Przed jego startem faworyt do złota był jeden. Brazylijczycy w zasadzie nie wyobrażali sobie innego rozstrzygnięcia niż medale z najcenniejszego kruszcu na szyjach Neymara i spółki. Tymczasem „Canarinhos” szybciutko znaleźli się pod ścianą. W spotkaniach z Republiką Południowej Afryki i Irakiem ani razu nie potrafili trafić do siatki. W obu oczywiście przeważali, częściej utrzymywali się przy piłce i stwarzali więcej sytuacji, ale nie przekładało się to na wynik. Kompletna klapa. Gwizdy z trybun pojawiły się już w trakcie meczu z Irakiem. Mocno oberwało się choćby Renato Augusto. Ale Neymarowi również. Legendarny Zico stwierdził nawet, że nie nadaje się on na kapitana. Umówmy się, spodziewano się po nim nieco innych trików niż takiego „padolino”. Z Irakiem, serio?
Brazylijczycy opamiętali się w ostatnim meczu grupowym z Danią. Rywalem wcale nie najsłabszym. Ekipa Nielsa Frederiksena wcześniej zremisowała z Irakiem i pokonała RPA. „Canarinhos” mieli nóż na gardle, więc Duńczyków rozbili. Dubletem popisał się rozchwytywany przez masę europejskich klubów Gabigol, a po trafieniu dołożyli Gabriel Jesus i Luan. Trzeba przyznać, że duńscy obrońcy w tym meczu wyglądali, jakby do Rio przyjechali się poopalać.
Mimo wysokiej porażki do
ćwierćfinału jednak awansowali.
A pierwszą bramkę na
igrzyskach w ogóle zdobył nasz dawny znajomy. Wynik meczu Hondurasu
z Algierią otworzył bowiem Romell Quioto. Jego kariera miała potoczyć
się zupełnie inaczej. Po krótkiej przygodzie w Wiśle Kraków,
którą można podsumować czerwoną kartką w spotkaniu z Polonią
Warszawa, Quioto wrócił do ojczyzny i do dzisiaj jest zawodnikiem
Olimpii Tegucigalpa. Z Algierią praktycznie tylko wbił piłkę do
pustej bramki, ale to było dobre otwarcie dla całego Hondurasu,
który później nieznacznie przegrał z Portugalią (najszybszy gol
w historii igrzysk Albertha Elisa) i zremisował z Argentyną. Ten
ostatni mecz decydował o tym, kto wyjdzie z grupy.
Emocji nie
brakowało, bo obie ekipy zmarnowały po rzucie karnym. Ostatecznie
skończyło się na 1:1 i to Argentyna musiała niespodziewanie
wrócić do domu. A trzeba powiedzieć, że Julio Olarticoechea wcale
nie wziął do Rio słabej kadry.
W grupie D najbardziej
błyszczała jednak Portugalia dowodzona przez Gonçalo
Paciêncię. 22-latek z Porto (ostatnio był wypożyczony do
Académiki Coimbra) trafiał do siatki w każdym z trzech spotkań.
W
grupie B jego dorobek w jednym
meczu przebił Oghenekaro Etebo. 20-letni Nigeryjczyk strzelił
cztery gole w spotkaniu z Japonią. Póki co był to najbardziej
zwariowany mecz igrzysk. Pierwszy kwadrans to był typowy ping-pong:
- 6. minuta -Sadiq.
- 9. minuta - Koroki.
- 10. minuta
- Etebo.
- 12. minuta - Minamino.
Skończyło
się na 5:4 dla Nigerii.
Japończycy
zremisowali potem z Kolumbią i wygrali z najsłabszą Szwecją, ale
do ćwierćfinału nie awansowali. Wyprzedzili ich Kolumbijczycy. Nie
zawiódł doświadczony Teófilo Gutiérrez, który
tak jak Paciência u Portugalczyków, trafiał do siatki w każdym
grupowym meczu. Aha, Etebo w pierwszym spotkaniu chyba się
wystrzelał, bo na tych czterech bramkach się skończyło.
Jeśli
ktoś się jednak podnieca jego wyczynem, to trzeba wspomnieć, że
Nigeryjczyk wcale nie jest rekordzistą tych igrzysk. Pięć bramek
biednemu bramkarzowi Fidżi wpakował bowiem Nils Petersen. Nasi
zachodni sąsiedzi bawili się z egzotycznym outsiderem jeszcze
bardziej niż dwa lata temu na mundialu z Brazylią. Chociaż to
porównanie nie oddaje chyba skali pogromu. 10:0.
Fidżi
skończyło turniej z przytupem, bo wcześniej
przegrało „tylko” 0:8 z Koreą Południową i 1:5 z Meksykiem. W
sumie 23 stracone bramki. Autorem jedynej zdobytej - 28-letni Roy
Krishna.
Dla Niemców wygrana z Fidżi była pierwszą na
turnieju. Wcześniej remisowali bowiem z Meksykiem i Koreą. We wszystkich tych meczach pięć trafień uzbierał Serge Gnabry. W tabeli grupy C naszych sąsiadów wyprzedzili nieobliczalni Koreańczycy. Prym
wiedli znany z niemieckich boisk Ryu Seung-woo i cieszący się
raczej mniejszą popularnością na Starym Kontynencie Kwon
Chang-hoon. Odpadł Meksyk, który cztery lata temu sięgnął
po złote medale.
***
Ćwierćfinały? W końcu
odpalił Neymar, który w meczu z Kolumbią pięknie przymierzył z
wolnego. W jego ślady poszedł Luan i mimo początkowych problemów
Brazylijczycy znaleźli się w strefie medalowej.
Raczej spodziewane było też zwycięstwo Nigerii nad Duńczykami. Jedno z dwóch trafień padło łupem kapitana Johna Obi Mikela.
Za
niespodziankę można za to uznać rozmiary wygranej Niemców nad
Portugalią i skopanie Koreańczyków przez Honduras. Ci pierwsi,
opromienieni 10 bramkami z Fidżi, władowali ekipie z Półwyspu
Iberyjskiego cztery kolejne. Autor jednej z nich, Gnabry, stał się
samodzielnym liderem klasyfikacji strzelców.
Z kolei drużynę
Hondurasu do półfinału wprowadził Elis. Asystował mu... Quioto.
I tu na razie się
zatrzymujemy. Przed nami jeszcze cztery mecze. W czwartek Brazylia
zagra o finał z Hondurasem, a Nigeria z Niemcami.
Chyba
powoli można zacierać ręce przed malutkim rewanżem za półfinał
ostatniego mundialu...