Wiedziałem, że niewielu ludzi we mnie wierzyło, ale mi to odpowiadało. Zawsze musiałem udowodnić więcej niż inni. Kiedy pochodzimy z Algierii, nie mamy wyboru. Ten gniew zawsze jest we mnie, to mój styl.
Kwestia braku wiary w umiejętności Algierczyka była wielokrotnie podejmowana, również w reprezentacji – Vahid Halilhodzić (trener reprezentacji Algierii w latach 2011-2014) – Kiedy go powołałem, pamiętam, że wszyscy mnie krytykowali. Prezydent federacji Mohamed Raouraoua zapytał mnie nawet „Kim jest ten gracz?”. Jednak ja od razu zauważyłem, że ma coś w sobie. Był inteligentny w ataku i bardzo dobry w grze w głębi.
Ryzykowna decyzja postawienia na mało znanego zawodnika momentalnie się odpłaciła, gdyż w pierwszych sześciu spotkaniach reprezentacji Islam pokonał bramkarza pięciokrotnie.
Sytuację Slimaniego w reprezentacji można porównać do tej, z którą mierzyć musi się Olivier Giroud we Francji. Mimo świetnych statystyk i ogromnego wpływu na grę drużyny, obydwaj doświadczają ciągłej krytyki i braku wiary w ich umiejętności. Algierski napastnik ma jednak o tyle trudniej, że rodowici piłkarze cieszą się w ojczyźnie znacznie mniejszą estymą niż ci ukształtowani przez francuski futbol (Brahimi, Feghouli, Mahrez).
Kity od Waldemara Kity
Po potwierdzeniu skuteczności w rodzimej lidze w barwach CR Belouizdad Slimani mógł zacząć wierzyć, że marzenia o grze w Europie się ziszczą, wpierw jednak odrzucił lukratywne kontrakty z klubów z Zatoki Perskiej i Egiptu. W tym momencie w karierze Islama ponownie wkroczył Halilhodzić i polecił go Waldemarowi Kicie, prezesowi FC Nantes, którego trener jest żywą legendą. Działania selekcjonera Algierii były skuteczne i napastnikiem zainteresował się ówczesny szkoleniowiec Nantes Michel Der Zakarian. Kwota, jaką trzeba było przelać była symboliczna- 250 tys. euro, ale niestety negocjacje postanowił pilotować osobiście prezes wraz ze swoim synem. Efekt rozmów był taki, że Kita zaczął kręcić i ostatecznie zaoferował tylko 150 tysięcy płatne w trzech ratach, dodatkowo pensja oferowana Slimaniemu była o jedną trzecią niższa niż ta otrzymywana w ojczyźnie. Kontrakt z oczywistych względów nie został podpisany, a całą sytuację postanowił wykorzystać Sporting CP, który spełnił warunki postawione przez napastnika.
Leonardo Jardim – podejście pierwsze
O najlepszy okres w karierze Islama zapytałem Filipa Jabłońskiego, sympatyka Sportingu:
Do Portugalii ściągnął go Leonardo Jardim, ale początki Slimaniego w SCP były bardzo trudne – był przyspawany do ławki, a grał głównie Fredy Montero. Gdy już się pojawiał na boisku, był obiektem kpin i szydery nie tylko ze względu na słabą grę, ale również z powodu pokraczności w ruchach. W drugiej części pierwszego sezonu w barwach Sportingu Algierczyk jednak wygryzł Montero i stał się niekwestionowanym numerem jeden w ataku. Po odejściu Jardima i przejęciu zespołu przez Marco Silvę nie stracił na skuteczności, choć taktyka preferowana przez nowego szkoleniowca nie była dla niego optymalną. Swój prime miał w trzecim sezonie, pod wodzą kolejnego już trenera, tym razem Jorge Jesusa, gdzie jego skuteczność sięgnęła sufitu (32 spotkania, 27 goli). Większość swoich atutów pokazuje, gdy gra w duecie napastników, w takim ustawieniu osiągnął najwięcej w Sportingu, co zdecydowano się skopiować w reprezentacji Algierii, a obecnie także w AS Monaco Jardima.
Każdy kibic SCP widziałby go z powrotem w składzie, ale Islam odrzucił chimeryczny projekt aktualnego prezydenta i postanowił dołączyć do Monaco i grać ze starymi znajomymi Adrienem Silvą i Gelsonem Martinsem pod okiem trenera, który go odkrył.
Slimani podczas swojego ostatniego meczu rozpłakał się jak bóbr i powiedział, że tak wspaniale nie czuł się nigdzie i że kibice SCP są wielcy. Do miana legendy nie dorósł, ale jest jednym z ważniejszych zawodników Sportingu ostatniego dziesięciolecia. Tym bardziej że w trudnych meczach przeciwko głównym rywalom do tytułu (Porto, Benfica) – w przeciwieństwie do jego następcy Basa Dosta – strzelał jak najęty.
