Publicystyka: KOLEJORZ MISTRZEM? - 7 razy TAK
2008-09-03 17:53:53; Aktualizacja: 16 lat temuDo powtarzanego na Bułgarskiej hasła „idziemy na majstra” zdążyliśmy się już przyzwyczaić. W końcu słyszymy je od ponad roku. O ile rok temu takie zawołanie lechitów mogło być traktowane raczej w ka(...)
Na początku sezonu „poznańska lokomotywa” gra piłkę najlepiej „poukładaną”, najskuteczniejszą i najbardziej cieszącą oczy. Styl gry i efektowne zwycięstwa sprawiły, że Lech, już wcześniej będący jednym z najpopularniejszych polskich klubów, zyskał sporo nowych sympatyków w całym kraju. Gra Kolejorza wywarła też spore wrażenie na Leo Beenhakkerze, co zaowocowało liczną obecnością lechitów w kadrze na mecze eliminacji Mundialu 2010. Jak długo potrwa ta sielanka? Istnieją przesłanki, które pozwalają przypuszczać, że nie jest to jednorazowy wyskok formy lub zbieg nadzwyczaj fortunnych okoliczności, lecz efekt przemyślanej, długofalowej strategii klubu.
Szans Lecha nie deprecjonują nawet nieplanowane i raczej pechowe wpadki z Bełchatowem i Arką. Stracone punkty można będzie jeszcze odrobić, a wiadomo też, że zespoły prowadzone przez trenera Smudę przypominają wytrwałych długodystansowców i potrafią na finiszu wyprzedzić zmęczonych rywali.
Rozważając szanse Lecha na ponowne, po długich 16-tu latach, włożenie mistrzowskiej korony, znajdujemy sporo racjonalnych argumentów przemawiających „za”. Poniżej przedstawimy siedem najważniejszych powodów, które sprawią, że drużyna trenera Smudy będzie mogła za dziewięć miesięcy cieszyć się z mistrzowskiego tytułu.
Powód pierwszy – skład
Jeśli ktoś miał parę tygodni temu wątpliwości kto jest królem letniego transferowego polowania, to teraz definitywnie się ich wyzbył. Lech poczynił wzmocnienia we wszystkich formacjach, w każdej zyskując wartościowych zawodników, którzy znakomicie uzupełniają skład zespołu. Lewandowski i Stilić już teraz określani są mianem hitów transferowych i największych odkryć sezonu jesiennego. Arboleda, jeden z ulubieńców Franciszka Smudy, scementował blok defensywny, zaś Peszko znakomicie wypełnił lukę po odejściu Zająca. O najświeższym nabytku, bramkarzu Turinie, który nie zdążył jeszcze zadebiutować w Lechu, trener Młynarczyk mówi : „gotowy do gry w ekstraklasie”. Dzięki wymienionym transferom, oraz młodzieży awansowanej do pierwszego zespołu z drużyny Młodej Ekstraklasy, Lech może pochwalić się bardzo dobrze zbilansowanym, mocnym we wszystkich formacjach składem oraz solidnie obsadzoną ławką rezerwowych. Nie mieszczący się obecnie w wyjściowej jedenastce Reiss, Kucharski, Injac, Wilk, Djurdjevic czy Kikut stanowili by ozdobę większości drużyn Orange Ekstraklasy. Głębia składu pozwoli trenerowi Smudzie na stosowanie rotacji, a w razie nieuniknionych w trakcie sezonu kontuzji zapewni w miarę komfortowy spokój.
Powód drugi – sztab szkoleniowy.
„Smuda, gdzie te cuda?” pytali chórem kibice z Bułgarskiej w ubiegłym sezonie. Oczekiwano od trenera sukcesów niemal „od ręki”, bo też i przyznać trzeba, że „Franz” cieszy się środowisku futbolowym sławą "rainmakera". Smuda nie jest trenerem nowej generacji, pokolenia „laptopowców”, biegle operujących schematami, wykresami i statystykami. Nie błyszczy w mediach, nie prezentuje się w roli elokwentnego analityka, jak pupil poznańskiej widowni Czesław Michniewicz. Sam powtarza, że jego ulubionym narzędziem jest własny „trenerski nos” i korzysta z niego umiejętnie, o czym świadczą udane transfery i harmonijnie zestawiona drużyna. W odróżnieniu od niejednego laptopowego teoretyka, praktyk i motywator Smuda doskonale wie jak budować kondycję piłkarzy i jak przepracować okres zimowej przerwy, by na wiosennych boiskach zawodnicy biegali do każdej piłki, zamiast snuć się jak śpiące królewny. Sceptycy zarzucali mu, że odnosił sukcesy tylko tam, gdzie dostał największy w polskich warunkach budżet i możliwość ściągnięcia najlepszych krajowych piłkarzy. Można zatem zaryzykować twierdzenie, że skoro w tym sezonie wymienione warunki progowe sukcesu wreszcie zostały przez klub spełnione, „Franz” załatwi Poznaniowi upragnionego „majstra”.
