Juventus Turyn zapłacił za Gonzalo Higuaina 90 milionów
euro. Do rekordu Garetha Bale'a zabrakło niewiele. Od dawna mówi się również o
transferze Paula Pogby do Manchesteru United za 120 milionów. Wiedza
ekonomiczna wśród kibiców raczej kuleje. Fani już dawno wydali werdykt -
piłkarski świat oszalał. Tak jest?
Z ekonomicznego punktu widzenia takie kwoty w ogóle mnie nie dziwią. Tak
funkcjonują kluby, a właściwie przedsiębiorstwa piłkarskie. Od jakiegoś czasu
we wszelkich moich publikacjach staram się wprowadzać to określenie do obiegu
naukowego w Polsce. Przedsiębiorstwa te są nastawione na wiązkę celi. Nie
chodzi tylko o zysk, ale również utrzymanie płynności czy podniesienie jakości
widowiska sportowego. Większość właścicieli podmiotów piłkarskich jest nastawiona
przede wszystkim na realizację celów krótkookresowych. Gdy przychodzi nowy
trener i pojawiają się życzenia dotyczące kupna nowych zawodników, to zwykle
wychodzą im na przeciw. W końcu zespół musi funkcjonować tak, jak on to widzi.
Oczywiście są szkoleniowcy, którzy nie potrzebują nowych graczy i z reguły są
zdania, że poradzą sobie z takim materiałem, jaki zastali.
Zostańmy przy Pogbie. Dla przedsiębiorstwa piłkarskiego, jakim jest Juventus, jest to pracownik, który posiada pewne umiejętności. W przypadku
Francuza bardzo ważnym aspektem jest unikalność. Mamy do czynienia z piłkarzem,
nazwijmy to, wybitnym. Tacy zawodnicy w skali globalnej stanowią jeden procent.
Występuje więc monopol podaży. Jest tylko jeden Messi, jeden Cristiano Ronaldo,
jeden Manuel Neuer i jeden Pogba. Każdy z nich jest wyjątkowy, posiada unikalne
umiejętności. Francuz również. Patrząc na innych zawodników o podobnym profilu,
ciężko znaleźć kogoś o zbliżonych możliwościach. Rzadkość w ujęciu ekonomicznym
posiada swoją cenę.
Przedsiębiorstwo piłkarskie osiągające przychody roczne powyżej 500 milionów
euro posiada zasoby finansowe na pokrycie takiego wydatku. 120 milionów za
jednego zawodnika z całą pewnością działa na wyobraźnię, ale mamy do czynienia
z gospodarką rynkową. Cenę wyznacza popyt i podaż. Osoby pracujące w
managemencie Juventusu dokonały wyceny zawodnika i określili ją na taką kwotę. Trzeba
podkreślić jednak ważną rzecz. Jeśli Juventus sprzeda Pogbę, nie otrzyma od
nabywcy od razu całej sumy na konto. W grę wchodzić będą pewnie płatności w czterech,
sześciu ratach.
Mimo wszystko ostateczna kwota robi na zwykłym kibicu piorunujące wrażenie.
Z obywatelskiego punktu widzenia to są oczywiście astronomiczne kwoty. To
wszystko przypomina troszeczkę taki współczesny handel niewolnikami. A główną
rolę odgrywają w nim agenci piłkarscy, którzy jeszcze podbijają cenę. Mają
prowizję, która wynosi od pięciu do 15 procent, więc zależy im na coraz
wyższych kwotach sum transferowych.
Obserwując rynek piłkarski, śledzę gospodarki wiodących państw w futbolowym
świecie. Całkiem niedawno na bardzo lukratywnych warunkach prawa telewizyjne odsprzedała angielska
Premier League. Oznaczało to tylko jedno - świeży dopływ gotówki do tzw.
football industry. I kluby z kontynentu to wykorzystują, bo wiedzą, że Anglików
stać teraz na bardzo dużo. Podmioty piłkarskie z innych krajów mogą o takich pieniądzach
tylko pomarzyć. Wyjątek stanowią Barcelona i Real, które dzielą między siebie
wielkie sumy z kontraktu telewizyjnego w Hiszpanii, dzięki czemu mają do
dyspozycji solidną porcję gotówki. Właśnie m.in. przez to kupno zawodnika za
100 milionów jest możliwe. Oczywiście można w tym wszystkim dostrzec istnienie
niedoskonałej konkurencji, którą cechują się ligi sportowe. Zamiast czystej konkurencji,
mamy taką regulowaną, co wynika z wpływu przepisów krajowych i
ogólnoeuropejskich na funkcjonowanie lig sportowych.
