27-latek miał bardzo dużo szczęścia
i od początku był w najlepszym stanie z całej trójki. Lewy
obrońca szybko stanął na nogi po operacji i jako pierwszy wyszedł
do domu ze szpitala. Przed nim jeszcze długa rehabilitacja, ale
biorąc pod uwagę ogrom tragedii, jest w dobrym stanie.
-
Zrobię wszystko, co w mojej mocy, żeby powrócić do grania w
piłkę. Zdaję sobie sprawę z tego, że będę musiał być bardzo
cierpliwy, ale chcę dać radość wszystkim, którzy trzymają
kciuki za Chapecoense. Dałem sobie trzy miesiące na to, żeby mój
kręgosłup wrócił do właściwego stanu. Potem będę musiał go
wzmocnić i zacząć pracować nad odbudową muskulatury - stwierdził
Ruschel.
Brazylijczyk odsłonił też nowe fakty dotyczące
samej katastrofy. Jak utrzymuje, przeżył ją wyłącznie dlatego,
że zmienił miejsce siedzenia w samolocie. Poprosił go o to
dyrektor klubu, Cadu Gaucho, któremu zależało na tym, żeby obok
siebie siadła dwójka dziennikarzy.
- Nie chciałem tego
robić. Dopiero bramkarz Jackson Follman przekonał mnie, żebym
usiadł koło niego. Tylko Bóg wie, dlaczego tak się stało i
przeżyłem. On dał mi drugą szansę - przyznał Ruschel.
Wspomniany Follman jest drugim zawodnikiem, który przeżył
katastrofę. 24-letni golkiper miał jednak zdecydowanie mniej
szczęścia, ponieważ lekarze musieli amputować mu nogę. Jego stan
jest stabilny. W sobotę został on przetransportowany ze szpitala w
São Paulo do placówki w rodzinnym mieście.
Z rodziną
przebywa również trzeci z ocalałych, Helio Neto. 31-latek przed
transportem z Kolumbii do Brazylii spotkał się z jednym z
policjantów, który uratował go z wraku samolotu.