Najlepszy ukraiński zawodnik w
historii miał w swojej karierze momenty lepsze i gorsze. Sukcesy z
Dynamem Kijów i Milanem oraz 48 bramek w reprezentacji skutecznie
zakrywają jednak nieudaną próbę podbicia Premier League w barwach
Chelsea Londyn. „Szewa” był wielkim piłkarzem, z tym nawet nie
ma co dyskutować. Czy będzie również wielkim trenerem? To się
okaże. Historia zna masę przypadków futbolowych geniuszy, którzy
po zakończeniu kariery osiągali również bądź osiągają sukcesy
na ławce trenerskiej. Mniej więcej taka sama liczba świetnych
piłkarzy kompletnie nie poradziła sobie jednak w nowej roli. Oto nasza dziesiątka.
John
Barnes
79-krotny
reprezentant Anglii za trenerkę wziął się
niemal od razu po zakończeniu kariery. Jego pierwszym miejscem pracy
był Celtic Glasgow, gdzie trafił razem z Kenny'm Dalglishem, dobrym
znajomym z Liverpoolu. Z pracy Barnesa nikt nie był zadowolony.
Pozbyto się go jeszcze w trakcie sezonu. 19 wygranych i osiem
porażek w 29 spotkaniach to, nawet jak na Celtic, nie jest jeszcze
jakiś tragiczny wynik, ale już przegraną z Inverness na początku
Pucharu Szkocji trzeba uznać za wielką wtopę. Po ośmiu latach
Barnes powrócił na ławkę trenerską w roli selekcjonera
reprezentacji Jamajki. Nie był nim nawet przez rok. Z angielskiego
trzecioligowca - Tranmere Rovers Rovers wyleciał po niespełna
czterech miesiącach. Wygrał trzy z 12 spotkań. W 2009 roku dał
sobie spokój z trenowaniem.
Paul
Gascoigne
Tak,
“Gazza” próbował swoich sił w roli szkoleniowca. Trenować
zaczął w Chinach. Potem był grającym trenerem zespolu Boston
United. Obejmując go mówił zresztą, że zostanie wielkim
szkoleniowcem. Z klubu odszedł m.in. dlatego, że zabroniono mu
udziału w jednym z telewizyjnych show. Potem był jeszcze krótki
epizod w Portugalii oraz ekipa Kettering Town. Został z niej
zwolniony po 39 dniach pracy. Działacze zarzucili mu, że prawie za
każdym razem przychodził na trening pijany. On z kolei przekonywał,
że prezesi próbowali ingerować w jego pracę.
Tony Adams
Legendarny
zawodnik Arsenalu Londyn w 2003 roku trenował grające na angielskim
trzecim szczeblu Wycombe Wanderers i zanotował z nim spadek. W
kolejnym sezonie sam zrezygnował z pracy z powodów osobistych. Na karuzelę wrócił dopiero w
2008 roku, kiedy to objął Portsmouth po odejściu Harry'ego
Redknappa. Został zwolniony po 16 meczach, w których jego zespół
sięgnął po 10 punktów. Chwilę później trafił do
Azerbejdżanu, ale przygodę z Gabalą również zakończyły
problemy rodzinne. Przynajmniej taka była oficjalna wersja. Kilka
dni temu Adams zaczął pracować z młodymi zawodnikami Arsenalu.
Marco van Basten
Początkowo
Holender kompletnie nie chciał słyszeć o pracy szkoleniowej, ale w
końcu dał się przekonać. Zaczęło się od pracy z młodzieżą w
Ajaksie Amsterdam, którą szybko zamienił na seniorską
reprezentację Holandii. Była wielka rewolucja, odmłodzenie kadry,
ale nie przyniosło to oczekiwanych rezultatów. Mistrzostwa świata
w 2006 roku Holendrzy zakończyli na 1/8 finału. Euro 2008 - mimo
ogrania w grupie Włochów i Francuzów - na ćwierćfinale. Jeszcze
przed rozpoczęciem imprezy Van Basten poinformował, że zaraz po
jej zakończeniu obejmie pierwszą drużynę Ajaksu. Na stanowisku
wytrwał tylko przez kilkanaście miesięcy. Sukcesów nie odniósł
też prowadząc Heerenveen i AZ Alkmaar.
Bobby
Charlton
Prawdopodobnie
najlepszy angielski piłkarz w historii, legenda Manchesteru United i mistrz
świata z 1966 roku, siedem lat po tym
triumfie zdecydował się na przenosiny do Preston North End. Był
tam grającym trenerem, a przy prowadzeniu drużyny pomagał mu Nobby
Stiles. Pierwszy sezon zakończył się spadkiem do trzeciej ligi. W
drugim Charlton pokłócił się z właścicielami i odszedł.
