23 sierpnia 1995 roku. To właśnie
tego dnia doszło do jednego z najbardziej pamiętnych spotkań w
historii polskiej piłki. Legia Warszawa walczyła o Ligę Mistrzów
w rewanżowym spotkaniu z IFK Göteborg. Zaczęło się fatalnie, bo
już w pierwszej połowie straty z pierwszego meczu odrobił Jesper
Blomqvist. Szwed popisał się pięknym uderzeniem z dystansu. Na
boisku nie było jeszcze wtedy Leszka Pisza, którego Paweł Janas,
zaskakując wszystkich, postanowił posadzić na ławce.
Urodzony
w Dębicy zawodnik pojawił się na nim kilka minut przed przerwą.
Już po niej doprowadził do remisu. Trafił do siatki strzałem
głową, mimo że był najniższy na murawie. Awans do fazy grupowej
Champions League przypieczętowała bramka z samej końcówki Jacka Bednarza. Legionistom udało się zdobyć Ullevi.
Skład
z tamtego spotkania?
Maciej Szczęsny - Marek Jóźwiak, Jacek
Zieliński, Zbigniew Mandziejewicz - Grzegorz Lewandowski (86' Adam
Fedoruk), Jacek Bednarz, Radosław Michalski, Tomasz Wieszczycki,
Krzysztof Ratajczyk (38' Leszek Pisz) - Jerzy Podbrożny, Cezary
Kucharski (56' Ryszard Staniek).
Awans
wywalczony kilka dni temu wzbudził nieco inne emocje niż sukces
ekipy Janasa. Mimo historycznego osiągnięcia, zamiast wielkiej
balangi, były gwizdy. Ale kibicom z Warszawy nie można było się
dziwić. Drużyna Besnika Hasiego od początku sezonu prezentuje się
bardzo słabo. W spotkaniach ze Zrinjskim Mostar, Trenczynem i
Dundalk wcale nie przeważała. A żadnej z tych ekip porównywać z
ówczesnym Göteborgiem raczej nie można.
A czy da się
porównać potencjał obecnej Legii z tą sprzed ponad 20 lat?
Porozmawialiśmy o tym z Jerzym Podbrożnym. To on strzelił jedynego
i jakże ważnego gola w pierwszym spotkaniu z Göteborgiem,
wykorzystując karnego po faulu na Cezarym Kucharskim.
- Wiadomo, że czasy się zmieniły, ale według mnie drużyna z tamtego okresu była lepsza. Więcej
było umiejętności czysto piłkarskich. Indywidualności. W
składzie mieliśmy bodaj 13 obecnych lub byłych reprezentantów kraju.
Widzi pan jakieś podobieństwa w tym
zespołach?
Szczerze? Bardzo
ciężko cokolwiek znaleźć. W środku naszą grą kierował
znakomity Leszek Pisz. On zawsze wiedział, kiedy przyśpieszyć, a
kiedy zwolnić akcję. Dogrywał takie piłki, że skrzydłowi czy
napastnicy, do których ostatecznie trafiały podania, mieli o wiele
łatwiejsze zadanie, żeby potem coś zrobić. Dzisiaj Legia nie ma w
swoim składzie tak kreatywnego zawodnika. Obok Leszka występował
Radek Michalski, który miał żelazne płuca. Nie ograniczał się
jednak tylko do gry w defensywie. Potrafił bardzo fajnie podłączyć
się do przodu. Stworzyć przewagę.
Dzisiaj za kreowanie odpowiada
Thibault Moulin.
Do Leszka mu daleko. Bardzo daleko. Nawet nie
ma co mówić.
Skrzydła?
Mieliśmy
Adama Fedoruka, byli Grzesiek Lewandowski z Jackiem Bednarzem... Oni
też mieli świetne zdrowie. Biegali od jednego pola karnego do
drugiego. Praktycznie się nie zatrzymywali i naprawdę robili
przewagę z boku. Najważniejsze było to, że również potrafili dograć
świetną piłkę. A dzisiaj? Spójrzmy chociażby na drugi mecz z
Dundalk. Steeven Langil jest szybki i nie ma problemów z tym, żeby
uciec przeciwnikom, ale brakuje dogrania. Jego podania są
niedokładne. Z rajdów więc praktycznie nic nie wynika. Wtedy tej
dokładności było więcej.
