Ćwierćfinał prawdę ci powie

Ćwierćfinał prawdę ci powie
Redakcja
Redakcja
Źródło: Transfery.info

Na placu boju pozostało już tylko osiem najlepszych reprezentacji i tylko jeden mecz dzieli cztery z nich od strefy medalowej. Wprawdzie awans do półfinału nie gwarantuje jeszcze medalu, bo pokonani w nim będą (...)

Na placu boju pozostało już tylko osiem najlepszych reprezentacji i tylko jeden mecz dzieli cztery z nich od strefy medalowej. Wprawdzie awans do półfinału nie gwarantuje jeszcze medalu, bo pokonani w nim będą musieli stoczyć walkę o brązowy medal, ale któż z faworytów przyjechał tu bić się o brąz? Marzą o złocie i dla jednych jest to tylko oczywiste potwierdzenie ich pozycji i aspiracji, dla innych śmiała, ale nie pozbawiona podstaw chęć sprawienia niespodzianki. Ćwierćfinał, jak Cyganka, prawdę Ci powie czyje marzenie spełnić się może. Zanim jednak przejdziemy do omówienia szans ćwierćfinalistów, wróćmy pamięcią do rozgrywek grupowych, by podsumować tę fazę rozgrywek.

W grupie A faworyci, Argentyńczycy, nie sprawili zawodu. Nie zademonstrowali jeszcze gry na miarę zgromadzonego w 18-osobowej kadrze potencjału, ale nie zostali do tego przez dotychczasowych przeciwników zmuszeni. Wygrywając w pierwszej odsłonie z najtrudniejszym grupowym rywalem, dalej, niczym dojrzali turniejowi wyjadacze, kontrolowali rozwój wydarzeń w grupie. Młodzieżowy argentyński „dream team”, prowadzony przez starszych Riquelme i Mascherano, nie szafował siłami, grał ekonomicznie, dobrze zabezpieczał dostęp do własnej bramki. W pierwszym meczu „bianco–celeste” stracili jedną bramkę, w kolejnych taki błąd już się nie powtórzył. Liczba strzelonych goli, stosunkowo skromna, byłaby większa, gdyby di Maria potrafił wykorzystać „jedenastkę”. Stanowiąca przed turniejem pewną zagadkę drużyna Wybrzeża Kości Słoniowej była chwalona po meczu otwarcia, w którym, mimo porażki, zdołała napędzić trochę strachu faworytowi i obrońcy złotego medalu. W następnych spotkaniach potwierdziła dobre o sobie opinie i wygrywając 4:2 z Serbią i 1:0 z Australią pewnie uplasowała się na drugim miejscu. Waleczni, ale nic poza tym, „Aussies” stawiali twardy opór lepiej wyszkolonym przeciwnikom, ale gdy strzela się w trzech meczach tylko jedną bramkę, trudno marzyć o sukcesach. Z kolei Serbom strzelanie goli przychodziło łatwiej, lecz też tracili ich nieporównanie więcej, w rezultacie kończąc rozgrywki na ostatnim miejscu w grupie, co z pewnością nie zaspokajało ich ambicji. Realnie oceniając, drużyny nie złożonej przecież z markowych i budzących respekt piłkarzy, a na domiar złego rozbitej wskutek konfliktu belgradzkiego Partizana z federacją, nie było stać na dużo lepszy wynik. Z występu Serbów zapamiętamy Vladimira Stojkovica dwukrotnie broniącego rzut karny.

Wyniki:
Australia - Serbia 1:1 (0:0)
WKS - Argentyna 1:2 (0:1)
Argentyna - Australia 1:0 (0:0)
Serbia - WKS 2:4 (1:2)
WKS - Australia 1:0 (0:0)
Argentyna - Serbia 2:0 (1:0)

