Przed dwoma sezonami Michał
Szromnik wyjechał do Dundee United. W Szkocji rozegrał tylko
kilkanaście ligowych spotkań, ale jak sam mówi, wiele się nauczył
i będzie chciał teraz pokazać to w Bytovii Bytów. Przedziwny akcent, gaffer McNamara, rywal z Japonii, który okazał się świetnym kumplem i wiele więcej. Zapraszamy!
Powiedziałeś ostatnio, że po
powrocie ze Szkocji jesteś lepszym bramkarzem. Ale nie wierzę, że
nie spodziewałeś się o wiele więcej.
Oczekiwania
w momencie wyjazdu były oczywiście olbrzymie. Opuszczałem Polskę
grając regularnie w I lidze, do tego występowałem w młodzieżowych
reprezentacjach. Jak każdy chciałem osiągnąć za granicą jak
najwięcej. Czy czuję niedosyt? Trochę tak. Ale naprawdę wracam o
wiele lepszy. Zarówno jeśli chodzi o umiejętności czysto
techniczne, jak i sprawy mentalne.
Czyli za porażkę
swojej przygody z Dundee United nie uznajesz?
Nie,
nie. Na pewno nie. Może nie grałem tam regularnie, ale wchodziłem
do bramki w ciężkich dla drużyny momentach. Chociażby po zmianie
szkoleniowca w zeszłym sezonie. Mixu Paatelainen miał nowe pomysły
i chciał to wszystko poukładać. Wygraliśmy pierwszy mecz z Ross
County. W kolejnym - pucharowym - z Hibernian co prawda przegraliśmy,
ale zostałem wybrany najlepszym zawodnikiem spotkania. Potem
broniłem jeszcze w kilku ligowych kolejkach. To była dla mnie
lekcja. Tym bardziej, że niska pozycja w tabeli wzmagała presję.
Myślę, że wyszedłem z tego obronną ręką.
Początki w Dundee miałeś ciężkie.
Debiut w lidze z St. Johnstone do udanych nie należał. Chwilę
później wyleciałeś z boiska po kilku minutach z Inverness.
Lekko
nie było. Tak jak później po przyjściu Paatelainena, wskoczyłem
wtedy między słupki po paru miesiącach siedzenia na ławce. Na
występy w rezerwach nie miałem co liczyć, bo pierwsza drużyna
rozgrywała bardzo dużo spotkań na trzech frontach. Musiałem
asekurować Radka Cierzniaka, który występował praktycznie od
deski do deski. Debiut faktycznie mi nie wyszedł. Chyba chciałem za
dużo pokazać, byłem za bardzo naładowany.
W pierwszym sezonie w Szkocji miałeś
obok siebie Cierzniaka i Jarosława Fojuta. Pewnie ci pomagali.
Przed przenosinami do
Szkocji wydawało mi się, że bardzo dobrze mówię po angielsku.
Tamtejszy akcent jest jednak zupełnie inny. Na początku było
naprawdę ciężko, żeby zrozumieć resztę chłopaków i Radek z
Jarkiem faktycznie bardzo mi pomagali. Tworzyliśmy zgraną paczkę.
Dzięki nim w drugim sezonie było mi o wiele łatwiej funkcjonować
w drużynie.
Przytrafiały się jakieś śmieszne
sytuacje związane z językiem?
Na
początku poprosiłem wszystkich, żeby mówili do mnie trochę
wolniej. Tak, żebym przynajmniej próbował ich zrozumieć. Ten
akcent był naprawdę niesamowicie ciężki do rozszyfrowania.
Najgorzej było z chłopakami z Glasgow. W pewnym momencie udało mi
się jednak wszystko złapać, a oni dalej z przyzwyczajenia mówili
powoli. Trzeba było im przypominać, że już mogą nawijać po
swojemu.
Czułeś się gorszy od Cierzniaka?
W
tamtym momencie Radek był lepszy ode mnie. Przede wszystkim pod
względem technicznym, no i oczywiście przemawiało za nim
doświadczenie. Klasę pokazał zresztą zaraz po przyjściu do Wisły
Kraków, w barwach której był jednym z najlepszych ekstraklasowych
bramkarzy. Dużo się od niego nauczyłem.
W
Dundee wspominają w ogóle jeszcze innych polskich bramkarzy?
Łukasza Załuskę, „Szamo”?
Kapitan
Sean Dillon śmiał się, że grał z wszystkimi Polakami, jacy
przewinęli się przez klub. Irlandczyk występuje tam już od prawie
dziesięciu lat. O „Szamo” słyszałem kilka opowieści, ale
niech zostaną one w pamięci zawodników i ludzi związanych z
klubem.
