EMŚ: Katastrofa w Belfaście

Polska reprezentacja zaprezentowała się fatalnie w wyjazdowym spotkaniu eliminacji do mistrzostw świata. Porażka 2-3 z Irlandią Północną przejdzie do historii jako jeden z najbardziej spektakularnych festiwali błędów i pomyłek, którymi obdzielić można byłoby resztę, odbywających się w sobotę, spotkań.

W głównej roli wystąpiła niestety nasza defensywa, która pierwszy popis dała bardzo szybko. Nieporozumienie Artura Boruca i Jakuba Wawrzyniaka skwapliwie wykorzystał as gospodarzy David Healy (na zdjęciu), asystując przy bramce Feeneya. Kilkanaście minut potem po znakomitym podaniu Rogera, piłkę w siatce umieścił wracający do kadry Ireneusz Jeleń.

Dla Polaków gol nie był jednak impulsem do lepszej gry. Zaraz po przerwie bramkę zdobył Evans, wykorzystując to, że zagapił się kryjący go Wasilewski. Na trzecią bramkę Irlandczycy pracować nie musieli. Znakomicie wyręczył ich kapitan Michał Żewłakow, podając piłkę do Artura Boruca, oczywiście zgodnie ze wszelkimi kanonami sportu, czyli w światło bramki. Nasz bramkarz zamachnął się, nie trafiając jednak w piłkę, a ta spokojnie potoczyła się za jego plecami.

Złudzenie podjęcia jakiejkolwiek walki dała jeszcze bramka Saganowskiego, ale wtedy sędzia myślał już o zakończeniu spotkania, więc nie był to odpowiedni moment na odrabianie strat.

Już w środę kolejne spotkanie eliminacyjne, tym razem z najsłabszym w grupie San Marino. Jakikolwiek inny wynik niż bardzo wysokie zwycięstwo będzie trzeba traktować w kategoriach porażki. Szanse na awans wciąż są, ale będzie trzeba wygrywać na wyjazdach, co łatwym zadaniem nie jest. Dotąd jedynym zespołem, który doznał porażki na własnym terenie, był zespół outsiderów z San Marino.