Najlepsze szkółki piłkarskie świata - cz. 2 [Arsenal Academy - Arsenal]

2010-05-03 16:47:25; Aktualizacja: 14 lat temu
Najlepsze szkółki piłkarskie świata - cz. 2 [Arsenal Academy - Arsenal]
Redakcja
Redakcja Źródło: Transfery.info

Do Arsenalu nieprzypadkowo przylgnął przydomek „Mała Barcelona”. Nie tylko za sprawą stylu, który wpaja swoim piłkarzom Arsene Wegner, ale przede wszystkim z powodu niemal identycznego podejścia do (...)

Do Arsenalu nieprzypadkowo przylgnął przydomek „Mała Barcelona”. Nie tylko za sprawą stylu, który wpaja swoim piłkarzom Arsene Wegner, ale przede wszystkim z powodu niemal identycznego podejścia do korzystania z wychowanków. Niebanalna w tym rola samego francuskiego menadżera, skoro akademia „The Gunners” obwołana została na Wyspach „Wengerowską fabryką talentów”.

Ośrodek treningowy Arsenalu mieści się w malowniczym hrabstwie Hertfordshire, oddalonym o 45 minut jazdy od Emirates Stadium w kierunku północnym. Dwupiętrowy budynek dzielą między siebie seniorzy oraz grupy młodzieżowe, przy czym jedni i drudzy są od siebie izolowani. Podział jest sztywny. Ośrodek jest podzielony na równe połowy. Prawa należy do piłkarzy pierwszego zespołu, lewa zaś do chłopców dopiero przyuczających się futbolowego fachu. Centralnie ulokowane są pomieszczenia wspólne, z których korzystają wszyscy, i to w nich właśnie nastolatkowie mają szansę z bliska ujrzeć swych idoli – chodzi o basen, salę gimnastyczną i stołówkę. Takich okazji jest doprawdy niewiele, bowiem szczelne ukrycie podopiecznych Wengera polega także na oddzieleniu boisk treningowych, na których odbywają się zajęcia seniorskie. Ponad trzyipółmetrowy płot uniemożliwia młodziakom jakikolwiek podgląd na popisy Fabregasa i spółki.

– Pierwszy zespół jest faktycznie skoszarowany. Nie mając możliwości obserwowania prowadzonych przez Wengera treningów, tworzy się coś w rodzaju pewnej zachęty. Można co najwyżej popatrzeć na zaparkowane samochody piłkarzy. Czy to dobre rozwiązanie? Do końca nie wiem, może. Pewne jest natomiast, że w takiej sytuacji jest do czego dążyć – opowiada Steve Bould, coach odpowiedzialny na drużynę Arsenalu do lat 18. Coś na kształt metody kija i marchewki, można rzec.

Recepcję zdobią fotografię najsławniejszych wychowanków londyńskiego klubu, z których część uczęszczała do akademii funkcjonującej już wedle życzenia i nakazów Wengera. Choćby Ashley Cole. Ale można doszukać się także zdjęć Tony’ego Adamsa czy Ray’a Parloura. Oni są dumą tego klubu, wykształceni piłkarsko właśnie przezeń. Im bliżej szatni, motyw przewodni podniosłych fotografii wciąż ten sam, zmieniają się tylko ich bohaterowie. Podziwiać można Nicklasa Bendtnera, Jacka Wilshare’a czy Kierana Gibbsa, czyli najświeższych absolwentów akademii, którym udało się przebić do szerokiej kadry Arsenalu.

Pozostając w tematyce wnętrza ośrodku treningowego Arsenalu – na pierwszy plan wybija się podwyższony poziom dyscypliny. Wśród rzeczonych fotografii futbolowych gwiazd, na ścianach można doszukać się stanowczych komunikatów, głównie zakazów. Bo nie wolno rzuć gumy w szatniach, zabrania również się korzystania z telefonów komórkowych oraz … podawania sobie dłoni (sic!). Ten ostatni „prikaz” umotywowany jest jak najskuteczniejszą minimalizacją ryzyka rozprzestrzeniania się rozmaitych chorób, a w szczególności – grypy. Kto bardziej wyczulony na punkcie teorii bezwzględnie czystych rąk, ma do dyspozycji podajniki z żelem, którym może szorować dłonie tak długo, jak mu się podoba. Byle tylko utrzymać szpitalną wręcz sterylność. Odwiedzający obiekt w charakterze gości natomiast obowiązani są do korzystania z plastikowych ochraniaczy na buty. Nikt bowiem nie ukrywa, że niemal wszystkie wytyczne odnośnie funkcjonowania akademii pochodzą bezpośrednio z poleceń Wengera. Także te tyczące się kwestii czystości. Porównując londyński przypadek do modelu barcelońskiego, francuski menadżer – pozostając aktywny w zawodzie – doczekał się statusu niemal tak szacownego, jaki wypracował sobie na Camp Nou Johan Cruyff.

