Francuski obrońca, który przez długi czas był łączony z opuszczeniem Katalonii, przeniósł się do Lizbony na początku lipca. Sporting nie zapłacił za 33-latka ani jednego euro, ponieważ Barcelona chwilę wcześniej rozwiązała z nim umowę. Los chciał, że Mathieu bardzo szybko zmierzy się na murawie z byłą ekipą.
- Czy moje życie po przenosinach do
Sportingu się zmieniło? Porównując to z Barceloną - tak. Czuję
się tutaj jak w Valencii. To bardzo rodzinny klub. W zasadzie od
pierwszego dnia poczułem się w nim niezwykle komfortowo.
- W
Barcelonie występują najlepsi piłkarze na świecie. Gdy tam byłem,
starałem się grać najlepiej jak tylko potrafię. Zanotowałem
sporo występów i przez te trzy lata dawałem z siebie maksimum. Tak
naprawdę jedyną smutną rzeczą jest to, że ludzie twierdzą, iż
rzadko pojawiałem się na murawie. Tymczasem w trakcie pierwszego
sezonu rozegrałem 58 procent ze wszystkich spotkań. W trakcie
drugiego niewiele mniej, bo 53, 54. Ostatni rok faktycznie był
trudny. Wszystko z powodu kontuzji i braku zaufania ze strony
trenera.
- Czy będę się cieszył, jeśli w środę trafię
do siatki? Nie wiem... Bardzo szanuje byłych kolegów z zespołu i
fanów. Jeśli tak się stanie, to tylko z powodu Josepa Marii
Bartomeu i Roberta Fernándeza (prezydent klubu oraz sekretarz techniczny - red.). Uważam, że potraktowali mnie bardzo
surowo - przyznał Francuz.