Rywalizacja w grupie B była bardziej wyrównana i do końca trzymała zainteresowanych w napięciu. Zgodnie z naszymi wcześniejszymi przewidywaniami Nigeria wyprzedziła faworyzowaną Holandię i mających spore aspiracje Amerykanów. Japończycy wystąpili w niewdzięcznej roli dostarczyciela punktów, a na ich plus można zapisać jedynie fakt, że przegrywali swe mecze w minimalnym stosunku. Nigeryjczycy dowiedli, że talentów w ich kraju nadal nie brakuje, a marzenia o powtórzeniu sukcesu z Aten nie są bezpodstawne. Jak na przedstawicieli Czarnego Lądu przystało, gra do przodu idzie im znacznie lepiej niż zabezpieczanie własnej bramki. W meczach z Japonią i USA obejmowali prowadzenie 2:0, by z typową dla Afrykanów beztroską pozwolić przeciwnikom na zdobycie kontaktowego gola i doprowadzenie do nerwowej końcówki. Olimpijski team Holandii w odróżnieniu od narodowej drużyny nie czarował piękną grą. Skoro jednak na arenach Mistrzostw Europy ta piękna, efektowna gra nie przyniosła wymiernego, medalowego sukcesu, dewizą Foppe de Haana miała być przede wszystkim skuteczność. Jako trener ligowy nie słynął ze szczególnie wyrafinowanej taktyki, teraz też wybrał najprostsze rozwiązanie – grę na dużego, silnego „target mana”. W meczu z Nigerią taktyka nie sprawdziła się, ani Makaay w pierwszej połowie, ani Sibon w drugiej nie zdołali przechylić szali zwycięstwa na stronę „pomarańczowych”. Na mecz z USA wyszła para szybkich, operatywnych napastników Beerens – Babel. Babel szybko załatwił Holendrom prowadzenie, ale po przerwie karta odwróciła się i w 72 minucie to Amerykanie prowadzili 2:1. De Haan wrócił do ulubionej taktyki i jego „zaufany człowiek” Gerald Sibon w 93 minucie wyrównał na 2:2. To upewniło holenderskiego coacha co do słuszności obranego kierunku i w rezultacie w trzecim meczu Holendrzy męczyli się z grającą o pietruszkę Japonią, zdobywając gola z rzutu karnego (znów Sibon) w 73 minucie. Z kolei Amerykanom po dwóch całkiem dobrych meczach wystarczał do awansu remis w trzecim meczu z Nigerią. Ale czerwona kartka stopera Orozco na początku meczu osłabiła zespół i defensywa pozwoliła, by afrykańscy napastnicy buszowali w ich polu karnym niczym zające w kapuście, w rezultacie mecz zakończył się ich zasłużoną porażką oznaczającą wcześniejszy powrót do domu.

Wyniki:
Japonia - USA 0:1 (0:0)
Holandia - Nigeria 0:0
Nigeria - Japonia 2:1 (0:0)
USA - Holandia 2:2 (0:1)
Holandia - Japonia 1:0 (0:0)
Nigeria - USA 2:1 (1:0)

Grupa C tańczyła w rytm brazylijskiej samby. Tylko Belgowie stawili drużynie Dungi jako taki opór, ale był to pierwszy mecz „canarinhos” i po tym dość ciężkim rozruchu dalej było już „z górki”. W następnej potyczce faworyci rozbili Nową Zelandię, prowadząc już od 3 minuty i przez cały mecz dyktując warunki gry. Ronaldinho, czujący się coraz lepiej, zapisał na swoim koncie szeroko komentowane dwa trafienia ze stałych fragmentów gry. Były najlepszy futbolista globu próbuje na tym turnieju odzyskać utraconą formę i radość z gry w piłkę. To drugie, zdaje się, przychodzi mu łatwiej. W trzeciej odsłonie Brazylijczycy bezlitośnie, jak to określiły media, odarli z resztek złudzeń gospodarzy, zachowując się momentami jak na treningu, co nie bardzo przypadło do gustu miejscowej publiczności. „Canarinhos” nie stracili jeszcze w tym turnieju bramki, co świadczy raczej o słabości ich grupowych przeciwników niż betonowej formacji defensywnej. Belgowie udowodnili, że solidna europejska szkoła gry trzyma się mocno. Zdziesiątkowani w meczu z Brazylią przez sędziego, w końcu ulegli jedną bramką, lecz w następnych pojedynkach pewnie wygrywali, nie tracąc gola. Ich gra oparta jest na solidnej grze obronnej, w której istotną rolę pełnią cofający się pomocnicy, oraz szybkich kontrach tercetu De Mul, Mirallas, Dembele. Opowieści o znakomicie przygotowanych i zdolnych do sprawienia sensacji piłkarzach gospodarzy Igrzysk zostały dość brutalnie zweryfikowane przez rzeczywistość. Chińczycy zajęli 3 miejsce w grupie tylko dlatego, że sędziowie pomogli im zremisować z Nową Zelandią, a Brazylia nie zagrała z nimi na pełnych obrotach strzelając tylko 3 gole. Co zapewne jest marnym pocieszeniem dla zajmujących ostatnią lokatę w grupie Nowozelandczyków, ale lepsze takie pocieszenie niż żadne.