Do pomocy ma profesjonalny ośmioosobowy sztab szkoleniowy złożony z trenerów, lekarza i masażystów. To Smuda ściągnął do Poznania Józefa Młynarczyka. Ile jest wart były reprezentant Polski jako trener bramkarzy widać choćby po postępach jakie poczynił spisywany kiedyś na straty Kotorowski. Z kolei Marek Bajor, asystent trenera i były doświadczony ligowiec, dowiódł ostatnio, że znakomicie potrafi rozpracować silne i słabe strony rywali Lecha, a to nie jedyna z jego zalet.
Powód trzeci – potencjał.
Poznański kandydat na mistrza ma młodą, perspektywiczną drużynę. Średnia wieku kadry pierwszego zespołu wynosi 24,4 lat, a pierwszej jedenastki 25,5 lat. Drużyna zrobiła w ostatnich miesiącach olbrzymie postępy, ale, co ważniejsze, może te postępy czynić nadal, gdyż daleka jest od pułapu swoich możliwości. Szczególnie dotyczy to linii środkowej, która decyduje o obliczu zespołu. Kreatywni playmakerzy Stilic i Murawski mają odpowiednio niespełna 21 i 27 lat, Bandrowski – 24 lata, a Peszko – 23 lata.
Mecze pucharu UEFA oraz powołania reprezentacyjne (nie tylko Polaków, także Rengifo, Stilica i Henriqueza) stymulują proces zdobywania przez zespół doświadczeń, podnoszenia poprzeczki celów i dają duży zastrzyk wiary we własne umiejętności. Ta ekipa ma spory potencjał wzrostu i wierzymy, że już w obecnym sezonie może grać jeszcze lepiej niż teraz.
Powód czwarty - kasa, misiu, kasa.
Już tylko wyjątkowo naiwni obserwatorzy nie dostrzegają przyczynowo – skutkowego związku pieniędzy ze sportowymi sukcesami. W piłce nożnej jest to szczególnie widoczne, bo budowa silnej drużyny i zapewnienie jej warunków odpowiednich, by skutecznie walczyła o mistrzostwo kraju po prostu sporo kosztuje. Ile? Różne nieoficjalne źródła podają, że budżety najbogatszych klubów Orange Ekstraklasy oscylują między kwotą 20 i 30 milionów złotych na sezon. Na czele stawki w bieżącym sezonie wymienia się właśnie Lecha. O poznańskim klubie mówi się również, że najlepiej w lidze płaci swoim zawodnikom, a co bardzo w polskich realiach istotne, pieniądze wypłacane są bez opóźnień. A piłkarz też człowiek, dla idei czasem może zagrać, ale żyć z czegoś musi. Nie przeceniamy roli pieniądza jako cudownego środka motywacyjnego, ale też nie da się zignorować faktu, że nic tak nie zniechęca do uprawiania zawodu jak brak wypłaty.
Finansowo Lech ma się dobrze, a może mieć się jeszcze lepiej. Zastrzyk gotówki spowodowany dobrymi występami pucharowymi z pewnością pomoże klubowi w realizacji budżetowych zamierzeń, a może nawet pozwoli je powiększyć.
Powód piąty – organizacja.