Każde przedsiębiorstwo piłkarskie decydujące się na wielomilionowy zakup
zawodnika, zadaje sobie pytanie czy podniesie on poziom sportowy i pomoże
osiągnąć wszystkie ustalone cele. Czy wpisuje się w długofalową strategię. Dla
Manchesteru United kimś takim jest Pogba. Świetny zawodnik, a zarazem osoba
bardzo medialna. Jego wizerunek można kapitalnie wykorzystać, poprawiając
pozycję na rynku azjatyckim i amerykańskim, A takie są przecież cele strategiczne
Manchesteru. Kluby - przedsiębiorstwa płacąc wielkie pieniądze, mają już w
głowie plan jak na tym zarobić. Choćby poprzez sprzedaż wizerunku na wiodących
rynkach.
Klub z Manchesteru w ostatnim czasie próbuje wchodzić na rozwijające się rynki
afrykańskie. I transfer Pogby, który ma przecież afrykańskie korzenie mógłby w
tej kwestii bardzo pomóc. Dla francuskojęzycznej części kontynentu jest bardzo
wiarygodny. Sprzedaż koszulek, przeróżnych gadżetów - przecież to ma znaczenie
ekonomiczne.
Myśli pan, że w dzisiejszych czasach istnieje ryzyko straty na
wielomilionowych transferach czy wszystko jest tak szczegółowo przeanalizowane,
że jest to praktycznie niemożliwe?
Wszystko jest możliwe. Ryzyko straty jest nieodłączną częścią działalności
gospodarczej. Przed transferami największe kluby przeprowadzają głębokie
wywiady medyczne i psychologiczne, analizują czy dany zawodnik da sobie radę z
każdego rodzaju obciążeniami, dociekają z jakiego środowiska wyszedł.
Rozmawiają nawet z rodzicami, chociaż to oczywiście dotyczy głównie młodszych
zawodników. Mimo wszystko ryzyko cały czas jest duże. Najbardziej prawdopodobne
w tej profesji są oczywiście kontuzje. Do tego kłopoty z prawem, co wbrew
pozorom nie zdarza się tak rzadko. Kontrakty z zawodnikami są jednak
skrupulatnie budowane. Wprowadzają pewne warunki i jeśli zawodnik się nie
dostosowuje, sam traci finansowo.
Najbardziej wymierny dla kogoś z zewnątrz jest wynik sportowy. Ale z nim wiążą
się również inne cele - zwiększenie liczby biletów czy karnetów, odzew kibiców
w mediach społecznościowych. Największe kluby zdają sobie sprawę z tego, że
sprowadzając kilku rozpoznawalnych zawodników ze światowego topu są w stanie
przyciągnąć zarówno fanów, jak i sponsorów. Bo jest to raczej taki zamknięty
krąg - klub, kibice, sponsorzy, telewizja.
Poruszając w ogóle temat ryzyka. Manchester United w swoim
dokumencie rejestracyjnym na giełdzie w Nowym Jorku, wśród ryzyka działalności
gospodarczej zwrócił uwagę na zagrożenia wynikające z Finansowego Fair Play,
którego pomysłodawcą był Michel Platini. Dzisiaj dla wiodących przedsiębiorstw
piłkarskich jest to wyzwanie, jak ominąć niewygodny przepis i realizować własne
cele. Anglicy z Manchesteru United, jasno poinformowali swoich przyszłych inwestorów,
że przepisy Finansowego Fair Play, które regulują m.in. wysokość kwot
transferowych i samych kontraktów, ograniczają konkurencję. Ich zdaniem takie
regulacje ograniczają swobodę działania, a tym samym hamują rozwój klubów.