Wyniki:
Brazylia - Belgia 1:0 (0:0)
Chiny - Nowa Zelandia 1:1 (0:0)
Nowa Zelandia - Brazylia 0:5 (0:2)
Belgia - Chiny 2:0 (1:0)
Chiny - Brazylia 0:3 (0:1)
Nowa Zelandia - Belgia 0:1 (0:1)

Któż jeszcze, jak nie Włochy, mogłyby być kolejnym zespołem, który dotąd nie musiał wyjmować piłki z siatki. Zwycięzcy grupy D nie prezentowali bynajmniej catenaccio, lecz ciekawy, urozmaicony futbol, w dwóch pierwszych spotkaniach aplikując rywalom po 3 trafienia. Podopieczni Luigi Casiraghiego do włoskich nawyków powrócili w ostatnim meczu, remisując bezbramkowo z Kamerunem w meczu, w którym taki wynik całkowicie urządzał obie strony. Solidni obrońcy oraz dwójka defensywnych pomocników zabezpieczają spokój pod własną bramką, zaś reżyser gry Montolivo, ulokowani na skrzydłach kreatywni gracze Rossi i Giovinco oraz zmieniający się na szpicy Robert Acquafresca i Tommaso Rocchi stanowią o sile ofensywnej „azzurich”. Rodacy Samuela Eto’o raczej zasłużenie zajęli premiowane awansem miejsce. Wprawdzie w bezpośrednim pojedynku nie zdołali wykazać wyższości nad reprezentantami Korei Południowej, ale w meczach grupowych stracili tylko jedną bramkę, podczas gdy ich bezpośredni rywale do awansu aż cztery. Nie może być jednak Eto’o w żadnym wypadku dumny ze skuteczności swych młodszych kolegów. Dwa trafienia w siatce przeciwników nie wystawiają im najlepszego świadectwa. Podobnie jak Koreańczykom, którzy bardzo liczyli na awans do fazy play off i srodze się rozczarowali. Cóż, nie każdy zagraniczny trener jest cudotwórcą jak Hiddink. Dla piłkarzy Hondurasu sam udział w olimpijskich finałach był już wielkim osiągnięciem. Byli najsłabszą ekipą w gronie 16-tu finalistów i zakończyli udział w rozgrywkach nie strzelając ani jednej bramki.

Wyniki:
Honduras - Włochy 0:3 (0:2)
Korea Płd. - Kamerun 1:1 (0:0)
Kamerun - Honduras 1:0 (0:0)
Włochy - Korea Płd. 3:0 (2:0)
Korea Płd. - Honduras 1:0 (1:0)
Kamerun - Włochy 0:0

W wielkich piłkarskich turniejach faza ćwierćfinałów często weryfikuje szanse faworytów, jak i wyłonionych w trakcie batalii w grupach ewentualnych „czarnych koni”. Przykładem takiej weryfikacji były niedawne finały Mistrzostw Europy. Uznawani za jednego z faworytów Portugalczycy, zmiatający rywali niczym tajfun Holendrzy, zwycięzcy naszej grupy Chorwaci musieli uznać wyższość solidnych Niemców, natchnionych przez czarodzieja Hiddinka Rosjan i nieprawdopodobnie skutecznych w końcówkach Turków. Tak się złożyło, że trenerzy wymienionych jako pokonane zespołów w trzecim meczu w grupie, mając zapewniony awans wystawili do gry rezerwowych, dając odpocząć swoim gwiazdom. W przeciwieństwie do nich Niemcy, Rosjanie i Turcy do końca rozgrywek grupowych walczyli o awans nie mogąc sobie pozwolić na ulgowe potraktowanie żadnego meczu.

Strategia oszczędzania gwiazd w trzecim meczu okazała się na tamtym turnieju strategią przegrywającą. Czy opiekunowie olimpijskich faworytów wyciągnęli z tego wnioski?