Trener Jackie McNamara. Co o nim
powiesz?
Wielki
profesjonalista. Bazował na indywidualnym kontakcie z zawodnikami.
Nic nie odbywało się przez pośredników. Na treningach sporo było
różnych gierek. Tak, żebyśmy czuli piłkę i samą radość z
gry. Szkocki futbol uchodzi za siłowy i bardzo fizyczny, ale
trener... to znaczy gaffer McNamara, bo tak mówi się w Szkocji na
menedżerów, stawiał duży nacisk na kulturę gry. Na pewno sporo
wyciągnął z tych wszystkich lat spędzonych w Celtiku.
Pracy na siłowni też było chyba dużo? Masa poszła u ciebie w górę.
Oczywiście.
Trener właśnie bardzo fajnie to wszystko równoważył. Nacisk na
siłownie był bardzo duży, ale na dobrą sprawę zawodnicy sami
chcieli na niej mocno pracować. Oprócz wspólnych zajęć, które
odbywały się dwa razy w tygodniu, każdy chodził też na nią
indywidualnie. Nie ma co ukrywać, masy mięśniowej na pewno
przybyło.
Ale nie było takiego momentu, w którym
stwierdziłeś, że jesteś już za duży?
Nie
(śmiech). Wszystko było robione z głową. Mimo wszystko
najważniejsze jest boisko, a nie sylwetka. Nad tym wszystkim czuwał
zresztą bardzo mądry człowiek.
Wspomniany
już trener Paatelainen mocno różnił się od McNamary?
Wyglądało
to trochę inaczej. McNamara miał swoich ludzi, którzy byli
odpowiedzialni za treningi. Sam stał z boku, wszystkiemu się
przyglądając. Paatelainen z kolei prowadził zajęcia. Aktywnie
uczestniczył w zasadzie w każdym elemencie treningu. Można
powiedzieć, że u niego wszystko wyglądało tak jak w Polsce.
Trener z Finlandii, a za rywali w drugim sezonie -
Japończyk i Niemiec. Międzynarodowe towarzystwo.
Przed
tym drugim sezonem miałem w ogóle trochę pecha. Na przedsezonowym
zgrupowaniu w Holandii rozwaliłem sobie bark. Zostałem praktycznie
wyłączony z gry w sparingach, które były głównym punktem
tamtego obozu. Właśnie dlatego nie grałem na początku sezonu.
Bronił Luis Zwick. Byłem jednak cierpliwy i po przyjściu
Paatalainena pojawiła się okazja do gry. To w ogóle była śmieszna
historia, bo szkoleniowiec szybko ściągnął kilku zawodników.
Jednym z nich był Eiji Kawashima i w momencie, gdy
dostałem szansę, wiedziałem, że Japończyk już czeka na
trybunach. Nie wiedziałem co myśleć - czy zagram w jednym meczu, a
on zaraz z miejsca wejdzie do bramki, czy jednak nie. Ostatecznie
utrzymałem się w składzie przez dwa miesiące.
CV
Japończyka zrobiło na tobie wrażenie?
Zrobiło.
W końcu rozegrał ponad 70 spotkań w japońskiej reprezentacji i
był z nią na dwóch mundialach. Takich zawodników grało zresztą
w Dundee kilku. Byli jeszcze m.in. Guy Demel czy Florent
Sinama-Pongolle. Wielcy piłkarze. Występów w kadrze narodowej
najwięcej miał jednak Kawashima i pewnie przez długi piłkarza z
takim reprezentacyjnym bagażem w Dundee nie będzie.
To zresztą bardzo
fajny facet. Mieliśmy świetny kontakt. Przez te pół roku
siedzieliśmy obok siebie w szatni i przegadaliśmy sporo czasu na
różne tematy.
Przekonywał cię,
żebyś spróbował jakichś japońskich smakołyków?
Było tego sporo. Tak jak my mamy swoje pierogi, tak i on wychwalał jakieś swoje dania (śmiech). Nie pamiętam już nazw, ale nie ukrywam, że bardzo chciałbym odwiedzić kiedyś Japonię. Już wcześniej zresztą o tym myślałem. Numer do Eijiego mam, więc jeśli tylko się na to zdecyduję, pewnie oprowadzi mnie po Tokio.
A Sinama-Pongolle
wspominał Jerzego Dudka? W końcu spędzili razem sporo czasu w
Liverpoolu.