Powolny zjazd
Niesamowita kampania zaowocowała rekordowym transferem w historii algierskiego futbolu. Claudio Ranieri, płacąc za Slimaniego przeszło 30 milionów euro, uważał, że ten będzie idealnym uzupełnieniem duetu Riyad Mahrez-Jamie Vardy. Pierwszy rok w Anglii nie był powalający, ale osiem bramek zdobytych w lidze dawało nadzieję, że pieniądze nie zostały wyrzucone w błoto. Niestety w kolejnym sezonie Leicester zmieniło domyślną formację i zaczęło grać na jednego napastnika, a pozycja Jamie’ego Vardy'ego była niepodważalna. Ostatecznie w zimowym okienku w sezonie 2017/2018 po zdobyciu zaledwie jednej bramki w lidze został wypożyczony do walczącego o utrzymanie Newcastle United. Sroki były do tego stopnia zdesperowane, że pozyskały zawodnika z kontuzją, który przez kolejne półtora miesiąca nie był do dyspozycji Rafy Beniteza. Do końca sezonu Slimani wystąpił w zaledwie czterech spotkaniach Newcastle, w których ani razu nie pokonał bramkarza rywali. Wszyscy stracili na tym transferze, ale najbardziej Algierczyk, który nie potwierdził swoich umiejętności i po powrocie do Leicester nie miał szans na regularne występy. Czekało go wypożyczenie.
Kolejny kierunek obrany przez Slimaniego jest popularny dla przygasłych gwiazd, które nie chcą schodzić z wysokich apanaży. Jednak prócz zarobków nic w okresie jego pobytu w Fenerbahce się nie zgadzało. Jak wcześniej było przytaczane, Islam najlepiej odnajduje się w grze z dwoma napastnikami, gdy presja za zdobywanie bramek jest rozłożona i gdy ma możliwość cofnięcia się nieco w głąb pola i pomocy w rozegraniu piłki. Turecki klub grał jednak z jednym wysuniętym zawodnikiem, a sam Algierczyk popadł w konflikt z władzami klubu. Nie grał dobrze, jego klub pałętał się w dole tabeli, do eskalacji frustracji doszło w trakcie rozmowy z Damienem Comollim, francuskim dyrektorem sportowym, gdy wykrzyczał, że w tym zespole nawet Cristiano Ronaldo nie strzeliłby gola. Pod koniec lutego z zaledwie jednym trafieniem w 15 spotkaniach ligowych został odsunięty od pierwszej drużyny, co ostatecznie wyszło na korzyść Fenerbahce, które odbiło się od dna i zakończyło sezon na ósmej pozycji.
Leonardo Jardim – podejście drugie
Mając na uwadze ostatnie wyczyny Slimaniego w Turcji i w Anglii nie dziwi fakt, że nikt nie wierzył w słuszność decyzji Jardima o wypożyczeniu swojego byłego podopiecznego do targanego problemami Monaco. Tym bardziej że tydzień wcześniej do Księstwa sprowadzono za 40 milionów euro Wissama Ben Yeddera z Sevilli, a po niedługim czasie z RB Lipsk wypożyczono młodszego i dużo bardziej perspektywicznego Jean-Kevina Augustina.
Jednak Leonardo Jardim od początku miał plan na wykorzystanie Algierczyka w swojej drużynie. W Portugalii najczęściej korzystał z ustawienia 4-3-3, po powrocie do Monaco 4-2-3-1, ale po przyjściu Slimaniego ponownie zamieszał, dobierając taktykę do zawodników, a nie odwrotnie i od pierwszego spotkania sezonu Monaco grało w klasycznym 4-4-2 z Slimanim i Ben Yedderem na szpicy.
Umiejętność gry w głębi pola przytaczana na początku przez byłego Vahida Halilhodzicia jest szczególnie widoczna w obecnym sezonie Ligue 1, gdzie Slimani często się cofa do rozegrania, zostawiając miejsce na szpicy swojemu niezwykle skutecznemu partnerowi z ataku Wissamowi Ben Yedderowi (dziewięć goli). Na tyle dobrze odnajduje się w przemeblowanej układance Jardima, że dotychczas zaliczył już siedem asyst, a popisowym występem było spotkanie z Brestem, gdzie miał udział we wszystkich czterech bramkach zdobytych przez Monaco (bramka i trzy asysty).
Mimo bardzo słabego początku drużyny z Księstwa do skuteczności napastników nie można było mieć zastrzeżeń. Slimani wraz z Ben Yedderem mecz w mecz zaliczali asysty bądź strzelali gole, na nasze nieszczęście winowajcami tak niefortunnego startu ligi byli zawodnicy z bloku obronnego na czele z kapitanem AS Monaco, Kamilem Glikiem.
Za nami zaledwie 11 kolejek sezonu, a odbiór Slimaniego we Francji zmienił się o 180 stopni. Wpierw wyszydzany i niedoceniany, aktualnie ulubiony zawodnik kibiców Monaco i najlepiej oceniany zawodników w całej lidze przez prestiżowy dziennik „L’Equipe”. Ponoć już ruszyły rozmowy na temat aktywowania opcji wykupu zawodnika. Wątpliwe, żeby drużyny się nie dogadały, bo Lisom Islam jest zbędny i nie oczekują za niego dużej kwoty (8 milionów euro), a pod nowym-starym trenerem zarówno piłkarz, jak i cała drużyna odżyła i wszystko zmierza ku temu, aby AS Monaco zaczęło, choć w niewielkim stopniu nawiązywać do osiągnięć sprzed trzech sezonów.
MICHAŁ BOJANOWSKI