Europejczycy z pewnością tak. Casiraghi, mając awans z pierwszego miejsca praktycznie w kieszeni, wystawił do meczu Kamerunem podstawową jedenastkę, dokonując zaledwie drobnych retuszy na bokach obrony. Argentyńczycy w ostatniej kolejce zafundowali urlopy największym gwiazdom, z wyjątkiem zabezpieczających środek pola Mascherano i Gago, oraz Lavezziego. Siestę mieli Riquelme, Messi, Aguero, Garay i Ustari. Dunga postąpił ostrożniej desygnując do gry kluczowych graczy Ronaldinho, Diego i Pato. Wolne otrzymał Anderson, którego skutecznie zastąpił Thiago Neves z Fluminense. Jeśli chodzi o Ronaldinho, to zważywszy, że w minionym sezonie niespecjalnie się przemęczał oszczędzanie go zakrawałoby raczej na żart. Jego sylwetka wskazuje, że przydałoby się mu zrzucić jeszcze parę kilogramów, w czym częste mecze mogą tylko pomóc.

W ćwierćfinałach spotkają się:

Argentyna – Holandia

Faworytami są Argentyńczycy. „Oranje” nie mają tak silnej defensywy, by była w stanie przeciwstawić się sile ognia, jaką Argentyna zgromadziła w swoich atakujących formacjach. Argentyńska defensywa powinna łatwiej poradzić sobie z czołgiem typu Sibon. Nawet zakładając, że może zadziałać „urlopowa klątwa”, trudno sobie wyobrazić odpadającą Argentynę.

Nigeria – Wybrzeże Kości Słoniowej

To afrykański mecz na szczycie, coś jak w Europie mecz Hiszpania – Włochy. Każdy wynik jest możliwy, bo obie firmy są równie nieobliczalne. Oba zespoły mają podobne wady i atuty, a złożone są z aspirantów do sławy Drogby lub Okochy. Szanse można określić jako 51 do 49 dla Nigerii.

Brazylia – Kamerun

Kamerun to zespół zdolny do niespodzianek, ale chyba nie aż takich. W tym ćwierćfinale dysproporcja pomiędzy poziomem umiejętności drużyn jest największa. Jeżeli brazylijskie gwiazdy spędzą noc grzecznie w swoich łóżkach sensacji się w tym meczu nie doczekamy.

Włochy – Belgia

Mimo, że poziom obu rywali jest tu bardziej wyrównany, turniejowe doświadczenie faworyzuje piłkarzy Italii. Nie zwykli wypuszczać z rąk takiej szansy. To raczej Belgowie będą w tym meczu skazani na obronę. Siła ofensywna i kreatywność jest po stronie Włochów.

Autor: Krzysztof Suchomski

Więcej na temat: Igrzyska Olimpijskie

Zobacz również

Relacje transferowe na żywo [LINK] Relacje transferowe na żywo [LINK] „To wstyd! Sędzia podszedł po meczu i...”. Gwiazdor Bayernu Monachium ujawnia „To wstyd! Sędzia podszedł po meczu i...”. Gwiazdor Bayernu Monachium ujawnia Nieoczekiwany bohater Realu Madryt. Jego transfer będzie kosztował... 1,5 miliona euro Nieoczekiwany bohater Realu Madryt. Jego transfer będzie kosztował... 1,5 miliona euro Skandal czy jednak słuszna decyzja?! Szymon Marciniak w ogniu krytyki po półfinale Ligi Mistrzów Skandal czy jednak słuszna decyzja?! Szymon Marciniak w ogniu krytyki po półfinale Ligi Mistrzów Szymon Marciniak niemal w mundialowej formie w półfinale Ligi Mistrzów. „Topowi piłkarze świata nawet nie mają odwagi się z nim kłócić” Szymon Marciniak niemal w mundialowej formie w półfinale Ligi Mistrzów. „Topowi piłkarze świata nawet nie mają odwagi się z nim kłócić” Spektakularny comeback Realu Madryt! Znów to zrobili: od 0-1 do 2-1 [WIDEO] Spektakularny comeback Realu Madryt! Znów to zrobili: od 0-1 do 2-1 [WIDEO] Niels Frederiksen osamotniony w Lechu Poznań?! Niels Frederiksen osamotniony w Lechu Poznań?! Girona finalizuje pierwszy letni transfer Girona finalizuje pierwszy letni transfer

Najnowsze informacje

Ekstra

Ekstra

Nasi autorzy