Jak pan patrzy na wzrost najwyższych kwot transferowych w europejskiej
piłce? Na początku XXI wieku Luis Figo i Zinedine Zidane kosztowali Real Madryt
odpowiednio 62 i 75 milionów euro. Mimo wszystko, porównując to z dzisiejszymi
kwotami, różnice nie są duże. Wzrost wartości wspomnianych praw do transmisji
Premier League był i jest zdecydowanie bardziej gwałtowny.
Real zrobił pięć najdroższych transferów w historii. „Galacticos”, którzy
powstali kilkanaście lat temu byli autorskim pomysłem Florentino Pereza.
Pamiętajmy jednak, że te wszystkie transfery były możliwe tylko i wyłącznie
dzięki kredytom bankowym. Cristiano Ronaldo kupiono właśnie dzięki trzem
kredytom. Obecnie jest to trochę utrudnione, ale klub cały czas ma uruchamiane
kolejne linie kredytowe. Wszystko dzięki poręczeniom prezydenta klubu.
Pamiętam jak w 2009 roku z Realu odchodził Arjen Robben. Prezydent powiedział wówczas
Karlowi-Heinzowi Rummenigge, że mogą sprzedać Holendra Bayernowi Monachium za
ponad 25 milionów euro.
- Zapłacisz nam od razu?
- Co to za pytanie. Jest konkretna kwota, wszystko podpisuję i za godzinę macie
pieniądze na koncie.
Ale gdy kilka lat później transfer robiony był w drugą stronę i Toni Kroos
przechodził z Monachium do Madrytu, transakcja wyglądała zupełnie inaczej.
Perez rozłożył płatności na kilka rat. Doszło do nich zresztą parę innych
zobowiązań, choćby spotkania towarzyskie.
Nazwałbym to kulturą przedsiębiorczości. Zupełnie inaczej prowadzą swoje
przedsiębiorstwa i działają prezesi Bayernu i Olympique Lyon, a inaczej
Barcelony, Realu, obu Manchesterów czy Paris Saint-Germain.
Tak jak mieliśmy kiedyś bańkę spekulacyjną na rynku
nieruchomości, tak być może podobnie będzie z piłką. Pamiętajmy, że do gry
weszli Chińczycy, którzy realizują politykę państwa dotyczącą rozwoju sportu.
Dyrektorzy państwowych przedsiębiorstw mają za zadanie wspierać poszczególne
kluby w lidze chińskiej.
I od jakiegoś czasu coraz śmielej poczynają sobie na rynku międzynarodowym.
Pod względem finansowym stały się konkurencją dla europejskich zespołów.
Za zgodą chińskiego rządu została przecież dokonana ostatnia inwestycja w
Inter Mediolan. Inwestorzy z Suning Group odkupili udziały od dotychczasowego właściciela
z Indonezji. To rewolucja we Włoszech, a chiński kapitał będzie wchodził na
rynek coraz śmielej. Są to swego rodzaju bezpośrednie inwestycje zagraniczne.
Podobnie jest przecież z kapitałem płynącym do Manchesteru City czy PSG z
Zatoki Perskiej. Jest to pewien sposób na lokatę nadwyżek kapitału.
Niektóre ruchy sprawiają, że można się czasami zastanowić czy oni zawsze
mają na celu czysty zysk.
Jest to robione po prostu dla prestiżu, samego bycia właścicielem klubu piłkarskiego.
Z drugiej strony Arabscy czy Chińscy przedsiębiorcy doskonale wiedzą, że futbol jest najbardziej
medialną ze wszystkich dyscyplin. Przyciąga ogromną liczbę ludzi. Podobnie jest
zresztą w Indiach, gdzie najbogatsi przedsiębiorcy też inwestują już w piłkę.
Kapitał płynie. Nie ma ojczyzny, tylko krąży po planecie. Mając nadwyżki
finansowe, trzeba coś z nimi robić.
