Pep Guardiola rozgoryczony po rewanżu na Santiago Bernabéu. „Byliśmy wspaniali, jednak to nie wystarczyło”
2022-05-05 07:57:41; Aktualizacja: 2 lata temuMenedżer Manchesteru City Pep Guardiola pocieszał swój zespół po porażce z Realem Madryt, twierdząc, że jego podopieczni dali z siebie wszystko, żeby zagrać w finale Ligi Mistrzów.
Wydawać by się mogło, że trafienie Riyada Mahreza z 73. minuty ugasiło ogień rywalizacji o awans do ostatniego etapu rozgrywek, w którym na swojego rywala czekał Liverpool. Stało się jednak zupełnie odwrotnie.
Real powrócił do gry w imponującym stylu, dzielnie napierając na bramkę Edersona przez ostatni kwadrans. W efekcie wprowadzony z ławki Rodrygo w krótkim odstępie czasu strzelił dwa gole, doprowadzając do dogrywki.
Przez dodatkowe pół godziny większy komfort psychiczny mieli gospodarze i potrafili to wykorzystać. Karim Benzema został sfaulowany w polu karnym City, po czym napastnik zdobył swoją 15. bramkę w tegorocznej edycji, w ostateczności posyłając angielskiego oponenta za burtę.Popularne
W błękitnej części Manchesteru ponownie unosi się rozczarowanie, bo znów nie uda się wygrać cennego trofeum, o które klub obsesyjnie walczy od ponad dekady. Szkoleniowiec nie ma jednak większego żalu do swoich piłkarzy.
– Potrzebujemy dnia lub dwóch, żeby dojść do siebie. Ale powstaniemy i powrócimy do walki – zapewnił Guardiola.
– Tak zrobimy, z tymi samymi ludźmi.
– Zrobiliśmy wszystko, co w naszej mocy. Byliśmy naprawdę bardzo blisko, ale ostatecznie nie dokonaliśmy tego, co byśmy chcieli.
– Czy to była najbardziej dotkliwa porażka w roli trenera w Lidze Mistrzów? Miałem tak samo trudne wieczory w poprzednich edycjach.
– Będąc szkoleniowcem Barcelony, zagraliśmy przeciwko Chelsea dwa świetne mecze, ale nie osiągnęliśmy finału. Jednak nie zaprzeczam, że ta noc także jest trudna.
Po dokładnych wyliczeniach okazało się, że Rodrygo wystarczyło 84 sekundy do tego, aby przywrócić ekipę z Madrytu do walki o finał. Guardiola odbiega jednak od stwierdzeń, że taka reakcja Realu nie pozwoliła powstać z kolan jego drużynie.
– Takie historie już się zdarzały w tych rozgrywkach. Zespół prowadzi, ale w końcówce potrafi być zdominowany przez przeciwnika i odwrócić losy meczu. W naszym przypadku tak to nie wyglądało. Nie czuliśmy się oblężeni.
– Prowadziliśmy w meczu, w drugiej połowie zagraliśmy bardzo dobrze, mieliśmy świetne szanse na kolejne gole. Nie czuliśmy jednak żadnego dyskomfortu związanego z ich atakami. Przeciwnik po prostu znalazł moment i drogę do bramki, chociaż dawaliśmy z siebie wszystko. Minutę później zdobył drugiego gola.
– W historii dokonywali już takich rzeczy, więc historia mogła się powtórzyć także w meczu z nami. Przez 180 minut byliśmy wspaniali, ale w rywalizacji chodzi o to, kto strzeli więcej goli. Real zdobył o jedną bramkę więcej od nas – podsumował.