Czy ich jeszcze pamiętasz? cz.3.: Pogoń Szczecin
2011-07-03 21:04:17; Aktualizacja: 13 lat temuPogoń Szczecin jest dumą zachodniego Pomorza Polski. Przez lata stanowiła idealne miejsce dla startu zawodników z tego rejonu do wspaniałej kariery. Marek Leśniak, Dariusz Adamczuk czy Radosław Majdan to tylko (...)
Amaral (wł. Alexandre da Silva Mariano) – gdy rodzina Ptaków rządząca w Szczecinie postanowiła sprowadzić armię zaciężną z kraju kawy, by podbić naszą ekstraklasę większość zawodników miała nazwiska, które żadnemu przeciętnemu kibicowi nie mówiły nic. Ale ten zawodnik stanowił wyjątek, był prawdziwą instytucją i można by rzec „piłkarską perłą” tamtej grupy. Przynajmniej na taką się zapowiadał. Co prawda gdy przyjeżdżał grać do Polski miał już prawie 33 lata, ale nazwy klubów, w których grał i liczba sukcesów, jakie osiągnął powalały na kolana. Amaral to były reprezentant Brazylii, w której zaliczył 31 występów, największy jego sukces reprezentacyjny to brązowy medal wywalczony w 1996 roku w Atlancie. Zdobył go razem z m.in. Ronaldo, Rivaldo, Roberto Carlosem czy Didą. A kluby, cóż zacznijmy od tych brazylijskich – Palmeiras (tam zaczynał dorosłą karierę), Corinthians, Vasco da Gama, Gremio Porto Alegre to tylko te, których nazwy warto wymieniać, do tego Europa – Parma, Benfica, Fiorentina i Besiktas. Czyż trzeba mówić więcej, z jaki wielkim talentem mieliśmy do czynienia. Ale jak się okazało do Polski przyjechał on w celu rozpoczęcia intensywnego odcinania kuponów od kariery. W Pogoni poziomem szybko dostosował się do większości zawodników, których pan Ptak prawdopodobnie przywiózł w walizce prosto z Copacabany. Łącznie w Polsce zaliczył 16 występów i zdobył jedną bramkę. Po przygodzie w Polsce, do której przyjechał z Atletico Minero Belo Horiozonte, było jeszcze gorzej w ciągu następnych 3 lat gry zaliczył tylko siedem występów, a występował kolejno w Santa Cruz Recife, Gremio Braureri i Perth Glory, gdzie ostatecznie zakończył karierę.
Claudio Milar (wł. Roberto Cláudio Milar Decuadra) – kariera tego urugwajskiego zawodnika miała bardzo smutny finał, lecz zacznijmy od tego co pozytywne i ciekawe. Do polskiej ligi zawodnik podchodził w sumie 3 razy, z czego 2-krotnie w barwach bordowo – granatowych, raz w barwach ŁKS – u Łódź. Łącznie zaliczył w niej 43 występy, które „okrasił” 13 bramkami, więc generalnie nie musi się on wstydzić swojego dorobku, wręcz przeciwnie, jest on całkiem przyzwoity. Mało tego w okresie gry w Pogoni był prawdziwą gwiazdą i motorem napędowym zespołu, w ŁKS – ie też nie wyglądało to źle. Może gdyby w Polsce dane było mu zagrać w lepszej drużynie zadomowiłby się w naszej lidze na dłużej i zapamiętalibyśmy go jeszcze bardziej. Po szczecińskiej przygodzie wrócił do Ameryki Południowej, do Brazylii znalazł tam zatrudnienie w klubie Grêmio Esportivo Brasil, w którym grał już wcześniej kilka sezonów. Zginął w Brazylii w wypadku autokaru, gdy jego drużyna wracała z towarzyskiego meczu z Santa Cruz FC. Reasumując tylko jego karierę w Polsce szkoda, że nikt z lepszych klubów nie odważył się go zatrudnić, zawodnik ten miał wyjątkowy przegląd pola, był szybki i dysponował nienaganną techniką. Doskonale wykonywał stałe fragmenty gry, mógłby być motorem znacznie lepszych polskich klubów... szkoda. Poniżej próbka jego umiejętności.
Oleg Salenko – ciekawe czy ktoś jeszcze pamięta, iż w polskiej lidze występował (choć to może zdecydowanie za duże słowo) inny niż Grzegorz Lato, król strzelców Mistrzostw Świata w piłce nożnej. Otóż w sierpniu 2000 roku do autokaru Pogoni, który stał na parkingu stadionu chorzowskiego Ruchu wsiadł zawodnik, którego przeciętny kibic musiał znać. Był to właśnie Oleg Salenko wspólnie z Christo Stoiczkowem król strzelców World Cup 1994. Na imprezie tej zasłynął nie tylko łączną liczbą bramek w turnieju, ale przede wszystkim wspaniałym występem w meczu przeciwko reprezentacji Kamerunu, w którym strzelił aż 5 spośród wszystkich swoich 6 turniejowych goli (poniżej można je zobaczyć). Okres, w którym zawodnik postanowił zawitać do Polski to okres prosperity Dumy Pomorza, w czasie tym klubem zarządzał turecki biznesmen Sabri Bekdas, który (przynajmniej na początku) nie szczędził grosza na dobre transfery i solidne pensje zawodników. Prawdopodobnie to właśnie przyciągnęło na polskie boiska Rosjanina. Ale cóż, jego forma w roku 2000 była daleka od tej z przełomu czerwca i lipca 1994, czy nawet tej z okresu występów Valencii CF, Dynama Kijów czy Glasgow Rangers, zawodnik był cieniem samego. W Pogoni łącznie zagrał 18... minut (tak, to nie pomyłka), tylko i aż tyle, zawodnik raptem raz wszedł z ławki, w meczu z olsztyńskim Stomilem i słuch po nim zaginął. Po okresie pobytu w Pogoni zakończył karierę, może i dobrze, bo był już najnormalniej sportowo bardzo słaby.
Autor: ADAM ZAJĄCZKOWSKI