Dobrym przykładem takiej inwestycji bez dna przez długi czas była londyńska
Chelsea. Roman Abramowicz włożył w klub wiele miliardów euro, a efekty przyszły
po dość długim czasie. Mam tu na myśli zdobycie Ligi Mistrzów w 2012 roku.
Wracając do Chińczyków, latem sprowadzili do siebie Hulka
za 55 milionów euro. To szaleństwo ma rację bytu i będzie trwało?
To zależy bezpośrednio od stanu gospodarki chińskiej. Jeżeli
dalej będzie się rozwijała w tempie powyżej pięciu, siedmiu procent PKB, trend
zostanie utrzymany. Kluczowe będzie również to czy nie nastąpią zmiany w biurze
politycznym Komunistycznej Partii Chin. Ta poświęciła rozwojowi sportu sporo
uwagi w swoim planie pięcioletnim. W tamtejszym obozie władzy są jednak rożne
frakcje i jeśli w przyszłości dojdzie do przetasowań, sporo może się zmienić. Na
razie sport jest trendy. Wszystkie władze publiczne na świecie, zarówno te
demokratyczne, jak i autorytarne, są świadome, że jest on świetnym
przekaźnikiem wartości ukazującym kraj na zewnątrz.
To nie tyczy się zresztą tylko Chin. Spójrzmy nawet na polską Ekstraklasę. Większość
klubów należy do spółek Skarbu Państwa
albo samorządów lokalnych. Mamy więc do czynienia z interwencją na rynku ze
strony władz publicznych.
A jeśli chodzi jeszcze o samych Chińczyków. Sport jest elementem życia społeczno-ekonomicznego.
Sukcesów jednak nie kupi się za pieniądze. Nie kupi się też fanów i kibiców, a
przede wszystkim tradycji.
Kupi się, ale nie będą to prawdziwi fani.
Zgadza się. Klubową tożsamość buduje się bardzo długo. Przez 20, 50, 100 lat.
To wszystko stoi w Chinach trochę na glinianych nogach. Nie ma filarów,
solidnych podstaw. W Europie jest inaczej. Kluby wywodzą się z lokalnych
społeczności, zdarza się, że mają ponad 100 lat. Być może w Kraju Środka panuje
kult sportu i ta fascynacja rodzimą piłką będzie coraz większa, ale póki co
tamtejsza ludność mocno identyfikuje się z klubami europejskimi. Liga chińska
nie będzie przyciągać milionów kibiców. Przynajmniej nie od razu. Wszystko
trzeba wypracować, a na to potrzeba dekad.
Społeczeństwo chińskie ma jednak coraz większe żądania płacowe. Znaczną część
tych pieniędzy ludzie przeznaczą na oszczędzanie, bo struktura wartości w
konfucjanizmie jest inna niż w Europie. Mniejsza część środków trafi na
konsumpcję i być może będzie wiązało się to z uczestnictwem w meczach
piłkarskich.
Państwa z Półwyspu Arabskiego też próbują tworzyć atrakcyjne ligi piłkarskie.
Sprowadzają trenerów i zawodników z Europy czy Ameryki Południowej, ale
przecież takim działaniem nie wyrobią od razu wśród kibiców pewnych nawyków. Piłka
nie jest jeszcze na tych obszarach częścią kultury, jak w Europie.
CZY NIEBAWEM DOCZEKAMY SIĘ TRANSFERU ZA MILIARD EURO? WKRÓTCE DRUGA CZĘŚĆ WYWIADU!
„Transfery przypominają współczesny handel niewolnikami” [WYWIAD]
- Tak jak mieliśmy kiedyś bańkę spekulacyjną na rynku nieruchomości, tak być może podobnie będzie z piłką - mówi w rozmowie z Transfery.info doktor Artur Grabowski z Katedry Ekonomii Uniwersytetu Ekonomicznego w Katowicach.
Więcej na temat:
Artur Grabowski
Paul Pogba
Chiny
Wywiad
Gareth Bale
Juventus FC
Manchester United FC
Cristiano Ronaldo
Real Madryt CF
Anglia