Piłkarze OL nie mają w ostatnim czasie szczęścia. Kilka dni temu z kilkudziesięciominutowym opóźnieniem rozpoczęło się ich spotkanie z Beşiktaşem w Lidze Europy. W sobotę część zawodników z Lyonu została z kolei zaatakowana przez kibiców Bastii. Do szokującego incydentu doszło jeszcze w trakcie rozgrzewki. Z racji kolejnych zamieszek, mecz został ostatecznie przerwany po 45 minutach.
- Wszystko zaczęło się pod koniec
rozgrzewki. Zawodnicy ofensywni poszli postrzelać na bramkę.
Memphis Depay źle uderzył i trafił w głowę jednego z fanów. Od
razu poszedł przeprosić, ale jakiś krewki kibic wyskoczył do
niego z łapami, mówiąc wprost zaczął się rzucać. W tym czasie
stałem bliżej linii środkowej, z innymi obrońcami. Jeden z
kolegów mówi: „dawaj Ryba, lecimy!”. I pobiegliśmy. Zaczęliśmy
uspokajać ludzi.
- (…) Na szczęście nie dostałem nawet kopniaka. A kilku chłopaków je wyłapało. Przepychanki trwały dłuższą chwilę. Na początku pomyślałem, że lecę w bój, ale później przyszła myśl: „Ryba, uspokój się, nie rżnij kozaka”. Po co rzucać się na tłum? Jeden z kumpli sprzedał kibicowi kopa, ale to była samoobrona - zdradził Rybus w rozmowie ze Sport.pl.
Jak przyznał reprezentant Polski,
decyzja arbitra głównego o przerwaniu spotkania była raczej
opóźniona. Zgodnie z jego relacją, niebezpiecznie było jednak
również, gdy zespół OL przebywał już w autokarze.
- Jak
tylko przekroczyliśmy bramę stadionu, ludzie ze wszystkich stron
zaczęli rzucać w nas kamieniami. Z chłopakami położyliśmy się
na podłogę, żeby nie dostać cegłą w głowę. Później kolejną
godzinę musieliśmy czekać na lotnisku, bo okazało się, że tuż
przed odlotem przyjechała policja i kilku zawodników zabrała na
przesłuchanie - przyznał 27-latek.