Przełamanie Nikolicia i niepodważalna różnica klas przy Łazienkowskiej
2016-03-16 19:40:06; Aktualizacja: 8 lat temu Fot. Transfery.info
Spokój, pewność i koncentracja. Trzy cechy dzięki którym Legia sprawiła, że półfinałowy rewanż będzie tylko pozbawioną emocji formalnością.
Mało kto, a nie nikt, bo ludzie jakkolwiek związani z „Rycerzami Pomorza” zdążyli już przyzwyczaić się, że Radosław Osuch nie jest osobą, której choćby w najmniejszym stopniu zależy na byciu konwencjonalnym. I tak o to, wraz z początkiem 2016 roku w obieg poszła wiadomość, iż nowym szkoleniowcem Zawiszy będzie Zbigniew Smółka.
Już po tym jak poznaliśmy wyjściowe jedenastki widać było, że nie jest to facet, któremu ręce się trzęsą na myśl o rywalizacji z Legią. Postawił od pierwszych minut na aż pięciu zawodników sprowadzonych do Bydgoszczy w zimowym okienku transferowym, a najlepszy snajper drużyny, Szymon Lewicki, rozpoczął mecz na ławce rezerwowych.
Samo ustawienie piłkarzy na boisku również wyglądało niecodziennie, ale tylko na pierwszy rzut oka, bo Zawisza również w dwóch kolejkach ligowych korzystał z formacji 3-5-2. Jej nadrzędnym celem jest uniemożliwienie przeciwnikowi posyłania prostopadłych piłek za plecy obrońców, jednak już w 5. minucie wzięło ono w łeb. Goście wyglądali na bardzo skoncentrowanych oraz sprawiali wrażenie, że wiedzą co mają robić na murawie, jednak nie wzięli pod uwagę, że w stolicy gra pewien Pan piłkarz, który potrafi to, co stanowczo nie mieści się w 1.ligowych standardach. Ondrej Duda, bo o nim mowa, dostał piłkę w środkowej strefie boiska i bez zbędnego zastanowienia posłał idealnie dopieszczoną futbolówkę w kierunku wychodzącego na pozycję Prijovica. Obronną ręką ze starcia z rosłym napastnikiem Legii wyszedł Węglarz, jednak chwilę później musiał już skapitulować. Po krótko wykonanym kornerze i dośrodkowaniu Brzyskiego Nemanja Nikolic trafił do siatki i tym samym pierwszy raz od Walentynek zapisał się na listę strzelców.
To jest właśnie cały futbol. Można nad nim dywagować godzinami i nie spać po nocach, by w końcu wpaść na jakiś misterny plan, który będzie optymalny dla zespołu, a już po paru minutach gry może on spalić na panewce.
Pierwszy gol nie ostudził na dobre zapału Zawiszy. W dalszym ciągu zespół z niższej klasy rozgrywkowej starał się utrudniać grę faworyzowanemu gospodarzowi, a nawet w 12. minucie był o włos od strzelenia wyrównującego gola. Dobra wrzutka z rzutu rożnego zaowocowała tym, że po uderzeniu głową, całkowicie pozbawionego krycia, Piotrka Stawarczyka kibice stołecznej drużyny wstrzymali oddech i z zapartym tchem śledzili tor lotu futbolówki, która ku ich uciesze nie pozwolił jej wylądować w siatce.
Do końca pierwszej połowy zawodnicy Legii mieli spore problemy ze sforsowaniem obrony bydgoszczan. W środku pola nieźle spisywał się Gal Arel, grający w przeszłości w Segunda Division, który swoją determinacją napędzał kolegów z drużyny. Taki rozwój rzeczy nie podobał się trenerowi Czerczesowowi. Osetyjczyk stawał na głowie przy linii boiska i za wszelką cenę chciał by w poczynania jego zawodników nie wdarł się ani gram pychy.
Druga część gry odbywała się już pod dyktando tylko jednej ekipy. Warszawianie wyszli na nią jak po swoje i już na jej początku mieliśmy swego rodzaju deja vu. Goście byli ustawieni zdecydowanie zbyt głęboko, co wykorzystał Guilherme i w 49. minucie po błyskawicznej akcji kombinacyjnej oddał strzał, który z niemałym trudem obronił Węglarz. Legia w bliźniaczy sposób wykonała rzut rożny po którym fantastycznym uderzeniem z dystansu popisał się Łukasz Broź. Bramka na 2:0 była gwoździem do trumny dla motywacji piłkarzy Zawiszy i kolejne bramki wydawały się kwestią czasu.
Co przykre braki w koncentracji udzieliły się między innymi Kamilowi Drygasowi. Wielu wróży środkowemu pomocnikowi gości wielką karierę, jednak w dzisiejszym spotkaniu najzwyczajniej w świecie się spalił. Po tym jak niedokładnie zagrał na własnej połowie do M'voto, który delikatnie mówiąc, nie może pochwalić się zwinnością Leszka Blanika, skutkowało tym że Francuz stracił piłkę i po chwili Nemanja Nikolic podwyższył wynik spotkania. To nie był ostatni gol Węgra, bo w 79. minucie zdobył czwartego gola dla Legii.
Oprócz zawodników Zawiszy, niezadowolenia po tym meczu mają prawo nie ukrywać jeszcze dwie osoby. Do Euro 2016 pozostało 88 dni, a Adamowi Nawałce przez dzisiejszą, słabą postawę Michała Pazdana pewnie przybyła garść siwych włosów. Drugim, któremu daleko do uśmiechu jest Łukasz Broź. Prawo obrońca zagrał jak z nut, ale chyba nikt, począwszy od sprzątaczki klubowej, a skończywszy na Czerczesowie, nie myśli, że może on wygryźć ze składu Artura Jędrzejczyka.
Legia gromi Zawiszę i może nie dwoma nogami, ale jedną i połową drugiej jest już na Narodowym.