Kiedy letnie mercato w 2012 roku chyliło się ku końcowi, hojną ofertę przeprowadzki do Anży Machaczkała otrzymał Diarra. W konsekwencji „Los Blancos” naprędce musieli przygotować transfer jego następcy. Wtedy wybór padł na gracza Chelsea, który akurat przygotowywał się do meczu o Superpuchar Europy.
– Byłem z Chelsea w Monako z okazji meczu o Superpuchar Europy, gdy zadzwonił do mnie nieznany numer. Nie chciałem odbierać, ale mój kuzyn, który przebywał wtedy ze mną w pokoju, powiedział mi, żebym jednak to zrobił. Numer dalej wydzwaniał, więc w końcu odebrałem. Gdy tylko usłyszałem głos po drugiej stronie, od razu wiedziałem, z kim rozmawiam. To był José Mourinho – wyjawił.
W tamtym czasie defensywnego pomocnika mogącego występować również na pozycji bocznego obrońcy łączyło się z Arsenalem.
– Zaczęliśmy rozmawiać i powiedział mi, że słyszał, iż wybieram się do Arsenalu. Odpowiedziałem mu, że to fikcja. Nic nie słyszałem na temat Arsenalu. Powiedział mi, żebym nie odchodził do Arsenalu, tylko poszedł razem z nim. Zapytałem dokąd. Powiedział, że do Realu Madryt. Odpowiedziałem, że jestem na to przygotowany – stwierdził.
– To był ostatni dzień okna transferowego. Od razu zapytał mnie o numer telefonu do mojego agenta. Powiedziałem mu, że mogę przejść od zaraz, nawet jeśli wiązałoby się to z opuszczeniem boiska w trakcie meczu o Superpuchar Europy. Powiedział mi, że Lassana Diarra prawdopodobnie odejdzie do Rosji i gdy tylko domkną tę operację, to ruszą po mnie. Powiedziałem, że OK, będę na spokojnie czekał w pokoju. Poprosił mnie wtedy, abym dał mu kilka godzin i oddzwoni. Po jakimś czasie zadzwonił do mnie mój agent i powiedział na czym stoimy – uzupełnił.
– Lassana zgodził się na warunki przenosin do Rosji, gdy trwały ostatnie przygotowania do wyjazdu z hotelu na stadion, gdzie mieliśmy zmierzyć się z Atlético Madryt. Real Madryt był w ciągłym kontakcie z moim agentem. Gdy już praktycznie ruszaliśmy, zadzwonił do mnie i powiedział mi, żebym wracał do hotelu, bo on już dojeżdża na miejsce. Wtedy jak opętany zacząłem krzyczeć do kierowcy, żeby się zatrzymał i dał mi wysiąść. Koledzy z zespołu obserwowali to wszystko z wielkim zdziwieniem. Powiedziałem im tylko, że muszę wyjść i zobaczymy się później – kontynuował.
– Zrobiłem to, czego chciał mój agent i czekałem na niego w hotelu. Gdy przyjechał, wysłał fax i na szczęście wszystko zostało domknięte na czas. Powiedziałem mu, że muszę podjechać na stadion, żeby chociaż zabrać moje buty. Rzecz jasna na miejscu wpadłem na kolegów z zespołu, do których dotarły już wiadomości o moich przenosinach do Realu Madryt. Na spokojnie im wszystko wytłumaczyłem, że ta możliwość pojawiła się niespodziewanie i teraz muszę znów wrócić do hotelu, aby dokończyć papierkową robotę. Zabrałem buty i pożegnałem się z nimi – dodał.
Transfer w formie rocznego wypożyczenia był przeprowadzany w ogromnym pośpiechu.
– Następnego dnia byłem już w samolocie. Poleciałem tam w bluzie Chelsea. Zabrałem też wtedy jedną parę butów, jeansy i koszulkę. Z lotniska odebrał mnie José. Przywitał się ze mną, ruszyłem na badania, a dzień później rozpocząłem treningi – zdradził.
Essien w koszulce Realu Madryt przez cały sezon rozegrał 35 spotkań, w trakcie których zdobył dwie bramki i raz asystował. Kiedy z klubu odszedł Mourinho, „Los Blancos” nie zdecydowali się na przedłużenie współpracy z Ghańczykiem, dlatego wrócił on na Stamford Bridge. Obecnie 37-latek broni barw azerskiego Sabail.