikał, rozegrał ledwie 42% możliwych minut w Premier League. Każdy trener dostrzegał jego atuty: agresywne podania do przodu i świetny drybling, ale stawał się bezradny w obliczu jego słabości: nierzadkiego przechodzenia (dosłownie) obok meczu.

Symbolem skreślenia Ndombele przez Conte stało się to, jak Francuz powoli schodził z murawy w meczu pucharowym z Morecambe w momencie, gdy drużyna wciąż przegrywała. Tak nie zachowuje się prawdziwy team player.

Alternatywą dla Ndombele mógłby być Lo Celso, też pomocnik o dużej kreatywności, ale i on częściej jest kontuzjowany niż gotowy do gry - rozegrał zaledwie 31% minut. Jego Conte miał jeszcze nie skreślić, bo nie widział go wystarczająco długo.

Sessegnon był nawet wypożyczony na rok do Niemiec, a Jack Clarke nie zagrał ani minuty w Premier League.

Dryf zamiast rozwoju

Tymczasem jednocześnie to, co było zdaniem Twenty First Group atutem Tottenhamu - organiczny rozwój - stało się jego przekleństwem. Okazało się, że rozwój stracił już swój impet i przemienił się w powolny dryf. A dryf to regres.

W sezonie 2020/2021 Tottenham był już czwartą najstarszą drużyną w Premier League. Trzy lata wcześniej był trzecią najmłodszą. Nieuchronnie biegnący czas sprawił, że zawodnicy przestali już wchodzić w najlepsze swoje lata, a zaczęli z nich schodzić.

Tottenham zleciał nie tylko z walki o mistrzostwo i grę w Lidze Mistrzów, ale w ogóle poza walkę o pierwszą czwórkę Premier League.

Okazało się, jak dużym przekleństwem mogą okazać się dwa zawalone okienka transferowe. Zero transferów w 2018 roku nie byłoby takim problemem, gdyby rok później zakupy okazały się udane.

Ale żaden z tych transferów nie jest sukcesem, a ten najważniejszy - Ndombele - mimo tego, że Francuz gra z tej czwórki najwięcej, jest dziś symbolem nieudolności Tottenhamu na rynku transferowym.

Krótkoterminowo brak transferów dało się w Tottenhamie obronić - drużyna nie zanotowała drastycznego spadku formy. Ale długoterminowo okazało się, że jeśli transfery dla samych transferów są ryzykiem, to takim samym może okazać się brak transferów.

I być może najgorszą rzeczą, jaką można zrobić z drużyną, to pozwolić jej dryfować. Tanguy Ndombele, jeśli wierzyć mediom, jest raczej piłkarzem, który dostosowuje się do swojego otoczenia.

Więc gdy klub dryfuje, on dryfuje razem z nim. Francuz to zatem dziś raczej symbol słabości Tottenhamu, a nie jej główny winowajca.

JACEK STASZAK

Zobacz również

Relacje transferowe na żywo [LINK] Relacje transferowe na żywo [LINK] Rekord transferowy Jakuba Piotrowskiego?! Rekord transferowy Jakuba Piotrowskiego?! Latający Kevin de Bruyne! Ekwilibrystyczny gol gwiazdy Manchesteru City [WIDEO] Latający Kevin de Bruyne! Ekwilibrystyczny gol gwiazdy Manchesteru City [WIDEO] „Tak, chcę zostać nowym trenerem Liverpoolu” „Tak, chcę zostać nowym trenerem Liverpoolu” Czterokrotny triumfator Ligi Mistrzów chce Grahama Pottera Czterokrotny triumfator Ligi Mistrzów chce Grahama Pottera Jarosław Niezgoda coraz bliżej nowego klubu?! Trenuje na pełnych obrotach Jarosław Niezgoda coraz bliżej nowego klubu?! Trenuje na pełnych obrotach Jarosław Królewski: Od tego zależy przyszłość trenera Jarosław Królewski: Od tego zależy przyszłość trenera Manchester City chce gwiazdę Premier League za ponad 100 milionów euro Manchester City chce gwiazdę Premier League za ponad 100 milionów euro Ważny zawodnik odejdzie z Lecha Poznań?! Ważny zawodnik odejdzie z Lecha Poznań?!

Najnowsze informacje

Ekstra

Ekstra

Nasi autorzy