Chłopcy z roczników młodzieżowych, by odnaleźć swój treningowy uniform, muszą szperać w specjalnych pudłach, które do szatni dostarcza Dennis Rockall (tamtejszy „Pan Koszulkowy”). Dopiero po awansie do drużyny rezerw przechodzi się na wyższy standard. Wówczas kostiumy są przygotowywane wcześniej, aby po wejściu do szatni gracze tylko szybko wrzucili je na siebie i już pędzili na murawę. Żółtodzioby z kolei po odnalezieniu właściwych strojów, udają się do następnego pomieszczenia. Za ścianami przebieralni mieszczą się specjalne pomieszczenia, z których zabierają buty, chroniące przed deszczem ortaliony i – na wypadek mroźnej aury – czapki. Po skończonych zajęciach, gracze odwiedzają te pomieszczenia w stylu „ante-chamber” raz jeszcze. Powód? Wracamy do maglowanej już higieny. W szatni ma być czysto, po prostu. Błoto, woda i trawa nie mają prawa się tam znaleźć. Stąd konieczność regularnych wizyt w tym swoistym przedsionku. Gracze sami dbają o część piłkarskiego ekwipunku, którą są buty. Poza tym, wśród pierwszoroczniaków rozdziela się poszczególne zadania. Trzech odpowiedzialnych jest za regularne pompowanie futbolówek i donoszenie ich na płytę boiska, także trzech samodzielnie transportuje imitujące rywali manekiny, trzech bierze ze sobą pachołki oraz znaczniki, a dwóch zabiera ze sobą butelki z wodą. Taki to już wątpliwy przywilej „świeżaków”.

Na wszystkim trzyma ręce papa Wenger. Menadżer Arsenalu monitoruje rozwój wszystkich nastoletnich zawodników, a zwłaszcza tych, którzy rokują najlepiej. Podczas specjalnej przemowy na starcie każdego sezonu, podkreśla znaczenie gry w barwach prowadzonej przez siebie ekipy. Niemłody, bo obchodzący w październiku już 61 urodziny, Wenger stara się oglądać jak najwięcej spotkań drużyny rezerw oraz Youth Cup [rozgrywki prowadzone przez The Football Association, w których udział bierze ok. 400 młodzieżowych zespołów z całej Anglii, a przeznaczone dla chłopców w wieku od 15 do 18 lat – przyp. red.], oczekuje także systematycznie składanych raportów przez wspominanego Boulda i Neila Banfielda, opiekuna rezerw. Osobiście może się także pojawić na którejś z sesji treningowych, oczywiście bez zapowiedzi. Taka niespodzianka. – Można zauważyć wyraźną zmianę w postawie chłopców, kiedy on (Wenger) pojawia się na zajęciach. Oczywiście mowa o zmianie in plus. Takie wizyty nie trwają jednak zbyt długo. Arsene to przecież wybitnie zajęty człowiek – wyjaśnia Bould.

– Jeśli Arsene potrzebuje zawodnika na którąś z pozycji, np. środkowego pomocnika, zwraca się do mnie bądź do Neila (Banfielda). My wtedy polecamy danego chłopca, mówimy „sprawdź tego, rzuć okiem na tamtego, oni się wyróżniają”. Tak to funkcjonuje – kontynuuje Bould. Nie jest to jednak sytuacja na tyle idylliczna, jak mogłoby się wydawać na podstawie słów szkoleniowca zespołu U-18. Dlatego Bould od razu przestrzega. – Na treningi pierwszej drużyny trafia sporo chłopaków od nas. Jest jednak coś, o czym należy koniecznie pamiętać. Jeśli ktoś już dostąpi szansy odbycia treningu z seniorami, a Wenger wyłapie, że taki delikwent ma braki w wyszkoleniu technicznym, drugiego razu może już nie być – mówi. Jedną z fundamentalnych zasad, na których opiera się Arsenal w Wengerowskim wydaniu, jest wszak techniczny perfekcjonizm. Dla „Kanonierów” piłka ma być czymś, z czego potrafią zrobić niestandardowy użytek, konstruując wyrafinowane akcje, bazujące na nienagannej wymianie szybkich i precyzyjnych podań. W związku z tym, wszyscy trudniący się w Arsenalu szkoleniem młodzieży kładą ogromny nacisk na podnoszenie technicznych umiejętności podopiecznych. Bould przyznaje, że potrafi na ten cel przeznaczyć nawet cały trening. Łącznie z rozgrzewką.