Prawdopodobnie zauważył, że jako szkoleniowiec nie zbliży się do
swoich boiskowych sukcesów i z trenerką dał sobie spokój.
Lothar
Matthaus
Mistrz
świata i Europy na początku swojej szkoleniowej kariery przyznał,
że chciałby objąć zespół z Bundesligi. Marzenia nie spełnił
do tej pory. Zaczęło się od słabiutkiego sezonu w roli trenera
Rapidu Wiedeń. Potem było
zdecydowanie lepiej, bo Niemiec sięgnął z Partizanem Belgrad po
mistrzostwo Jugosławii. Z “Grabarzami” pożegnał się w
atmosferze skandalu, oskarżając klub o niewywiązywanie się z
umowy. Podobnie było z reprezentacją Węgier, z którą miał
awansować na mistrzostwa świata w 2006. Kolejne przygody? Z
Atletico Paranense pożegnał się po kilku dniach, informując
działaczy o rezygnacji faksem. Z Red Bull Salzburg sięgnął po
mistrzostwo Austrii, ale spora była w tym zasługa Giovanniego
Trapattoniego. Z Maccabi Netanja doszedł do półfinału Pucharu
Izraela, ale klub nie chciał przedłużyć z nim umowy z powodów
finansowych. I wreszcie, kompletną klapą okazała się jego
współpraca z reprezentacją Bułgarii.
Gheorghe Hagi
125-krotny reprezentant Rumunii też próbował w kilku miejscach. Zaczął z wysokiego C, bo od kadry narodowej. Nie udało mu się jednak przejść baraży do mundialu 2002. Potem bardzo szybko pożegnał się z tureckim Bursasporem. Nie odstraszyło to działaczy Galatasaray, którzy zatrudnili go chwilę później. Z „Galatą” Hagi sięgnął po Puchar Turcji, ale dla działaczy to było za mało. Po powrocie do ojczyzny nie potrafił zagrzać dłużej miejsca w Politehnice Timisoara i Steaule Bukareszt. W obu przypadkach popadał w konflikt z działaczami, w tym z legendarnym Gigim Becalim. Ostatnio było lepiej w Viitorul Constanca, klubie... który sam założył.
Michel Platini
Niedawny szef UEFA bawił się w trenerkę zaraz po zakończeniu kariery. Reprezentację Francji objął w 1988 roku i prowadził ją przez cztery lata. Eliminacje do mistrzostw świata w 1990 okazały się klapą. O wiele lepiej było w kwalifikacjach do Euro 1992, przez które ekipa Platiniego przeszła jak burza. Francuzi wygrali osiem spotkań. Klasy nie potrafili jednak potwierdzić na samym turnieju, który zakończyli na fazie grupowej. Po nieudanych mistrzostwach Platini nie wrócił już na ławkę trenerską.
Zbigniew Boniek
Obecnemu
prezesowi PZPN, który zresztą przyjaźni się z Platinim, też nie
szło w roli trenera. 80-krotny reprezentant naszego kraju na
początku lat dziewięćdziesiątych zanotował dwa spadki z Serie A
- z Lecce oraz Bari. Potem pracował w mniej znanych Sambenedettese i Avellino. - Od Kazia Górskiego
chciałbym przejąć szczęście i nos, a od Piechniczka na pewno
znakomity warsztat - mówił po objęciu polskiej kadry w 2002 roku.
Skończyło się na pięciu meczach, w tym najbardziej pamiętanym z
Łotwą. Bezradni Polacy przegrali 0:1.
Diego
Maradona
„Boski Diego”
pierwszą styczność z ławką miał jeszcze w latach
dziewięćdziesiątych, gdy prowadził rodzime Deportivo Corrientes i
Racing Club. Nie odnosił z nimi jednak żadnych sukcesów. Po
długiej przerwie, w 2008 roku niespodziewanie objął reprezentację
Argentyny. Miał sięgnąć z nią po złote medale na odbywających
się dwa lata później mistrzostwach świata. Podpadł już w
eliminacjach, w których „Albicelestes” zajęli dopiero czwarte
miejsce, notując po drodze wstydliwą porażkę 1:6 z Boliwią.
Początek samej imprezy nie był dla Argentyńczyków taki zły. W
ćwierćfinale chłopcy Maradony dostali jednak srogie lanie od
Niemców. Tak skończyły się marzenia o medalu. Potem Argentyńczyk
pracował jeszcze w Zjednoczonych Emiratach Arabskich, ale wielkie
pieniądze inkasował tylko przez kilkanaście
miesięcy. Potem szejkowie stracili cierpliwość.