Bramka?
W
tamtych czasach mieliśmy dwóch kapitalnych golkiperów.
Zarówno Maciek Szczęsny, jak i Zbyszek Robakiewicz to byli super
bramkarze. Klasę Arka Malarza też trzeba jednak podkreślić. Od
jakiegoś czasu jest w najlepszej formie ze wszystkich legionistów.
Gdyby nie on, Legia straciłaby do tej pory o wiele więcej punktów
w Ekstraklasie. Kilka razy naprawdę uratował skórę kolegom.
W
ogóle nastały takie czasy, że Legii już nikt się nie boi. I nie
ważne czy to legioniści jadą do kogoś na wyjazd, czy rywal
przyjeżdża na Łazienkowską. Kiedyś, grając przeciwko
warszawiakom, wszyscy tylko czekali, aż padnie bramka. Rywale
bronili się jak najdłużej mogli, ale gdy padła już jedna, z
reguły zaraz przychodziły następne.
Dzisiaj za
strzelanie goli odpowiada Nemanja Nikolić. Wy byliście od niego
lepsi?
To już najlepiej,
żeby ocenił ktoś inny. Na pewno podstawowa różnica jest taka, że
my graliśmy dwoma napastnikami. Nieźle to wyglądało.
Teraz trener stawia na jednego.
W poprzednim sezonie Legia grywała
dwójką z przodu.
I w tym
również bym coś takiego widział. Legia jest zespołem, który
powinien tak grać. Szczególnie w Ekstraklasie. Mając
szybkich skrzydłowych, spokojnie można byłoby się na to zdecydować. Ale Besnik Hasi ma na to wszystko swój pomysł.
Widziałby pan kogoś z obecnego
składu Legii w waszej drużynie? Kogoś, z kim bylibyście jeszcze
mocniejsi?
Wydaje mi się, że nie. Skład był bardzo wyrównany. Każda formacja prezentowała wysoki
poziom. Do tego mieliśmy mocnych zmienników. Było dwóch, trzech
takich zawodników, po których wejściu na murawę praktycznie nic w
naszej grze się nie zmieniało. Było zdecydowanie więcej jakości.
To w której drużynie chciałby pan jeszcze raz zagrać,
gdyby tylko mógł zdecydować?
Bez
dwóch zdań, wybrałbym swój zespół. Ale na pewno
chciałbym mieć takie warunki, jakie mają obecni legioniści. W
końcu nie muszą się o nic martwić. My za czasów tamtej Ligi
Mistrzów musieliśmy sobie jeszcze sami prać sprzęt.
Głównie
dzięki wygranej z Rosenborgiem, wyszliście wtedy z grupy. Jak pan
to widzi w tym roku? Real, Borussia, Sporting...
Przed losowaniem wiadomo było, że na
tym etapie słabych przeciwników już nie ma. Każdy chciał grać w
Lidze Mistrzów, więc teraz trzeba podjąć rękawice. Na każdy
mecz przy Łazienkowskiej na pewno się wybiorę. Zobaczymy jak to
będzie wyglądało.
Pewnym można być jednego - fani nie zawiodą. Myśli pan, że mogą zrobić wrażenie na gwiazdach
Realu?
Na pewno zrobią. Niewiele klubów ma takich kibiców.
Co prawda na trybunach w Hiszpanii też bywa głośno, ale takich
opraw jak w Warszawie już nie ma.
Punkt zdobyty przez
legionistów będzie sukcesem?
Patrząc na zespoły, z którymi
zagrają - tak. Ale przecież w piłce wszystko jest
możliwe. Kto wie, może za te kilka tygodni Legia będzie w o wiele
lepszej dyspozycji?