W tym, jak Arsenal podchodzi do wykorzystania młodocianych geniuszy futbolu, rysuje się pewien element specyfiki. Otóż do Londynu ściąga się – pod kątem zebrania szlifów jeszcze w akademii – młodzież w różnym wieku, nie wyłączając tego już późniejszego. To koncepcja odmienna od stosowanej powszechnie metody pozyskiwania piłkarzy jak najmłodszych i kształtowania ich piłkarsko praktycznie od początku. Wenger natomiast, poza częściowemu podporządkowaniu się ogólnemu trendowi, podąża autorsko wytyczoną ścieżką. To on potrafił wydać aż pięć milionów funtów na 16-letniego Theo Walcotta, to on wyłożył te same pieniądze na 18-letniego Aarona Ramsey’a, to on pozyskał 17-letniego Nicklasa Bendtnera etc. Wymienieni gracze nie są wcale typowymi wychowankami, oni pierwotnie dojrzewali w zupełnie innych klubach, tam pokazując to „coś”, które tak zaintrygowało Wengera. Najlepszym przykładem jest Cesc Fabregas, do 16 roku życia trenujący przecież w barcelońskiej La Masii (więcej o tej szkółce tutaj). Pomimo wdrożeniu pięknie brzmiących teorii Wenger w życie, w sporym stopniu Arsenal wciąż korzysta z cudzych talentów, podbierając je nie szczędząc przy tym gotówki. Młodzi, ale niekoniecznie wychowani w klubie – o tym warto pamiętać. Większość bowiem niezbyt imponujących wiekiem z Emirates Stadium trafiła do klubu stosunkowo późno, tylko ocierając się o szkółkę. Lecz jej klasy umniejszać nie wolno, pod żadnym pozorem. Gołym okiem widać wszak rezultaty pracy z tymi, którzy już z pewnymi podstawami wtłaczani są w system szkolenia na modłę Wengera. Pod tym kątem, Arsenal może pochwalić się wykreowaniem systemu niemal idealnego. Taki Fabregas przecież musiał zostać najpierw odpowiednio wytrenowany zanim stał się futbolistą światowego formatu. Przypadków identycznych do hiszpańskiego rozgrywającego jest na pęczki, wymieniać takich to łatwizna. Prawdziwych wychowanków jednak brakuje.

Na zakończenie, słów kilka jeszcze o edukacji intelektualnej. Chłopcy, którym Arsenal funduje stypendia, mają dbać również o wykształcenie. Pracujący na co dzień w West Herts College nauczyciele pomagają im w zdobyciu dyplomu BTEC, potwierdzającego wykształcenie na terenie kraju. Obcokrajowcy zaś mają indywidualne lekcje angielskiego, by dopiero po dostatecznym opanowaniu języka rozpocząć naukę ukierunkowaną na zdobycie powyższego dyplomu. To ta nudniejsza część. O wiele bardziej interesujące wydają się zajęcia dotyczące uprawianej przez nich dyscypliny sportu. Analiza poszczególnych części gry, rozpatrywanie jej detali pod różnymi kątami, podpatrywanie gwiazd piłki, w zależności od boiskowej pozycji danego ucznia – oczywiście przy użyciu najnowszych zdobyczy techniki. Apprenticeship in Sporting Excellence – taką nazwę nosi program edukacyjny, dokumentujący postępy w zdobywaniu wiedzy o – w tym przypadku – piłce nożnej. Eksperci prowadzą także lekcje z dziedzin dietetyki, finansów i mediów.

Do najlepszych obecnie absolwentów Akademii Arsenalu można zaliczyć następujących piłkarzy: Jack Wilshere (wypożyczony z Arsenalu do Boltonu), David Bentley (Tottenham Hotspur), Ashley Cole (Chelsea Londyn)

Mateusz Jaworski
Więcej na ten temat: Anglia Publicystyka