Szczerze
mówiąc, z nim kontakt był rzadszy. Francuz najwięcej czasu
spędzał u masażystów. Po paru meczach odezwało się bowiem u
niego kolano.
Zanotowałeś z
Dundee spadek. Szkoci mocno rozpaczali?
Zawód
był olbrzymi. Tym bardziej, że kibice z Wysp są prawdziwymi
pasjonatami. To ludzie bez pamięci zakochani w swoich drużynach. Na
początku byłem trochę w szoku, bo autentycznie układali sobie
życie pod klub. Na co dzień pracowali, a popołudniami mocno
angażowali się w przeróżnie akcje. Nie było tak, że
przychodzili tylko na mecze. Żal był spory. Bardzo było mi ich
szkoda. Klub ma jednak bogatego sponsora, wszystko działa prężnie.
Jestem przekonany, że prędzej czy później wróci do elity.
Derby Dundee czy
rywalizację z Aberdeen da się w ogóle porównać do tej między
Arką Gdynia, w której spędziłeś masę czasu i Lechią
Gdańsk?
Inaczej
podchodzą do takich spotkań zawodnicy wychowani w danym mieście, a
inaczej piłkarze, którzy przyszli z zagranicy. Grałem z Aberdeen i
czuć było presję, ale dla mnie to nie było to samo, co derby
Trójmiasta...
...A sama
nienawiść między kibicami? Da się to porównać?
Wydaje
się, że w Polsce jest większa. Jeśli chodzi o same derby Dundee,
to stadiony obu drużyn dzieli dosłownie jedna ulica. Ciężko
wyobrazić sobie coś podobnego u nas. Wiadomo, jest Kraków, ale
odległości mimo wszystko są nieporównywalne. Szkocka policja jest
świetnie na te mecze przygotowana. Wszystko ma rozpracowane.
Nie
było możliwości, żebyś został w Dundee albo jakimś innym
szkockim klubie?
Kontrakt
z Dundee był ważny jeszcze przez rok. Doszedłem jednak do wniosku,
że nie ma sensu tam zostawać. Nowy trener zaraz po objęciu drużyny
ściągnął byłego bramkarza Rangersów, Camerona Bella.
Stwierdziłem, że trzeba znaleźć sobie miejsce, w którym będę
mógł regularnie grać i całkowicie się odbudować. Czuję, że
naprawdę zrobiłem postępy i czas przełożyć to na boisko.
Pozostanie w Dundee było
jedyną zagraniczną opcją?
Było
kilka innych propozycji ze Szkocji i Anglii, ale nie byłem nimi
zainteresowany.
A
Ekstraklasa? Było coś na rzeczy?
Trochę
późno rozwiązałem umowę z Dundee. Większość ekstraklasowych
zespołów było już po obozach i miało dograne kadry. Bo
oczywiście chciałem do niej trafić. Uważam, że bym sobie
poradził. W tym momencie skupiam się jednak na Bytovii. Bardzo
dobrze znam I ligę i patrząc na naszą kadrę, mogę powiedzieć,
że jesteśmy w stanie powalczyć o najwyższe cele. Mam nadzieję,
że będziemy zadowoleni z miejsca, które zajmiemy na koniec sezonu.
Pewnie znowu spotkasz się z
masą przedziwnych komentarzy na swój temat. Nie ma co ukrywać,
zawsze było ich sporo. Grając w Szkocji trochę od tego odpocząłeś.
To
na pewno. Relacje między ludźmi są tam zupełnie inne. Nikt nie
ocenia zawodnika po wyglądzie czy zachowaniu. Najważniejsze jest
to, co na boisku. Gdy grałem w Arce, ludzie potrafili przyczepić
się dosłownie do wszystkiego. Nie wiem z czego to wynikało, bo sam
nigdy nie oceniałem kogoś, kogo nie znałem. Na początku to
było dla mnie dziwne, ale przyzwyczaiłem się. To była zresztą
dobra szkoła. Teraz już wiem, że takimi rzeczami nie warto się
przejmować. Na dzień dzisiejszy jestem odporny na wszystko.
Bytów
Bytowem, ale pewnie chciałbyś znowu trafić na Wyspy?
Taki jest mój plan. Wróciłem do Polski, ale przecież nie oznacza to, że już tutaj zostanę. W najbliższym czasie będę chciał pokazać czego się tam nauczyłem. Nie wróciłem z podkulonym ogonem. Mam 23 lata. Wszystkim, którzy we mnie wątpią mogę powiedzieć, że jeszcze będę tam grał.