Jeszcze nie tak dawno 31-latek cieszył się bezgranicznym zaufaniem Ernesto Valverde, który uważał wicemistrza świata z 2018 roku za gracza absolutnie nie do zastąpienia. Z tego też powodu hiszpański trener zrobił wszystko, aby środkowy pomocnik przed sezonem 2018/2019 nie odszedł do Paris Saint-Germain.
Wówczas Chorwat był zdania, że jego przynależność do barw „Dumy Katalonii” zostanie mu wynagrodzona poprzez nowy kontrakt i rzecz jasna podwyżkę. Właściwie ta myśl przyświecała mu, kiedy zostawał on na Camp Nou, lecz z czasem władze mistrza Hiszpanii
zaczęły wycofywać się ze swoich słów, argumentując to tym, że obecnie w klubowej kasie brakuje odpowiednich środków finansowych na ten cel.
Doszło jednak do tego w momencie, kiedy „Blaugrana” zapewniła sobie usługi Frenkiego de Jonga, a więc bezpośredniego konkurenta Ivana Rakiticia do gry w podstawowym składzie. Jakby tego było mało, po przybyciu Holendra Valverde zmienił pogląd na sytuację
Chorwata i od tego momentu nie traktuje go już jak zawodnika nietykalnego.
W efekcie doszło do rozłamu na linii piłkarz-trener, co tylko zostało wzmocnione poprzez niewystawienie 31-latka w dwóch kolejkach LaLiga z rzędu. Wówczas przez chwilę uważał on, że musi zrobić wszystko, aby odzyskać miejsce w podstawowej „jedenastce”,
jednak jego nastawienie według „Marki” uległo zmianie. Po wcześniejszych informacjach o tym, że klub chce się go pozbyć, miał on dojść do wniosku, że to rzeczywiście najlepszy wariant, szczególnie w kontekście jego dalszej gry w kadrze narodowej.
Mając to na uwadze, już w styczniu możemy być świadkami hitowego transferu z udziałem Ivana Rakiticia, który do niedawna znajdował się w orbicie zainteresowań m.in. Juventusu czy Manchesteru United.
W bieżącym sezonie 105-krotny reprezentant Chorwacji brał udział w sześciu spotkaniach Barcelony, lecz łącznie na boiskach spędził zaledwie 186 minut. Jego umowa wygasa 30 czerwca 2021 roku.