Nie wystarczy mieć kasę, trzeba jeszcze wiedzieć na co ją wydać i umiejętnie to zrobić. Inaczej dzieje się tak jak w przypadku Bełchatowa, który latem 2007 roku zaszokował środowisko piłkarskie, a przy okazji i biznesowe, zapowiedzią o 40-milionowym budżecie. Co działo się potem i na którym miejscu drużyna GKS skończyła rozgrywki sezonu 2007/2008 nie trzeba chyba kibicom specjalnie przypominać.Lechowi taki los nie grozi. Twórca i właściciel holdingu Amica Jacek Rutkowski cierpliwie i rozważnie budował swoją firmę. Lech, jako część holdingu, podlega takim samym biznesowym prawom, jak inne jego podmioty. Do tego potrzebna była profesjonalna organizacja zarządzana przez profesjonalną kadrę. Kolejorz erę tzw. działaczy piłkarskich lub prezesów z politycznym błogosławieństwem ma dawno za sobą. Może nie jest to jeszcze organizacyjny ideał na miarę klubów angielskich czy włoskich, ale bez ryzyka możemy postawić tezę, że Lech jest najlepiej zorganizowanym i najlepiej zarządzanym klubem piłkarskim w Polsce.
Połączenie Lecha z Amicą sprawiło także, że pod względem klasy obiektów sportowych oraz bazy treningowej klub z ulicy Bułgarskiej wyprzedza stawkę konkurentów o kilka długości. Ta przewaga procentuje szczególnie w okresach przygotowań przedsezonowych, czego efekty właśnie mamy okazję obserwować.
Powód szósty – słabość rywali.
Rozgrywki w sezonie 2008/2009 będą „wyścigiem dwóch koni”, gdyż kiepska postawa warszawskiej Legii, wywołana nie tylko czynnikami sportowymi, a również wyniszczającym klub konfliktem jego władz z grupą kibiców, chyba każe wykreślić legionistów z grona faworytów. Zostaje więc tylko Wisła, bo Groclin wyeliminował się sam przed rozpoczęciem rozgrywek, a pozostałe kluby nękane aferami lub brakiem pieniędzy, bądź jednym i drugim, nawet marzyć nie mogą o podjęciu walki o mistrzostwo.
Wisła, ciągle mocna jak na polskie warunki, potrafiąca wygrać z Barceloną, może mieć w ciągu sezonu kłopoty z motywacją. W klubie nie dzieje się najlepiej, bo Bogdan Cupiał dawno stracił cierpliwość i serce do tego biznesu. Drużyna po zdobyciu mistrzostwa, zamiast się wzmocnić, doznała osłabienia, co fatalnie wpływa na morale piłkarzy i szkoleniowców, którym marzył się (który to już raz?) awans do Ligi Mistrzów. Czy znajdą w sobie tyle motywacji, by po szybkim pożegnaniu europejskich salonów walczyć o kolejny tytuł mistrzów Polski, który dla wielu wiślaków nie stanowi już atrakcji, czy też w styczniu wybiorą drogę, którą podążyli Dudka i Kokoszka?
Powód siódmy – wiara Lecha.
Czyli, jak mawiają Anglicy, last but not least - kibice. Czytelnikom spoza Krainy Kwitnącego Ziemniaka winien jestem istotne wyjaśnienie. Słowo „wiara” w gwarze poznańskiej oznacza gromadę ludzi lub większą liczbę ludzi z jakiegoś terenu lub miejsca. „Wiara Lecha” to również oficjalna nazwa stowarzyszenia zrzeszającego kibiców najpopularniejszego poznańskiego klubu.
O tym, że Lech ma najlepszych i najwierniejszych fanów wiadomo od dawna. Określenie, że kibice są dwunastym zawodnikiem drużyny nie oddaje nawet w drobnej części wpływu, jaki na losy Lecha ma jego wiara. Jest z Kolejorzem od początku istnienia, na dobre i na złe. Świętowała mistrzostwa i puchary, opłakiwała spadki z ligi, ale nigdy się nie poddała i nigdy nie odmówiła ukochanemu klubowi wsparcia. Tworzy na stadionie atmosferę gorętszą niż karnawał w Rio. To dzięki niej piłkarzom w niebieskich koszulkach rosną skrzydła i dla niej walczą do upadłego. To dzięki niej klub przyciąga inwestorów i reklamodawców. Z jej powodu tysiące młodych piłkarzy marzą o grze w Poznaniu. Dzięki niej wiele wyjazdowych spotkań ligowych Kolejorz rozegra „u siebie”.
I nawet gdyby nie było żadnego z wcześniej opisanych sześciu powodów, to ten siódmy wystarczy, by móc uwierzyć, że Lech Poznań zostanie mistrzem Polski w sezonie 2008/2009.
Autor: Krzysztof Suchomski